1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: kto zapłaci za demontaż elektrowni atomowych?

Andrzej Pawlak13 maja 2014

Niemieckie koncerny energetyczne chcą powołać fundację do likwidacji elektrowni atomowych.

https://p.dw.com/p/1ByY4
Niemiecka elektrownia atomowa w Grafenrheinfeld - WeißerZdjęcie: picture-alliance/dpa

Jak zauważa "Schwäbische Zeitung":

"Teraz, kiedy powoli wyłączane są z sieci kolejne elektrownie atomowe, parę rzeczy rysuje się wyraźniej. Koszty związane z transformacją energetyczną są faktem, podobnie jak ryzyko, zwłaszcza finansowe, związane z tą operacją. Przeciwnicy energetyki jądrowej zwracali na to uwagę już dawno. Teraz cała sprawa stała się przedmiotem publicznej dyskusji. Do roku 2022, w którym zostanie zamknięta ostatnia, niemiecka elektrownia atomowa, ich operatorzy muszą łożyć na ich utrzymanie, ale na tym ich obowiązki się nie kończą. Ktoś musi przecież finansować także ich rozbiórkę, a potem utylizację odpadów radioaktywnych. Cztery wielkie koncerny energetyczne E.on, RWE, EnBW i Vattenfall świetnie zdawały sobie z tego sprawę, ale teraz zachowują się tak, jak gdyby nie ciążyły na nich żadne zobowiązania i nie chcą mieć nic wspólnego z likwidacją elektrowni. Ten ciężar ma wziąć na siebie państwo, a mówiąc ściślej publiczna fundacja, na którą spadną wszystkie koszty i inne obowiązki. Dopóki przepisy na to zezwalały, ta czwórka nie tylko długo doskonale zarabiała na sprzedaży energii elektrycznej z atomówek, ale także skorzystała z sutych dotacji państwowych, szacowanych na 17 do 80 mld euro. A zapłacili za to, jak zwykle, niemieccy podatnicy".

Zdaniem "Münchner Merkur":

"Niemiecka gospodarka zachowuje się w tej sprawie tak, jak gdyby zapomniała o podstawowych zasadach socjalnej gospodarki rynkowej. Warto zatem je przypomnieć. Otóż nie opiera się ona wcale na założeniu, że akcjonariusze gromadzą zyski, a za wszystkie straty płacą podatnicy. Tymczasem tego właśnie, po bankach, domagają się obecnie dla siebie niemieccy operatorzy elektrowni atomowych, którzy wystąpili z pomysłem przerzucenia na barki państwowe wszystkich ciężarów związanych z ich likwidacją. Na razie państwo reaguje na to gromkim 'nie', pełnym świętego oburzenia, ale zobaczymy, jak długo pozostanie nieugięte. Przypomnijemy, że pani kanclerz też początkowo nie chciała udzielić finansowego wsparcia bankom zagrożonym bankructwem, aż strach przed finansową reakcją łańcuchową okazał się większy niż jej skrupułów. Czyżby teraz, kiedy zachwiały się wielkie koncerny energetyczne, historia miała się powtórzyć?"

"Wetzlarer Neue Zeitung" pisze:

"Ta zasada jest dobrze znana i obowiązuje od lat: my prywatyzujemy zyski, a straty uspołeczniamy. Przypomnijmy jednak, że koncerny energetyczne zarabiały krocie na energii z elektrowni atomowych głównie dlatego, że konsekwentnie minimalizowały i bagatelizowały koszty i niebezpieczeństwa związane z rozwijaniem technologii jądrowej, korzystając przy tym z cichego poparcia polityków".

Boński "General-Anzeiger" podkreśla, że:

"Koncerny energetyczne muszą teraz wypić piwo, które same nawarzyły forsując przez lata rozwijanie energetyki jądrowej. Nikt ich w tym nie może i nie powinien zastąpić, a jedynym plusem dyskusji wokół pomysłu powołania publicznej fundacji, mającej zająć się likwidacją elektrowni atomowych, jest to, że obnażyła ona mit taniej energii atomowej. Szkoda tylko, że i za nią, jak zwykle, zapłacą podatnicy".

Nieco inaczej widzi to "Straubinger Tagblatt/Landshuter Zeitung":

"To oczywiste, że pani minister ochrony środowiska nie chce mieć nic wspólnego z pomysłem powołania takiej fundacji. Ale rozmowy między przedstawicielami koncernów energetycznych i rządu w tej sprawie są konieczne i muszą doprowadzić do kompromisu. Jakiego? Takiego, który podkreśliłby odpowiedzialność koncernów za demontaż elektrowni atomowych i jednocześnie umożliwiłby państwu podjęcie inicjatywy tam, gdzie jest to konieczne. Działaniem nieodpowiedzialnym byłoby igranie z możliwością bankructwa wielkich dostawców energii, gdyż stawką w tej grze są nie tylko setki tysięcy miejsc pracy, ale także, a raczej przede wszystkim, bezpieczeństwo energetyczne państwa".

Andrzej Pawlak

red. odp.: Małgorzata Matzke