1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

71 migrantów udusiło się w ciężarówce. Sprawcy przed sądem

21 czerwca 2017

W Kecskemecie na Węgrzech ruszył proces 11 osób oskarżonych o spowodowanie śmierci 71 migrantów latem 2015 roku. Niemieckie media zarzucają węgierskiej policji ciężkie uchybienia.

https://p.dw.com/p/2f71e
Östrreich - 71 Flüchtlinge in Lastwagen erstickt
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/APA/R. Schlager

Do tragedii doszło w sierpniu 2015 roku. Przy autostradzie w Austrii znaleziono wówczas porzuconą ciężarówkę, a w niej ciała 71 migrantów, w tym czwórki dzieci. Wszyscy udusili się w szczelnie zamkniętej komorze chłodniczej pojazdu. 

W środę (21.06.17) w sądzie w Kecskemecie w środkowych Węgrzech ruszył proces 11 osób, oskarżonych o umyślne spowodowanie śmierci. Czterej główni oskarżeni to Afgańczyk oraz trzej Bułgarzy, w tym kierowca ciężarówki - chłodni, który przetransportował uchodźców autostradą z Węgier do Austrii porzucając tam zamknięty pojazd. Ciężarówce towarzyszył inny samochód, którego kierowca miał ostrzegać przed kontrolami policyjnymi. Według prokuratury oskarżeni działali w zorganizowanej grupie przestępczej, która od lutego do sierpnia 2015 ponad 28 razy przemyciła do Europy Zachodniej uchodźców stłoczonych w furgonetkach. Afgańczyk uchodzący za szefa siatki przemytniczej, miał zarobić 300 tys. euro. Węgierska policja poszukuje nadal wspólników w Serbii, którzy przemycali uchodźców przez serbsko-węgierską granicę.

Niemiecka media krytyczne

Proces w Kecskemecie z wielką uwagą śledzą niemieckie media. Reporterzy telewizji publicznej NDR i WDR oraz dziennika Süddeutsche Zeitung (SZ) dotarli do fragmentów rozmów telefonicznych przemytników nagranych przez węgierską policję. Okazało się, że kierowca ciężarówki chłodni słyszał wołanie o pomoc i łomotnie w ściany, ale nie reagował. Podobnie zachowywał się kierowca towarzyszącego samochodu, kiedy podczas jednego z postojów pomagał uzupełnić wodę w chłodnicy ciężarówki.

Jak wynika ze śledztwa przeprowadzonego przez niemieckich reporterów, węgierska policja namierzyła grupę przestępczą już wiele tygodni przed tragicznym w skutkach transportem i mogła mu zapobiec. Okazało się, że na bandę przemytników zwróciła już wcześniej uwagę zarówno policja na Węgrzech, w Austrii oraz w Niemczech. Aresztowano kierowców, konfiskując pojazdy, komórki oraz przesłuchując przemycanych uchodźców. Jednak przestępczy proceder kwitł dalej. 23 czerwca 2015 węgierska policja ujęła kierowcę Fiata Ducato, który przewoził na niewielkiej powierzchni bez dopływu powietrza 38 imigrantów. Dopiero wtedy węgierskie służby specjalne otrzymały polecenie wzięcia na podsłuch szefów bandy przemytniczej. Jednak mimo podsłuchu i licznych aresztowań banda nadal działała na Węgrzech bezkarnie. W opinii prokuratury w Kecskemecie „brakowało poszlak wskazujących na organizowanie nielegalnych transportów z narażeniem ludzkiego życia”.

Innego zdania są niemieccy reporterzy. Jak wynika z udostępnionych setek stron podsłuchanych rozmów przemytników, także we wcześniejszych transportach uchodźcy nie mieli wystarczającego dopływu świeżego powietrza.

Uchodźcy na rowerach

Co wynikało z podłuchanych rozmów

Tymczasem szef Kancelarii Premiera Janos Lazar nie zgadza się z sugestią niemieckich mediów, jakoby można było zapobiec tragedii z sierpnia 2015 r. i  zarzucił im oszczerczą kampanię. Natomiast w opinii ministra spraw wewnętrznych Sandro Pintera węgierskie władze nie posiadały „żadnych informacji, które pozwoliłyby zapobiec tragedii”. Wielokrotnie ponawiane przez niemieckich reporterów pytania o to, kiedy przetłumaczone zostały i przeanalizowane podsłuchane rozmowy przemytników, węgierskie władze pozostawiły dotąd bez odpowiedzi.

26 sierpnia 2015 roku przemytnicy zamknęli w ciężarówce chłodni bez dopływu świeżego powietrza 71 osób, w tym czworo dzieci i ruszyli z pod granicy z Serbią na Zachód. Wszyscy imigranci udusili się jeszcze na terytorium Węgier . Porzuconą ciężarówkę znaleziono na terenie Austrii. Ofiary pochodziły z Syrii, Iraku i Afganistanu.

DW / Alexandra Jarecka