1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Dziadek z Żelaznym Krzyżem. Wystawa w Opolu

Aureliusz M. Pędziwol18 marca 2015

Autorami otwartej w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu wystawy „Dziadek z Wehrmachtu" jest trójka młodych ludzi ze stowarzyszenia Genius Loci – Duch Miejsca z Rudy Śląskiej.

https://p.dw.com/p/1EqJl
Oppeln - Museum des Oppelner Schlesiens Der Grossvater aus der Wehrmacht
Były żołnierz Wehrmachtu Jerzy Dudek pokazuje swój dyplom Krzyża Żelaznego drugiej klasyZdjęcie: DW/A. Pędziwol

Autorami otwartej właśnie w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu wystawy „Dziadek z Wehrmachtu. Doświadczenie zapisane w pamięci” jest trójka młodych ludzi ze stowarzyszenia Genius Loci – Duch Miejsca z Rudy Śląskiej.

Ale tej wystawy zorganizowanej razem z Domem Współpracy Polsko-Niemieckiej z Gliwic i Opola pewnie by nie było, gdyby nie pewien polityk z Trójmiasta.

W październiku 2005 roku, na kilka dni przed drugą turą wyborów prezydenckich w Polsce, ukazał się w tygodniku „Angora” wywiad z Jackiem Kurskim, szefem sztabu wyborczego kandydata na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który między innymi powiedział: „Poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu. Na Pomorzu zdarzało się często wcielanie do Wehrmachtu, ale siłą. Cokolwiek było z jego dziadkiem – nie winię za to Donalda Tuska.

Winię go jedynie za tolerowanie plotek na ten temat. Powinien albo zaprzeczyć, albo potwierdzić a nie milczeć”. Za tę wypowiedź Kurski stracił wprawdzie posadę i został (na krótko) wyrzucony z Prawa i Sprawiedliwości, ale osiągnął zamierzony cel – Lech Kaczyński na ostatniej prostej wyprzedził Donalda Tuska i stał się prezydentem Polski.

Wkrótce potem główne programy informacyjne telewizji publicznej TVP i prywatnej TVN pokazały meldunek odnaleziony w berlińskim archiwum* potwierdzający, że urodzony 23 marca 1907 w Gdańsku Józef Tusk rzeczywiście służył w kampanii Kadrowej 328 Zapasowego Batalionu Szkolnego Grenadierów. Tyle tylko, że nie był ochotnikiem, lecz został wcielony do Wehrmachtu. TVN poinformowała ponadto, że według archiwów brytyjskich Józef Tusk już od 24 listopada 1944 roku był w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Ale Donaldowi Tuskowi już to nie pomogło.

Oppeln - Museum des Oppelner Schlesiens Der Grossvater aus der Wehrmacht
Wernisaż wystawy „Dziadek z Wehrmachtu“Zdjęcie: DW/A. Pędziwol

Ka-cwaj

Bardzo podobne były losy Jerzego Dudka, urodzonego w 1925 roku w Cieszowej górnika z kopalni Concordia w Zabrzu. 26 sierpnia 1943 roku dostał powołanie do Wehrmachtu. Miał 18 lat. Najpierw trafił do jednostki grenadierów pancernych w Liegnitz – dzisiejszej Legnicy, później na front włoski, gdzie został wyszkolony na sapera. Kapitulacja zastała go w Cortina d’Ampezzo, w Dolomitach. Natychmiast potem zgłosił się do polskiego wojska. – Niektórym się udało prędzej zbiec i dostać do Andersa. A mnie tak jakoś się ułożyło, że do końca wojny byłem w niemieckiej armii – wspomina dzisiaj.

W polskim wojsku na obczyźnie służył kolejne dwa lata, potem wrócił do kraju. Okazało się, że władz PRL wcale nie obchodziła jego służba w Wehrmachcie, natomiast bardzo interesowała ich armia Andersa. – Tylko z tego powodu nas nagabywali. Przez pięć lat mnie nachodzili i zadawali różne podchwytliwe pytania – mówi.

