1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecki ekspert: UE wystawia sobie złe świadectwo

Alexandra Jarecka 25 czerwca 2015

Brak jednomyślności w UE co do procentowego udziału każdego kraju w programie rozmieszczenia uchodźców jest przykładem politycznego niepowodzenia, twierdzi Jan Schneider* w rozmowie z portalem Tagesschau.de. [WYWIAD]

https://p.dw.com/p/1FoSe
Afghanische Flüchtlinge in Griechenland
Zdjęcie: Getty Images/AFP/L. Gouliamaki

Tagesschau.de: Co było przyczyną niepowodzenia na szczycie UE programu procentowego rozmieszczenia uchodźców?

Jan Schneider: Jest to kwestia wyraźnej różnicy między krajami Europy Wschodniej i Zachodniej. W niektórych krajach panuje wyraźny brak zrozumienia dla pojęcia solidarności w sytuacji, gdy kraje takie jak Grecja czy Włochy, które są najbardziej dotknięte problemem uchodźstwa, są pozostawione same sobie. Poza tym wydaje się, że wielu nie zdaje sobie sprawy z tego, że wspólna polityka europejska obejmuje siłą rzeczy wspólną politykę uchodźstwa. Od kilku lat posiadamy „wspólny europejski system azylowy", ale wyłącznie na papierze.

Przy tym w propozycji UE procentowego rozmieszczenia uchodźców chodziło przecież o około 40 tys. uchodźców, którzy mieli zostać w ciągu kolejnych dwóch lat rozmieszczeni w 28 państwach. Związane z tym obciążenie dla poszczególnych krajów nie byłoby aż tak duże. Nieumiejętnością doprowadzenia do najmniejszego kompromisu UE wystawia swej polityce kiepskie świadectwo.

Przede wszystkim kraje Europy środkowo-wschodniej bronią się przed kwotami. Dlaczego?

Przyczyny są różne w zależności od kraju, jednak najczęściej są one natury wewnątrzpolitycznej. Liczne państwa argumentują tym, że z powodu socjalistycznej przeszłości ich gospodarki narodowe nie są wystarczająco silne, by przyjąć tak wielu uchodźców. O wiele bardziej problematyczne są jednak różnice poziomu świadczeń socjalnych w poszczególnych krajach. Jeśli mają one w przypadku zakwaterowania oraz opieki nad uchodźcami zapewnić ustalone europejskie standardy minimalne, uchodźcy znajdą się po części w lepszej sytuacji, niż bezrobotni obywatele danego kraju zdani na podstawową opiekę.

Dlatego państwa obawiając się utraty przychylności wyborców usiłują możliwie najbardziej ograniczyć u siebie liczbę uchodźców.

Jan Schneider SVR Berlin
Jan Schneider z Fundacji SVRZdjęcie: SVR/David Ausserhofer

Innym powodem w wielu wschodnioeuropejskich krajach jest nierzadko wrogie nastawienie do obcych. To pozostałość z czasów żelaznej kurtyny, kiedy inaczej niż na Zachodzie miało się niewiele styczności z imigrantami spoza Europy. A rządom nie udało się jak dotąd przygotować społeczeństwo na różnorodność wynikającą ze zjawiska imigracji.

„Śmiesznie mała liczba”

A przecież kraje te przyjmują ekstremalnie mało uchodźców. Według danych Eurostatu z 2013 r. Słowenia zarejestrowała tylko 35 uchodźców przy liczbie mieszkańców wynoszącej 2 mln. Jeśli przeliczymy te liczby w przypadku Szwecji, odpowiada to 160 zgłoszeniom. W rzeczywistości było ich ponad 24 tys.

Zgadza się. Do tego dochodzi fakt, że liczba uchodźców, którą wspomniane państwa musiałyby w myśl programu UE przyjąć, jest także bardzo niewielka. Według niego każdy z krajów bałtyckich musiałby przyjąć w ciągu dwóch lat po 500 osób. To śmiesznie niska liczba w obliczu całego zjawiska napływu uchodźców do Unii. Na przeszkodzie przyjęcia większej ich liczby stoi niewątpliwie panujący sceptycyzm. Są też wyjątki, np. na Węgrzech czy w Rumunii. Dociera tam obecnie tzw. szlakami bałkańskimi bardzo wielu uchodźców. Na Węgrzech liczących 10 mln mieszkańców zarejestrowano w minionym roku 40 tys. uchodźców. To zdecydowanie więcej niż w Wielkiej Brytanii, która posiada sześć razy więcej mieszkańców, ale przyjęła o wiele mniej wniosków o azyl.

Czyżby Unia nie dysponowała żadnymi środkami pozwalającymi nakłonić sceptyczne kraje do ustępstw, np. przy pomocy zachęty finansowej?

Taka zachęta już istnieje. Każdy z krajów otrzymałby od UE za przydzielonego uchodźcę 6 tys. euro. Oczywiście to nie jest dużo, ale chociaż częściowo pokrywa powstałe koszty, a ostatecznie jest także argumentem w pozyskaniu większej akceptacji społeczeństwa dla problemu. Uwzględniona byłyby także z zachowaniem umiaru mała siła gospodarcza nowych członków Unii. Program przydzielania uchodźców opiera się nie tylko na proporcjonalnym stosunku do liczby mieszkańców, ale także PKB.

