1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Oswajanie obcego dziedzictwa

16 kwietnia 2017

Rozmowa z Adolfem Juzwenką* i Łukaszem Galuskiem** i podejściu do obcego dziedzictwa na polskich ziemiach zachodnich.

https://p.dw.com/p/2b30T
Polen  Jahrhunderthalle von Max Berg in Breslau
Przemyślenie kwestii innego dziedzictwa, niż narodowe, zaowocowało w Polsce wnioskiem o wpis na listę światowego dziedzictwa UNESCO Hali Stulecia Maxa BergaZdjęcie: DW/Aureliusz M. Pedziwol

Polska podniosła z wojennych zniszczeń Wrocław i Gdańsk niemal tak, jak odbudowywała zrównaną z ziemią Warszawę. Po ’89 roku można już otwarcie mówić o niemieckiej przeszłości tych miast, czego symbolem jest przywrócenie historycznej nazwy wrocławskiej Hali Stulecia. Dziś Polacy chcieliby, żeby podobnie było w Lwowie, Grodnie i Wilnie. Rozmowa z dyrektorem Ossolineum Adolfem Juzwenką i Łukaszem Galuskiem z Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie.

Deutsche Welle: Czy doświadczenia polskiego Wrocławia z przejmowaniem niemieckiej spuścizny mogą przydać się we Lwowie?

Adolf Juzwenko: Zacząć trzeba od oswojenia się z obcą przestrzenią kulturową. Pod tym względem Lwów i Wrocław bardzo się różnią, bo we Wrocławiu wymieniono niemal całą ludność, podczas gdy Ukraińcy żyli we Lwowie już wtedy, gdy był on częścią Rzeczypospolitej.

Stosunek Polaków przybywających po wojnie do Wrocławia był jednoznacznie niechętny. Bardzo długo z nim się oswajaliśmy. Dla mnie było to obce miasto. Jeździłem do Krakowa czy Przemyśla, żeby pooddychać polską historią tak, jak ludzie jeżdżą w góry czy nad morze, by pooddychać świeżym powietrzem.

Łukasz Galusek: To była potrzeba oswojenia się z miejscem, w które zostało się wrzuconym wskutek przesunięcia kraju. Ludzie musieli odnaleźć się w zupełnie nowym krajobrazie. Musieli wykonać bardzo ważną pracę myślową.

DW: Czyli zaakceptować to, co nie było ich?

ŁG: Ale to nie dzieje się ot tak. To był proces. Pierwszy impuls wyszedł z kręgu Jerzego Giedroycia – postulat, że należy uznać ukraińskość Lwowa, litewskość Wilna i odnaleźć się we Wrocławiu, Gdańsku i Szczecinie.

Potem przyszło pytanie, co zrobić z tym, że wielka część dzisiejszej Polski posiada niepolskie dziedzictwo. Wtedy Jan Józef Lipski powiedział, że jesteśmy jego depozytariuszami i musimy się o nie zatroszczyć.

Polen Łukasz Galusek
Łukasz Galusek: Ludzie musieli odnaleźć się w zupełnie nowym krajobrazieZdjęcie: DW/A.- M. Pedziwol

W tym też była pewna tymczasowość, na którą wszyscy bardzo tu cierpieli, bo wydawało im się, że zaraz wszystko się zmieni. Niemcy trzymali klucze od swoich domów, a Polacy walizki na wypadek, że trzeba będzie się pakować. Bo depozytariusz to ktoś, kto tylko na jakiś czas troszczy się o to, co ma, ale może zgłosić się ktoś, kto powie: „Dobrze, czas to zwrócić.”

Wreszcie w kręgu wspólnoty kulturowej Borussia w Olsztynie pojawił się termin duchowej sukcesji. Nie my to wytworzyliśmy, ale teraz jesteśmy tutaj i możemy to kontynuować, nie na prawie dziedziczenia bezpośredniego, ale duchowego.

DW: Przejęty przez Polaków Wrocław został odbudowany tak, jak zbudowali go Niemcy. Na ile odzyskanie niepodległości w ’89 roku pozwoliło dopełnić tę odbudowę?

AJ: Rok ’89 był kluczowy. Nawet już rok ’80, bo wraz z powstaniem Solidarności odzyskaliśmy jako społeczeństwo podmiotowość. System był nadal totalitarny, ale wymknęliśmy się mu spod kontroli. Wzięliśmy odpowiedzialność za siebie. I za to miasto. To był już nasz dom, już się z nim oswoiliśmy. A teraz zrozumieliśmy, że jesteśmy zań odpowiedzialni.

Minął pewien czas, Niemcy stali się inni. Już nie byli spadkobiercami nazistowskiego państwa. Odcięli się od tego. Wspomaganie nas przez Niemców w stanie wojennym stworzyło nowe więzi. Dokonał się pełny przełom. I wtedy  jakoś głupio już było zawłaszczać cudzą historię.

