1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nieprzypadkowo akurat teraz umiera tyle muzycznych legend

Dagmar Breitenbach 23 kwietnia 2016

Lemmy Kilmister, David Bowie, Prince. Muzyczne legendy zdają się odchodzić jedna po drugiej. Czy to przypadek? DW rozmawiała o tym z Sebastianem Zablem, redaktorem naczelnym niemieckiego wydania magazynu „Rolling Stone”.

https://p.dw.com/p/1IbP4
Sebastian Zabel
Sebastian ZabelZdjęcie: Imago

DW: Frontman Motörhead Lemmy Kilmister, Mike Porcaro z zespołu Toto, Bob Burns związany z Lynyrd Skynyrd, legenda bluesa B.B. King, Glenn Frey z The Eagles, multitalent David Bowie, James Last, Roger Cicero a teraz Prince. Można odnieść wrażenie, że w krótkim czasie umiera wyjątkowo wielu legendarnych muzyków. Jest tak rzeczywiście?

Sebastian Zabel: Prince był wprawdzie znacznie młodszy od innych, ale myślę, że to kwestia wieku. Wielu z tych muzyków było w zaawansowanym wieku, na przykład David Bowie, które zresztą był poważnie chory. Wrażenie, że nagle wszyscy umierają, potęguje też fakt, że większość należy do jednego pokolenia. Mamy więc do czynienia z względnie naturalnym procesem.

Dlaczego śmierć muzyków tak bardzo porusza ludzi? Co szczególnego było w artystach i twórczości tych, którzy teraz odeszli?

Wielu z nich było ikonami popkultury. Spójrzmy na kilku artystów, którzy odeszli w ostatnim czasie: Lemmy Kilmister był bardzo znaczącą postacią heavy metalu, ale też ogólnie rock and rolla, kimś, kto był w stanie powiązać punk i metal. David Bowie był wyjątkowym artystą, przerastał wszystkich innych. Nikt tak jak on nie kształtował brytyjskiej popkultury i to przez dziesięciolecia. Jego sztuka fascynuje do dzisiaj, także dwudziestolatków.

Natomiast Prince: w latach 80. bez mała każdy tańczył do jego muzyki albo miał w samochodzie kasetę z jego utworami. Jego śmierć opłakuje głównie pokolenie, które dorastało w tamtych latach. Ale postać taką jak Prince zna każdy, także dzisiejsza młodzież. Każdy widział tego „świra” z jego odlotową fryzują, w butach ze szpicem i fioletowych ciuchach. Prince był swoistą ikoną.

Na ile zaskakuje Pana to, że większość z tych muzyków, którzy ostatnio odeszli, nie zmarła typową, rockandrollową”, tylko naturalną śmiercią, choćby z powodu chorób?

Prince Gitarre Konzert Florida
Strata nie tylko w świecie popu: PrinceZdjęcie: Getty Images/J.Daniel

Większość artystów miała za sobą narkotyczną przeszłość, zwłaszcza David Bowie. Lemmy Kilmister do końca pił. Prince jest tu znowu wyjątkiem, bo o ile wiadomo, nigdy nie brał narkotyków. Ale wielu artystów prowadzi dzisiaj życie grzecznych emerytów. Na scenie robią, co do nich należy, ale poza tym idą wcześnie do łóżka, piją mleczne koktajle i oglądają seriale w telewizji. Nie ma więc w tym nic nadzwyczajnego.

Jeszcze stosunkowo niedawno o śmierci gwiazdy rocka lub popu byśmy się dowiedzieli z radia albo telewizji i następnego dnia byśmy przeczytali o tym w gazecie. Dzisiaj media prześcigają się w jak najszybszych, najbardziej interesujących, najbardziej barwnych doniesieniach. Dlaczego robi się tyle szumu?

Śmierć jest czymś spektakularnym. Kiedy umiera wyjątkowa postać w czasach, kiedy wszystko natychmiast możemy udostępnić online, kiedy na Facebooku czy Twitterze możemy się błyskawicznie komunikować, dzielić emocjami, umieścić swoją ulubioną piosenkę, logiczne, że z takim zdarzeniem jak śmierć, obchodzimy się dzisiaj inaczej niż w czasach, kiedy trzeba było czekać aż w miesięczniku ukaże się okolicznościowy artykuł.

Na przykład teraz jako magazyn mamy taki konkretny problem – jesteśmy akurat w druku i na okładce mamy Udo Lindenberga, który obchodzi właśnie siedemdziesiątkę. Wielu czytelników, którzy kupują czasopismo w kiosku, tego nie rozumie. Przecież Prince nie żyje – powiedzą, dlaczego nie ma Prince'a? Przyzwyczailiśmy się, że wszystko musi być natychmiast, bez jakiejkolwiek zwłoki.

Uważa Pan, że to na miejscu?

Uważam, że tak. Dawniej, po takiej wiadomości o czyjejś śmierci zbierano się na szkolnym boisku albo szło wieczorem do knajpy, żeby porozmawiać. Albo człowiek zamykał się w swoim pokoju i słuchał płyt. Nie ma nic zdrożnego w tym, że dzisiaj posługujemy się środkami nowoczesnej komunikacji.

Dagmar Breitenbach / Elżbieta Stasik

Sebastian Zabel jest od 2012 roku redaktorem naczelnym niemieckiego wydania magazynu muzycznego „Rolling Stone”.