1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemieckie kłopoty z umową Dublin II

Andrzej Pawlak26 czerwca 2016

Od stycznia państwa unijne skierowały do Niemiec znacznie więcej migrantów niż Niemcom udało się ich wydalić. To nadużycie umowy Dublin II, twierdzą politycy CDU.

https://p.dw.com/p/1JDs1
Flüchtlinge aus Nordafrika in Deutschland
Uchodźcy z Afryki Północnej w ośrodku w HamburguZdjęcie: picture-alliance/dpa/D. Bockwoldt

Unijne rozporządzenie Dublin II z 18 lutego 2003 roku stanowi, że tylko jedno państwo członkowskie UE jest odpowiedzialne za rozpatrywanie wniosku o azyl, przy czym wniosek ten powinien być złożony zasadniczo w tym państwie, na terenie którego wnioskodawca znalazł się najpierw. Tyle teoria, bo w praktyce bywa różnie.

Pominąwszy niuanse prawne, o których mówi rozporządzenie, uchodźcy starają się złożyć wniosek tam, gdzie ich sytuacja materialna i prawna będzie najkorzystniejsza, a to oznacza, że szczególnie chętnie wybierają Niemcy z uwagi na suty socjal i inne świadczenia, z doskonałą opieką lekarską na czele.

Więcej przyjęto niż wydalono

Od stycznia do końca maja b.r. władze niemieckie skierowały do innych państw unijnych wnioski o przyjęcie 18 tysięcy 668 azylantów, którzy naruszyli postanowienia umowy Dublin II, ponieważ złożyli wniosek azylowy w Niemczech, a nie w tym państwie członkowskim UE, na terenie którego znaleźli się oni najpierw. Z tej liczby z Niemiec wydalono do innych państw UE zaledwie 1453 osoby.

W tym samym czasie inne państwa unijne skierowały do Niemiec 5 tysięcy 467 azylantów, a więc prawie cztery razy więcej niż wyniosła liczba osób wydalonych z RFN. Najwięcej azylantów skierowała do Niemiec Szwecja. Poinformował o tym Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców (BAMF), a podane wyżej liczby przytoczył dziennik "Welt am Sonntag" (WamS), który podkreślił, że taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy, i że sprawia ona wrażenie, iż ubiegający się o azyl mogą sami wybrać sobie państwo, w którym będzie im najwygodniej.

Nie jest to błacha sprawa, bo, jak wynika z danych BAMF, do końca maja w Republice Federalnej wystąpiło o azyl w sumie 309 tys. 785 osób, a azylanci skierowani do Niemiec z pozostałych państw UE dodatkowo ją zwiększają.

"Powinna tu ingerować KE"

Znany i popularny polityk CDU Wolfgang Bosbach, specjalizujący się w polityce wewnętrznej, powiedział w wywiadzie dla "Welt am Sonntag", że w tej sprawie oczekuje reakcji ze strony Komisji Europejskiej: - Nie możemy odsyłać azylantów na przykład do Grecji, ponieważ nie jest ona w stanie zagwarantować im właściwy standard humanitarny i prawny. Dlatego sprawą najwyższej wagi jest aby Komisja Europejska zatroszczyła się wreszcie o to, żeby we wszystkich krajach członkowskich UE ściśle przestrzegano minimalnych norm w tej materii - stwierdził chadecki polityk..

Deutschland Wolfgang Bosbach
Wolfgang BosbachZdjęcie: picture-alliance/dpa/B. Pedersen

Ponieważ niemal wszyscy uchodźcy przybyli do Niemiec drogą lądową, każdy z nich był już wcześniej w którymś z bezpiecznych krajów trzecich i w nim powinien zgodnie z przepisami wystąpić o azyl. "Nie ma prawa do azylu w kraju wybranym przez osobę ubiegającą się o azyl", oświadczył z naciskiem Bosbach.

"Państwo tego nie rozwiąże"

Jego kolega z frakcji CDU w Bundestagu Kai Wegner powiedział w rozmowie z "Welt am Sonntag", że umowa Dublin II w jej obecnej postaci jest przeżytkiem i w ogóle nie działa. Wegner podkreślił, że pojedyncze państwa UE nie poradzą sobie z kryzysem migracyjnym i konieczne są rozwiązania obowiązujące wszystkich członków Unii. W jego przekonaniu państwa unijne wzbraniające się przed przyjęciem uzgodnionej liczby migrantów powinny ponieść konsekwencje finansowe.

Odrębnym problemem jest postawa migrantów i azylantów mających zostać odesłanych z Niemiec do innego państwa członkowskiego UE. Wielu z nich obawiając się, że oznacza to pogorszenie ich sytuacji materialnej i prawnej woli "zejść do podziemia", co rodzi nowe kłopoty zarówno dla nich, jak i lokalnych władz w Niemczech. Liczba takich "nielegałów" wciąż rośnie.

kna, afp / Andrzej Pawlak