DW: Czy można to doświadczenie przenieść na dawne polskie ziemie?

ŁG: Ci, którzy w tych miejscach dziś mieszkają i są ich gospodarzami, sami muszą przejść przez ten proces. Możemy im opowiedzieć o naszym doświadczeniu, ale nie wolna niczego narzucać.

Polen Adolf Juzwenko
Adolf Juzwenko: Problemem jest to, że Ukraińcy nie zdają sobie sprawy, że Ukraina powstała dopiero po ’90 roku.Zdjęcie: DW/A.- M. Pedziwol

AJ: I mam nadzieję, że we Lwowie tak się też stanie. Problemem jest jednak to, że Ukraińcy nie zdają sobie sprawy, że Ukraina powstała dopiero po ’90 roku. Dla nich 17 wrzesień 1939 roku jest niemalże datą założycielską Ukrainy, bo wtedy doszło do zjednoczenia ziem ukraińskich. Ale nie we własnym, suwerennym państwie! Zjednoczono ziemie ukraińskie i zaczęto je rusyfikować. Pierwsze, co zrobiono w Bibliotece Stefanyka w ’40 roku, to zabrano do prohibitów książki pisane po ukraińsku.

ŁG: Polsko-niemiecka współpraca powinna być inspiracją dla podobnych działań na Wschodzie. Oczywiście trzeba będzie to jakoś zmodyfikować, ale tutaj mamy bardzo dobre doświadczenie.

DW: A konkretnie?

ŁG: Na przykład działanie Stacji Naukowej PAN w Berlinie pod kierownictwem profesora Roberta Traby, twórcy Borussi. Jego olsztyńskie doświadczenie jest nie bez znaczenia. Myślę o wystawie „Berlińczycy”, która pokazała mieszkańców tego miasta polskiego pochodzenia. Takie polsko-niemieckie miejsca pamięci są chyba najważniejsze.

Przemyślenie kwestii innego dziedzictwa, niż narodowe, zaowocowało w Polsce takimi właśnie wpisami na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zazwyczaj każdy kraj proponuje dzieła z kanonu swojego dziedzictwa narodowego…

DW: …a Polska zgłosiła Halę Stulecia Maxa Berga…

ŁG: …czy też Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze. Aż wreszcie zaproponowała wspólny wpis Parku Mużakowskiego nad polsko-niemiecką granicą. I to jest też jakieś wspaniałe doświadczenie.

Wreszcie bardzo dobrym przykładem jest Uniwersytet Viadrina. Pamiętam jak Czesław Miłosz mówił, że nie byłoby konfliktu polsko-litewskiego, gdyby w Wilnie istniało choć jedno gimnazjum polsko-litewskie. Viadrina jest uczelnią absolutnie europejską, Polacy i Niemcy są tam na równych prawach. Byłoby wspaniale, gdyby coś takiego powstało również po wschodniej stronie.

Europa-Universität Viadrina in Frankfurt
Viadrina jest uczelnią absolutnie europejską, Polacy i Niemcy są tam na równych prawach. Zdjęcie: picture-alliance/dpa

DW: Idea polsko-ukraińskiego uniwersytetu w Lublinie i Lwowie narodziła się kilkanaście lat temu. I wciąż go nie ma.

ŁG: Nie potrafię powiedzieć, dlaczego nie udaje nam się tego zrobić. Mamy już natomiast wspólny wpis drewnianych cerkwi po stronie polskiej i po stronie ukraińskiej. Były próby wpisania Kanału Augustowskiego jako wspólnego dziedzictwa polsko-białoruskiego.

DW: W takim razaie co z tych niemiecko-polskich doświadczeń można najlepiej wykorzystać tam, na Wschodzie?

ŁG: Dla mnie najważniejsze jest przełamywanie stereotypów, niechęci. Zobaczenie, że to jest ważne tak samo dla nas, jak i dla tej drugiej strony, która poczuwa się do związku z tymi miejscami. To po prostu dodaje siły, jeśli możemy czuć się spadkobiercami duchowymi historii szerszej niż tylko nasza własna opowieść.

AJ: A ja chciałbym, żebyśmy podeszli dzisiaj do Ukraińców, jako do narodu z historią trudniejszą od naszej. Bo nasza była trudna, ale nigdy nie zatraciliśmy optymizmu i wiary, że stanie się lepsza.

 

rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol

 

*Urodzony w 1939 roku na Podolu historyk Adolf Juzwenko jest od 1990 roku dyrektorem najpierw Biblioteki Ossolineum, a potem całego Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich we Wrocławiu. Przed rokiem ’89 pracował w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Był jednym z czołowych działaczy opozycji antykomunistycznej na Dolnym Śląsku.

 

**Architekt i wydawca Łukasz Galusek zajmuje się kulturą i sztuką Europy Środkowej. Pracuje w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie. Jest między innymi współautorem albumu „Kresy na nowo odkryte”.