Politykę europejską można porównać z wierceniem dziur w grubych deskach, stąd zadaniem na następne lata będzie oddziaływanie na państwa Unii przy użyciu lekkiego nacisku i przy jednoczesnej zachęcie finansowej.

Dobrowolne przyjmowanie uchodźców

Jak dalece realistyczne jest dobrowolne przyjmowanie uchodźców, o które zabiega Rada Europejska?

Mieliśmy w minionych latach przykłady, że państwa dobrowolnie przystały na to, by rozdzielić uchodźców z jednego kraju na inne. Np. przed kilku laty Malta musiała przyjąć stosunkowo wielu uchodźców, kilkuset z nich przyjęły później inne kraje Unii. Poza tym nie należy zapominać o tym, że polityka unijna wymaga bardzo często dobrowolności oraz woli politycznej. Zawsze tak było. Stąd chodzi o to, by stworzyć „koalicję chętnych” i świecić dobrym przykładem.

Podczas szczytu negocjacjom za zamkniętymi drzwiami towarzyszyły gwałtowne zarzuty. Premier Włoch miał pretensje do odmawiających, że postępują niesolidarnie. W jakim stopniu niepowodzenie programu procentowego obciąża europejską współpracę odnośnie polityki wobec uchodźców?

Musimy umieć rozróżniać między retoryką szczytu i codzienną polityką. Poza tym program rozmieszczenia jest tylko niewielkim problemem w całej polityce unijnej dotyczącej uchodźców. Nie należy zapominać, że każdego roku przybywa ich ponad 500 tys., a w tym roku może ich być milion. Stąd niepowodzenie programu nie będzie miało dużego wpływu na politykę wobec uchodźców z uwzględnieniem stosunków w basenie Morza Śródziemnego czy zapewnienia minimalnych standardów dla ubiegających się o azyl. Największym zaniedbaniem europejskiej polityki jest brak legalnych dróg dla osób szukających ochrony z krajów ogarniętych wojnami domowymi. Zaproponowany przez Komisję Europejską kontyngent zatwierdzonych uchodźców bezpośrednio z regionu kryzysowego oraz tzw. przesiedleńców w liczbie 20 tys. osób w ciągu 2 lat, to kropla w morzu potrzeb. Także w tym przypadku państwa Unii powinny dobrowolnie przyjąć tych ludzi.

Fatalny sygnał dla Grecji i Włoch

W jakim stopniu niepowodzenie programu zaostrzy problemy we Włoszech oraz w Grecji? Jak dalece odbije się to na uchodźcach?

Przesiedlenie jest w pierwszym rzędzie konieczne, by odciążyć Włochy i Grecję, gdyż kraje te nie mogą w wystarczającym stopniu zadbać o uchodźców. To może doprowadzić do tego, że kraje te w dalszym ciągu nie będą się stosować do europejskich wytycznych, rejestrować każdego uchodźcę i odpowiednio się o niego troszczyć. Z tego powodu decyzja szczytu jest fatalnym sygnałem dla Włoch i Grecji, ponieważ zostawia się je w potrzebie.

Będzie to miało też następstwa polegające na tym, że uchodźcy nie będą się ujawniać i spróbują nielegalnie podróżować dalej, gdyż w krajach śródziemnomorskich przebywają oni częściowo w nieludzkich warunkach.

Konwencja Dublińska

Winna problemowi jest po części Konwencja Dublińska. W myśl tej konwencji uchodźca może złożyć wniosek o azyl tylko w kraju członkowskim Unii, którego granicę przekroczył jako pierwszą. Najczęściej są nimi kraje basenu Morza Śródziemnego. Czy konwencja odpowiada nadal duchowi czasu?

Nie powinniśmy jej likwidować, przynajmniej tak długo, jak długo nie będzie czegoś w zamian, gdyż reguluje ona ważne problemy, np. uchodźców niepełnoletnich czy problem łączenia rodzin. Reguluje też zachowanie określonych standardów prawnych. Mimo to zasadniczy problem tej regulacji wymaga koniecznych i pilnych zmian.

Dlaczego kraje zewnętrzne Unii zaakceptowały tę konwencję? Przecież było do przewidzenia, że w porównaniu z krajami wewnętrznymi znajdą się w gorszym położeniu?

Zanim konwencję tę podpisano w 1990 r. mieliśmy zupełnie inne warunki ramowe. Liczba uchodźców z Afryki czy Bliskiego Wschodu był minimalna. Napływali oni przede wszystkim z Europy Wschodniej oraz z Bałkanów. Przy tym UE była wówczas o wiele mniejsza. Granice obecnych krajów wewnętrznych Unii, jak np. Niemiec, były wówczas granicami zewnętrznymi i problem uchodźstwa bezpośrednio ich dotyczył. Dzisiaj sytuacja się radykalnie zmieniła.

Alexander Steininger / tłum. Alexandra Jarecka

*Politolog dr Jan Schneider prowadzi dział badań przy Radzie Rzeczoznawców Niemieckich Fundacji ds. Integracji i Imigracji (SVR) w Berlinie.