Swej służby w Wehrmachcie pan Jerzy nie ukrywał. – A czemu miałbym to robić? To się zresztą nie dało, wszyscy znajomi wiedzieli – dodaje. Nie bał się też przechowywać pamiątek z tamtych czasów. Zdjęcie z frontu miał wprawdzie tylko jedno, ale kilkanaście z koszar. I odznaczenie – „Ka-cwaj”, jak mówi – Żelazny Krzyż Drugiej Klasy. Zaświadczenie wystawione 18 lutego 1945 roku „Im Namen des Führers“ – „W imieniu wodza“ – o przyznaniu go gefrajterowi Georgowi Dudkowi jest jednym z eksponatów opolskiej wystawy.

(czytaj dalej na str. 2)

Święta Barbara

Również Jerzy Burzyk z Kochłowic – do 1951 roku były samodzielną gminą, dziś są dzielnicą Rudy Śląskiej – dokładnie pamięta datę wcielenia do Wehrmachtu. Był to 24 czerwca 1943 roku. Nie miał jeszcze skończonych 18 lat, urodziny obchodzi w październiku. Jego z kolei wysłano do Metzu we Francji, ale potem został przerzucony na front wschodni. – Najgorsze czasy to były w niewoli, już po zakończeniu wojny. Musiałem pracować na kopalni w Donbasie. Ani pojeść suchego chleba nie dali. Niewolnik niemiecki nie miał żadnego prawa – wspomina.

Oppeln - Museum des Oppelner Schlesiens Der Grossvater aus der Wehrmacht
Były żołnierz Wehrmachtu Jerzy Burzyk (p.) i jego syn MarekZdjęcie: DW/A. Pędziwol

– Miejscowość nazywała się Kadijewka – dodaje. Dziś to Stachanow – według rosyjskiej Wikipedii, jedyne na świecie miasto nazwane na cześć robotnika. Wschodnia Ukraina, okręg ługański, obszar wojny włączony do samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej.

Matka szykowała dla niego inną przyszłość. – Miałem być księdzem a nie zabijać – powiedział na wernisażu. Może dlatego najchętniej wspomina te momenty, gdy Opatrzność ocaliła mu życie, czy to na froncie, kiedy zdążył powiedzieć sowieckiemu żołnierzowi, że jest Ślązakiem, czy w sowieckiej niewoli, kiedy na chwilę przysnął w kopalnianym wyrobisku. Wtedy ktoś go szturchnął. Przebudził się, nikogo nie zobaczył, przesunął się kawałek. – To była święta Barbara – mówi dziś. Chwilę później tam, gdzie drzemał, runął strop.

Plama na honorze

Marek Burzyk dowiedział się dopiero w 1981 roku, że jego ojciec był w Wehrmachcie. – To był temat tabu, plama na honorze. Przynajmniej w naszej rodzinie – mówi. Przyznaje też, że były obawy. Dlatego nie tylko nie rozmawiano o tym ze znajomymi. Zdjęcia i inne pamiątki z tamtych lat wylądowały w piecu. Nie ma ich na opolskiej wystawie.

O takich chwilach w wielu śląskich, ale pewnie również kaszubskich czy mazurskich domach przypomina piec z nadpalonymi fotografiami w palenisku. – Oczywiście nie oryginalnymi – zastrzegł jeden z organizatorów ekspozycji.

Wszystko zmieniło się po 1990 roku – także postrzeganie swojej dotąd nierzadko wstydliwej historii. A ćwierć wieku później możliwa stała się taka właśnie wystawa. – Bardzo dobrze, że pamięta się o tych ludziach, z których jeszcze niektórzy żyją, ale i o tych, którzy zostali pomordowani na jednym, czy drugim froncie – mówi Marek Burzyk.

Po prostu ludzie

„Ta wystawa nie jest o historii Wehrmachtu”, można przeczytać na jednej z pierwszych plansz. „Źródłem, które umożliwiło jej powstanie, jest ludzka pamięć. To specyfika pamięci sprawia, że nie znajdujemy tu wielu elementów z historii Wehrmachtu, które – choć opracowane przez historyków – nie zostały przywołane we wspomnieniach naszych rozmówców” – tłumaczą autorzy ekspozycji Marcin Jarząbek, Magdalena Lapshin i Karolina Żłobecka.

