1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Europejska polityka zagraniczna jest jej otwartą flanką

Barbara Wesel22 marca 2015

Unia Europejska tak długo zamyka oczy na pojawiające się kryzysy, aż robi się za późno. Skutki tego boleśnie odczuwają wszystkie kraje członkowskie UE, uważa Barbara Wesel.

https://p.dw.com/p/1Ev3R
Libyen Kämpfer der selbsternannten Regierung
Konflikt w Libii wciąż się tli, ale może rozgorzeć w każdej chwili na dobreZdjęcie: Reuters/G. Tomasevic

Przez pół nocy czołówka unijnych polityków wykłócała się z greckim premierem Aleksisem Cyprasem. Bez większego powodzenia, jak się okazało następnego dnia rano. To karygodne marnotrawstwo czasu.

Byłoby lepiej, gdyby w ciągu tych godzin szefowie rządów skupili się na naprawdę ważnych sprawach unijnej polityki zagranicznej, które, jak zwykle, tylko pobieżnie omówiono przy okazji spotkania. Polityka zagraniczna jest otwartą flanką Europy. Jest to martwy punkt w Unii Europejskiej, która powstała pierwotnie z powodów gospodarczych i wciąż nie spełnia należycie swej roli politycznej.

Wynika to częściowo z tego, że polityka zagraniczna w zasadzie w dalszym ciągu leży w gestii państw członkowskich UE, mających często różne interesy i tradycje dyplomatyczne. Z drugiej strony wydaje się, że zmiany w sytuacji bezpieczeństwa na granicach zewnętrznych UE umykają jeszcze uwadze wielu szefów rządów państw unijnych.

UE zignorowała rozpad Libii

Weźmy choćby przypadek Libii. Kraj ten, powiedziała kanclerz Angela Merkel, "leży u granic Europy i jeśli problemy w Libii nie zostaną rozwiązane, staną się one dużym problemem całej UE". Do takiego wniosku udało się dojść po przeszło trzech latach od chwili upadku reżimu Kadafiego.

Federica Mogherini, wysoki przedstawiciel Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa UE, ma teraz opracować plan działania we współporacy z resortami sprawiedliwości, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych. Mówi się o misji policyjnej, która ma strzec wynegocjowanego zawieszenia broni, o akcji marynarki wojennej u wybrzeży Libii lub o pomocy dla zabezpieczenia jej granic Libii. Ten pogrążający się coraz bardziej w chaosie i przemocy kraj stał się stacją rozrządową dla uchodźców z ogarniętych wojną domową terenów Afryki, stacją przeładunkową dla handlu bronią na Bliskim Wschodzie i obozem szkoleniowym dla terrorystów.

Porträt - Barbara Wesel
Autorka komentarza - Barbara WeselZdjęcie: DW/Georg Matthes

Federica Mogherini dwoi się i troi, praktycznie nie schodzi z pokładu samolotu i spieszy od jednego spotkania kryzysowego na drugie. Ale sama nie wypełni próżni powstałej w samym sercu unijnej polityki zagranicznej.

Przez trzy lata Europa przyglądała się, jak sytuacja w Libii zmieniała się z nieprzejrzystej w katastrofalną. I nikt nie widział powodu do podjęcia działań w postaci, na przykład, pomocy w utworzeniu instytucji i struktur zdolnych ustabilizować i wzmocnić pozycję libijskiego rządu centralnego, bądź zastosowania innych narzędzi politycznych, jakimi posługuje się UE. Dopiero wtedy, kiedy strumień uchodźców z Libii stał się powodem wewnątrzpolitycznego sporu w Unii, a wyszkoleni w Libii terroryści zgotowali krwawą łaźnię w Tunezji, w Brukseli dostrzeżono powagę sytuacji.

W UE nie brakuje mądrych ludzi, ostrzegających w porę przed takim obrotem spraw. Problem polega na tym, że typową reakcją na to są jedynie nerwowe gesty. W sprawie Libii wszystko zwalono na głowę Mogherini. To ona ma opracować i przedstawić plan, który stanie się przedmiotem szerszej dyskusji. Unijne młyny mielą powoli. O wiele za wolno, żeby mogły dotrzymać kroku wydarzeniom.

