1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Boże Narodzenie, COVID i utrata bliskości fizycznej. OPINIA

26 grudnia 2020

W tym roku Boże Narodzenie jest inne niż zwykle. Pandemia postawiła w centrum uwagi naszą fizyczność i jej utratę, uważa komentator DW Martin Muno.

https://p.dw.com/p/3nDxk
Deutschland BdT Renninger Krippe
Zdjęcie: Marijan Murat/dpa/picture alliance

Około 2,3 miliarda chrześcijan na całym świecie świętuje Boże Narodzenie, upamiętniając narodziny dziecka. Abstrakcyjny, nieuchwytny Bóg (i być może dlatego tak często przedstawiany jest jako stary, biały mężczyzna) przyszedł na świat jako dziecko dobre 2000 lat temu lub jak to poetycko ujmuje Ewangelia według św. Jana: „A Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami”. A zatem wyjątkowe narodziny. Miejsce zdarzenia, stajnia, nie było odpowiednie dla Boga, ale jest częścią łatwej do zapamiętania logiki tej opowieści.

Także święta Bożego Narodzenia 2020 są wyjątkowe, i my również odbieramy je jako nieodpowiednie. I to nie tylko dlatego, że wielu z nas z powodu pandemii nie może być z tymi, których kochamy lub nie mogło kupić prezentów z powodu lockdownu. Świętujemy Boże Narodzenie, mając w tle aktualne doświadczenia, które są przeciwieństwem wcielenia opisanego przez św. Jana w Nowym Testamencie. Jest to głębokie, niepokojące doświadczenie odcieleśnienia lub utraty kontroli, które w sposób niewystarczający oddaje hasło „społeczny dystans”.

Samotny człowiek przy komputerze

Po pierwsze, jest to zanikanie „ciała społecznego”. Gdy oglądamy, załóżmy, wideo z czasów przed pandemią, z kilkoma osobami stojącymi blisko siebie lub nawet przytulającymi się, instynktownie reagujemy z przerażeniem, „Co oni robią? Tak nie można!”, aby chwilę później uświadomić sobie, że jest to coś, czego doświadczaliśmy i czym cieszyliśmy się przez dziesiątki lat, a co zostało w tym roku utracone.

Wspólne doświadczenia, takie jak wizyta na stadionie czy koncert są, przynajmniej na razie, realne jedynie w naszej pamięci. Ludzie są obecnie postrzegani jako potencjalne zagrożenie i całkiem słusznie trzymani są na dystans.

Codzienną jazdę do pracy zastąpiła samotność pracy zdalnej w domu. Konferencję czy szybką rozmowę w kuchni biurowej – wspólne przebywanie z innymi – zastępuje wirtualna przestrzeń wideokonferencji. A te są nastawione wyłącznie na wydajność i efektywność, a nie na poczucie wspólnoty. Traci na tym jakość wzajemnej komunikacji, gdyż  na ekranie w kwadratach widzimy tylko liczne małe twarze kolegów bez gestów i mimiki.

Cyfryzacja przenosi pracę z biura na stół kuchenny lub wszędzie tam, gdzie dobrze działa bezprzewodowa sieć WLAN. Praca przestaje być związana z konkretnym miejscem i dlatego dla niektórych, zwłaszcza osób mieszkających samotnie, staje się niewymierna . Nie ma początku i końca. Nowy, odizolowany świat pracy doprowadził również do odosobnienia. Zamiast bliskości współpracowników czujemy najwyżej własny ból pleców. 

Cierpiące ciało na oddziale intensywnej terapii

Nawet po pracy, komunikacja z innymi ludźmi pozostaje nadal wirtualna. Wideokonferencje zastępuje Facebook, Instagram, Whatsapp i inne serwisy społecznościowe. A to pasuje do obrazu, że najpopularniejsze aplikacje komunikacyjne firmuje jeden koncern.

Kommentarbild Muno Martin
Redaktor DW Martin Muno

Reakcje emocjonalne są trywializowane za pomocą lajków, symboli kciuka lub serc, albo przebijają się też w postaci niekontrolowanych postów nienawiści. Podczas pandemii wyraźnie zmieniła się przestrzeń społeczna. Gdzie podziali się ludzie, którzy śpiewają na balkonach lub oklaskują przepracowanych opiekunów?

Oprócz „ciała społecznego” istnieje też cierpiące z powodu pandemii ciało fizyczne i, niestety, ono nie zaniknie. Obraz nieprzytomnego ciała z rurą w płucach walczącego o przeżycie na intensywnej terapii już dawno stał się ikoną.

A przecież jest też takie bezbronne ciało, które nie może uchronić się przed wirusami, ponieważ jest skoszarowane w slumsach, masowych schroniskach lub obozach dla uchodźców. Albo też takie ciało, które umrze samotnie.

Niezależnie od tego, czy jesteśmy pobożnymi chrześcijanami czy nie, bożonarodzeniowa historia, szczególnie w kontekście pandemii, uświadamia nam, że jesteśmy istotami fizycznymi, które potrzebują opieki i uczucia, od urodzenia przez całe życie do śmierci. Albo, jak mówi filozofka Judith Butler: „Życie przerasta jednostkę w formach współzależności, które wszyscy powinniśmy nauczyć się afirmować, nawet jeśli stan ten może wydawać się chwilowym zagrożeniem”.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

Betlejem bez pielgrzymów