1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Merkel pokazała Erdoganowi, co to jest podział władzy

Małgorzata Matzke16 kwietnia 2016

Prasa szeroko komentuje decyzję rządu RFN, by ws. afery o paszkwil niemieckiego satyryka, który obraził prezydenta Turcji, orzekł sąd a nie polityka.

https://p.dw.com/p/1IWmk
Angela Merkel zu Besuch in der Türkei
Zdjęcie: Reuters

„Frankfurter Allgemeine Zeitung” uważa, że „Sprawa satyry Jana Boehmermanna słusznie spoczywa teraz w rękach niezawisłych sędziów, gdzie leży o wiele lepiej, niż w rękach polityki. Polityka bowiem musiałaby, wydając z swój osąd, brać wzgląd na wszelkie aspekty polityki zagranicznej, wewnętrznej a nawet partyjnej. Merkel zajmując określone stanowisko w tej aferze, popełniła najpierw błąd, lecz teraz, zezwalając prokuraturze na wdrożenie śledztwa, podjęła słuszną decyzję: o przekazaniu tej sprawy niezawisłemu wymiarowi sprawiedliwości. Cała ta sprawa nie przysparza jej splendoru - teraz jest dodatkowo konfrontowana z zarzutem koalicjanta SPD, że w tak zasadniczej kwestii ugięła się przed dyktatorem, bo od jego kooperacji w kwestiach uchodźców zależy także jej własny polityczny los”.

„Stuttgarter Zeitung” także zauważa krytycznie: „W tej całej medialnej hecy, która rozdmuchana została do rangi afery państwowej, Merkel nie odegrała zbyt szczęśliwej roli. Mądrzejszym zachowaniem byłaby większa powściągliwość. Trzeba jednak przyznać, że jej decyzja jest suwerenna. Nie pozostawało jej nic innego, jak dopuścić skargę Erdogana przed sądem. W przeszłości było już więcej nawet banalniejszych przypadków, w których rząd Niemiec podejmował podobną decyzję. Przekazanie w ręce wymiaru sprawiedliwości tego delikatnego przypadku absolutnie nie oznacza, że Niemcy dają się szantażować. Erdogan musi teraz zdać się na niezawisłe państwo prawa, które on w swoim kraju depcze. Oświadczenia Merkel w tej sprawie są dyplomatycznie zawoalowaną lekcją dla pełnego pychy tureckiego sułtana. Konsekwentne jest także usunięcie z kodeksu paragrafu o obrazie majestatu, który wymyślono w czasach, gdy władcom, takom jak Erdogan, przysługiwały jakieś specjalne prawa”.

„Muenchner Merkur” zaznacza, że „Angela Merkel, zamiast kategorycznie bronić wolności słowa i sztuki w Niemczech – włącznie z prawem do bezguścia – sama uczyniła się sługusem jakiegoś podrzędnego dyktatora. Ma on teraz okazję udowodnić, że nie tylko w Turcji wolno mu traktować dziennikarzy, twórców sztuki i w ogóle każdego krytyka, jak parszywe psy. Może też pokazać, że jego długie ramię sięga aż do Niemiec, do Urzędu Kanclerskiego. W bardziej poniżający sposób nie można było ukazać całemu światu, jak daje się szantażować niemiecką politykę zagraniczną. Zwykła satyra przekształciła się w państwową aferę. Tego, jak to się skończy, kanclerz musi obawiać się bardziej niż awanturnik Boehmermann swojego wyroku. Gra toczy się bowiem też o reputację kanclerz Merkel”.

„Berliner Zeitung” ironizuje: „Erdogan może być wdzięczny niemieckiemu rządowi, bowiem jego decyzja, by wymiar sprawiedliwości orzekł ws. paszkwilu satyryka Boehmermanna, będzie dla niego cennym doświadczeniem. Być może autokratyczny prezydent Turcji już kiedyś słyszał o podziale władzy. Angela Merkel pokazała mu teraz, co to pojęcie oznacza - klarownie i w dwojaki sposób. Zupełnie słusznie wskazała nie tylko, że władny w tej sprawie jest wymiar sprawiedliwości, ale zapowiedziała także, że wreszcie usunięty zostanie §103 o obrazie majestatu. Za to, ale naprawdę tylko za to, Niemcy mogą być Erdogananowi wdzięczni”.

„Frankfurter Rundschau” pyta: „Czy Jan Boehmermann swoim paszkwilem osiągnął to, czego chciał? Jeżeli jego celem było rozdrażnienie tureckiego prezydenta, postawienie rządu Niemiec w nieprzyjemnym położeniu i spopularyzowanie swojego nazwiska, to mu się to udało. Jeżeli natomiast jego zamiarem było zainicjowanie debaty o represyjnej polityce Erdogana, o strasznym położeniu uchodźców w Turcji czy o znaczeniu praw człowieka, to niestety było to dramatyczne fiasko. Demokracja medialna może stać się demokracją-pośmiewiskiem, gdzie nie liczy się dyskurs tylko najostrzejsza pointa”.

opr. Małgorzata Matzke