1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Martin Aust: wyegzekwowanie żądań reparacyjnych nierealne

14 września 2017

Napływające z Polski żądania reparacji są zrozumiałe z etycznego punktu widzenia. Szanse na ich spełnienie są jednak żadne – ocenia niemiecki historyk Martin Aust* w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną KNA.

https://p.dw.com/p/2jukP
Martin Aust (Professor für Ost- und Mitteleuropäische Geschichte)
Zdjęcie: Brigitte Friedrich

Katolicka Agencja Informacyjna KNA: Polski Sejm przedstawił opinię prawników wspierającą żądania reparacji wobec Niemiec. Czy jako historyk podziela Pan argumentację zawartą w tym dokumencie?

Martin Aust: Tę sprawę będą musieli rozstrzygnąć znawcy prawa międzynarodowego. Ale fakty są niepodważalne. 1 września 1939 roku Trzecia Rzesza rozpętała wyniszczającą wojnę przeciwko Polsce, w ciągu której zginęło sześć milionów osób. Dopuszczono się też niezliczonych zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Dlatego napływające z Polski żądania są, z etycznego punktu widzenia, zrozumiałe.

KNA: Ale?

Aust: Zmiany jakie zaszły w prawie międzynarodowym i rozwój powojennej historii sprawiają, że wyegzekwowanie takich żądań wydaje się być nierealne.

Hiroshima Jahrestag 65 Flash-Galerie
Churchill, Truman i Stalin na Konferencji w Poczdamie. 1945 rok. Zdjęcie: Bundesarchiv-sa

KNA: Dlaczego tak Pan uważa?

Aust: Zatrzymajmy się przy prawie międzynarodowym. W XIX wieku było normalne, że zwycięzcy mogli domagać się reparacji, nawet jeśli nie zostało to szczegółowo ustalone na piśmie. Po pierwszej wojnie światowej świadczenia odszkodowawcze stały się częścią katalogu żądań, przedstawianego jednemu krajowi przez drugi w sformalizowany sposób. Po drugiej wojnie światowej temat reparacji zszedł na dalszy plan, chociaż wspominano o nich w Umowie Poczdamskiej zawartej przez państwa zwycięskie w 1945 roku. Za to w drugiej połowie XX wieku indywidualne osoby otrzymały status podmiotów prawa w ramach praw człowieka. Wydaje mi się, że Polska powołuje się właśnie na ten najnowszy trend w prawie międzynarodowym.

KNA: Jakie byłyby następne kroki?

Aust: Warszawa musiałaby wnieść wniosek do Berlina albo złożyć pozew przeciwko Niemcom – na przykład przed Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu albo przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze. Podejrzewam, że efektem byłoby przypuszczalnie bardzo złożone postępowanie.

KNA: Dlaczego?

Aust: Sędziowie musieliby wziąć pod uwagę dotychczasowe orzecznictwo i zapoznać się z całą serią umów i traktatów, poczynając od Umowy Poczdamskiej poprzez umowę z 1970 roku, Traktat 2+4, po Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy między Niemcami a Polską.

KNA: Czy w którymś z tych traktatów powracała sprawa reparacji?

Aust: Nie. Umowa Poczdamska zastrzegła sobie ostateczną regulację. A umowy z 1990 roku omijały ten temat, zresztą za zgodą polskiego rządu. Obawiano się bowiem, że nowe negocjacje dotyczące reparacji poskutkowałyby żądaniami wobec Polski ze strony niemieckich przesiedleńców. Zamiast tego postawiono na możliwość odszkodowań dla poszczególnych grup ofiar, na przykład dla robotników przymusowych, którymi zajęła się Fundacja Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość.

Polnisches Parlament in Warschau
Gmach Sejmu RPZdjęcie: dpa

KNA: W ekspertyzie Biura Analiz Sejmowych dużą rolę odgrywa jeszcze inny dokument. Oświadczenie z 1953 roku, w którym Polska zrzeka się reparacji. Pojawia się argument, że ten dokument powstał pod presją ZSRR i odnosił się tylko do NRD. Czy to prawda?

Aust: Dobór słów nie jest jednoznaczny. Raz mowa jest o Niemczech, raz o Niemieckiej Republice Demokratycznej. Zdaniem prawników niemieckiego Bundestagu oświadczenie z 1953 roku odnosiło się jednak do Niemiec jako całości.

KNA: Potrzeba wyjaśnienia sprawy obecna jest najwyraźniej nie tylko w Polsce. Jakiś czas temu żądania reparacji pojawiły się także ze strony Grecji. Czy to możliwe, że sprawa zakończenia drugiej wojny światowej i ewentualnych reparacji nigdy nie została ostatecznie uregulowana prawnie?

Aust: Patrząc na to wyłącznie z formalno-prawnego punktu widzenia można dojść do takiego wniosku. Ale historia uczy nas czegoś innego. W przeciwnym razie nigdy nie doszłoby do zjednoczenia Niemiec ani integracji Europy. Mielibyśmy także do czynienia z dużą prawną niepewnością, gdyby państwa Unii Europejskiej zaczęły się nagle wzajemnie pozywać i domagać od siebie reparacji. Nie wspominając nawet o niszczycielskim politycznym sygnale, jaki by temu towarzyszył.

KNA: Zatem dlaczego Polska porusza ten temat?

Aust: Ten manewr ma posłużyć konsolidacji narodowego obozu, czyli polityce wewnętrznej. W sferze polityki zagranicznej służy to zaś wywieraniu presji w związku spotem z Niemcami i Unią Europejską o przyjmowanie uchodźców.

KNA: Katoliccy biskupi z obu krajów zaapelowali o umiarkowanie. Czy to coś da?

Aust: Rządząca Polską partia Prawo i Sprawiedliwości odnotowała to. Katolicyzm i polityka narodowo-konserwatywna odgrywają tam ważną rolę. Jak bardzo te elementy się przenikają pokazuje choćby grób prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu, który stał się celem pielgrzymek. A zatem głos biskupów ma jakieś znaczenie.

KNA: W Polsce wykorzystuje się drugą wojnę światową jako narzędzie politycznej presji. W Niemczech partia AfD odkurza pojęcia z czasów nazistowskich, a w USA trwa konflikt o pomniki generałów z czasów wojny secesyjnej. Czy przeżywamy nową fazę instrumentalizowania historii dla celów politycznych?

Aust: Polityka od zawsze argumentowała historycznie. Niepokojące jest jednak, że od jakiegoś czasu sprawa narodu i tego co narodowe mocno nabiera znaczenia w politycznym dyskursie. Jeżeli narody staną się jedynym punktem odniesienia w działalności politycznej, to argumenty historyczne dostarczą wielkiego potencjału do konfliktów. Polska nie jest tu niestety jedynym przykładem.

Martin Aust* – jest profesorem Uniwersytetu w Bonn, zajmuje się historią i kulturą Europy Wschodniej.

Wywiad opublikowała niemiecka Katolicka Agencja Informacyjna KNA