Oppeln - Museum des Oppelner Schlesiens Der Grossvater aus der Wehrmacht
Organizatorzy wystawy „Dziadek z Wehrmachtu“ Marcin Jarząbek i Karolina ŻłobeckaZdjęcie: DW/A. Pędziwol

W ramach trwającego dwa lata projektu udało się nagrać 48 relacji świadków, w większości śląskich żołnierzy Wehrmachtu, ale także członków ich rodzin. Jedyny dodatkowy warunek: mieli to być ludzie, którzy mieszkali i funkcjonowali w polskiej powojennej rzeczywistości. Znalazły się wśród nich zarówno osoby z silną polską, czy niemiecką tożsamością, jak i tacy, którzy podawali się za Ślązaków, ale też tacy, którzy nie potrafili się jednoznacznie określić, lub mówili, że są „po prostu ludźmi”.

Pamięć zbiorowa

Historyk Karolina Żłobecka przyznaje, że zaskoczyło ją, w jaki sposób byli żołnierze Wehrmachtu opowiadali o wojnie. – Spodziewałam się, że będą mówić o represjach i poczuciu wewnętrznego dysonansu, kiedy dostawali powołania do wojska. A tego w tych relacjach nie ma – mówi – Oni to traktowali jako obowiązek. Że muszą iść, bo w przeciwnym razie represje spotkają ich rodziny.

Nie było w tym względzie zasadniczych różnic między relacjami Polaków, Niemców, Ślązaków, czy „po prostu ludzi”. Różnice pojawiały się natomiast w wypadku żołnierzy, którzy trafili do niewoli czy zdezerterowali a potem zgłosili się do armii Andersa. – Oni identyfikowali się mocniej z Polskimi Siłami Zbrojnymi na Zachodzie niż z Wehrmachtem – twierdzi Żłobecka.

Ale to niekoniecznie musi być efekt ich wewnętrznego przekonania, lecz wpływ następnych kilkudziesięciu lat po wojnie, przeżytych w Polsce. – Ja bym powiedziała, że to jest bardziej wynik oddziaływania pamięci zbiorowej w Polsce – mówi Karolina Żłobecka, ale od razu zastrzega, że to jest jej pierwsze wrażenie a nie wynik naukowych analiz, na które jeszcze nie było czasu.

Dziadek z SS?

Dotychczasowe reakcje na wystawę i poprzedzający ją projekt są zdaniem Żłobeckiej „na razie wyważone”, a nawet „raczej sprzyjające.” Jedynie czasem pojawiają się w komentarzach pod informacjami o ekspozycji pytania „po co taka wystawa?” i stwierdzenia, że „skoro jest już »Dziadek z Wehrmachtu«, to zaraz będzie »Dziadek z SS«”. Ale to na razie podobno marginalne głosy.

A najzabawniejsze, że podobno to nie historia z dziadkiem Donalda Tuska była inspiracją do zorganizowania tej ekspozycji. Tak przynajmniej twierdzi kuratorka. Ona sama na ten temat trafiła właśnie poprzez Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, którymi się wcześniej zajmowała, gdy okazało się, że niektórzy ich żołnierze, z którymi rozmawiała, służyli przedtem w Wehrmachcie. Natomiast pochodząca z Górnego Śląska pozostała dwójka znała tę historię z przekazów rodzinnych i sąsiedzkich.

Aureliusz M. Pędziwol / Małgorzata Matzke

*Archiwum Deutsche Dienststelle (WASt) für die Benachrichtigung der nächsten Angehörigen von Gefallenen der ehemaligen deutschen Wehrmacht powstało z placówki informacyjnej Wehrmachtu o poległych i jeńcach wojennych Wehrmachtauskunftstelle für Kriegerverluste und Kriegsgefangene – stąd umieszczony w nawiasach skrót w nazwie dzisiejszego urzędu.