Zaprzepaszczone okazje

Podobną historię zaprzepaszczonych szans i przeoczonych, niepokojących sygnałów, można opowiedzieć w odniesieniu do Rosji. Przez długie lata we wręcz rytualny sposób stawiano na partnerstwo, włączanie jej w różne struktury i na politykę inspirowania zmian w Rosji poprzez zbliżenie do niej. Nie zauważono przy tym, że w Moskwie od dawna zachodziły zupełnie inne procesy. Nie dostrzeżono na czas zagrożenia w rosyjskim nacjonaliźmie, tak, jak nie dostrzeżono oddalania się Rosji od Zachodu i nie potraktowano poważnie coraz bardziej autorytarnego stylu rządów Władimira Putina.

Teraz Angela Merkel, niejako w pojedynkę, stara się ograniczyć rozmiary katastrofy na Ukrainie. W tej chwili stosunkowo najlepszym wyjściem wydaje się zamrożenie konfliktu zbrojnego na wschodzie tego kraju. Po wielu latach ociągania się, zaczyna się powoli rozwijać unijna polityka zagraniczna wobec wschodnich sąsiadów UE .

Co się tyczy unijnych sankcji gospodarczych wobec Rosji, to podczas ostatniego unijnego szczytu przyjęto tylko deklarację polityczną, aby powiązać je z wypełnianiem ustaleń z Mińska i tym samym przedłużyć je. Ale już latem tego roku, kiedy trzeba będzie podjąć decyzję co dalej z sankcjami, ta unijna jedność może prysnąć. Wystarczy, że Grecja lub Węgry powiedzą "nie". Przykład ten dobrze ukazuje, dlaczego unijna polityka zagraniczna wciąż rozbija się o narodowe egoizmy i partykularne interesy.

Kryzys u wybrzeży Morza Śródziemnego

Niejako na naszych oczach dojrzewał latami powolny wzrost wypływów i znaczenia Państwa Islamskiego (PI). Nikt tego nie śledził z należytą uwagą. Europejczycy byli zadowoleni, że mogli uznać Irak za wyłączne poletko poczynań Amerykanów i bezsilnie przyglądali się wojnie domowej w Syrii.

Teraz za to musimy stawić czoło skutkom tamtej bezczynności. Terroryści PI zagrażają też państwom europejskim, zdestabilizowana sytuacja w basenie Morza Śródziemnego zagraża wszystkim, a z katastrofą humanitarną na Bliskim Wschodzie z trudem radzą sobie sąsiedzi i organizacje niosące pomoc.

Niestety, w polityce zagranicznej i polityce bezpieczeństwa wszystko jest ze sobą powiązane: Rodzaj łuku kryzysowego rozciąga się od Libii i Syrii po Grecję i rejon Morza Kaspijskiego. W wielu miejscach mamy do czynienia z tlącymi się konfliktami. UE musi intensywnie zająć się nimi już teraz, w ich wczesnej fazie.

Geostrategiczny argument w sprawie Grecji, że na południowo-wschodniej flance UE nikt nie chce kraju pogrążającego się w chaosie, jest ostatnią, liczącą się kartą przetargową rządu w Atenach. Tylko z tego względu, zdenerwowani jego postawą, Europejczycy nie wyrzucili jeszcze Grecji ze strefy euro.

Abstrahując od tej sprawy, wciąż obowiązuje dawne hasło: Unia Europejska jest olbrzymem gospodarczym i karłem w obszarze polityki zagranicznej. Rola unijnej polityki zagranicznej uległa wprawdzie w Brukseli wzmocnieniu, ale potrzeba było na to dziesięć lat zażartych dyskusji. Jeśli wciąż będziemy się poruszać w tak ślimaczym tempie, to może pod koniec XXI wieku doczekamy się spójnej, unijnej polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa.

Czy wydarzenia bieżące zechcą na to poczekać, wydaje się wątpliwe.

Barbara Wesel / Andrzej Pawlak