1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Abp Alfons Nossol: Miało być 2+5

17 listopada 2019

Jeśli ktoś wątpi w polsko-niemieckie pojednanie, powinien przyjechać do Krzyżowej, mówi arcybiskup Alfons Nossol*, bez którego nie doszłoby tam 30 lat temu do Mszy Pojednania.WYWIAD

https://p.dw.com/p/3TB3q
30-lecie Mszy Pojednania w Krzyżowej
30-lecie Mszy Pojednania w KrzyżowejZdjęcie: DW/A. Pędziwol

Jeśli ktoś wątpi w polsko-niemieckie pojednanie powinien przyjechać do Krzyżowej, mówi arcybiskup Alfons Nossol*, bez którego nie doszłoby tam 30 lat temu do Mszy Pojednania i przekazania sobie znaku pokoju przez premiera Polski i kanclerza Niemiec.

Deutsche Welle: Księże Arcybiskupie, czy Ksiądz ma jeszcze jakąś małą tajemnicę dotyczącą tej Mszy sprzed 30 lat, której do tej pory nie zdradził nikomu?

Alfons Nossol: Raczej coś, o czym milczałem. Kanclerz Kohl nalegał, żebym mu zdradził, jaki dar ma mi przywieźć. Powiedziałem mu, że niczego nie potrzebuję i nie chcę żadnej rzeczy, którą ktoś by mi mógł kiedyś wypomnieć, albo imputować, że było to coś za coś.

Mnie chodziło o wizję prawdziwego pokojowego współistnienia nie tylko obok siebie, ale ze sobą. Istotne było także to, by wzajemne, powojenne „napadanie na siebie” odeszło w przeszłość. Byśmy podjęli wspólne budowanie zjednoczonej Europy.

DW: Czyli Ksiądz poprosił kanclerza o dar duchowy, a nie materialny?

Arcybiskup Alfons Nossol
Arcybiskup Alfons NossolZdjęcie: DW/A. Pędziwol

– Kiedyś w ambasadzie usłyszałem, że Kanclerz nie daje im spokoju i ciągle dopytuje, co mógłby mi sprezentować. Ktoś szepnął z boku: „Głupku, niech ci mercedesa przywiezie!” „Oj, serdecznie panu dziękuję za podpowiedź”, odpowiedziałem. „Bo teraz wiem, że gdybym zażądał daru, a zwłaszcza tego mercedesa, naprawdę stałbym się głupkiem. Pan mnie z opresji wybawił!”

Tu nie chodzi o jakieś „do ut des” [o „daję, żebyś dawał“, o wzajemność], lecz o braterskie spotkanie się i o prawdziwy nowy początek in radice [od zawiązku, od korzenia]. Taka wizja europejskości mi zawsze przyświecała.

Nikt nie cofnie tragedii okrutnej światowej wojny. Tu i ówdzie słyszę, że musimy żądać zapłaty za każdego Polaka zamordowanego przez Niemców. Nie ma ceny za ludzkie życie! Na tym bazować nie możemy.

DW: Kanclerzowi Kohlowi zarzucano nieszczerość w jego działaniach. Jak Ksiądz postrzegał jego postawę w kwestii pojednania?

– Odwiedzałem go kilkukrotnie. Pewnego razu mi powiedział: „Mam wrażenie, że wasz premier mi nie ufa. Powiedz mi dlaczego?”. Przekazałem treść tej rozmowy premierowi Mazowieckiemu. I spytałem: „Panie premierze, czy tak naprawdę jest? Jeśli tak, to dlaczego? Ja tego nigdy tak nie w ten sposób nie odbierałem. Wiem jedno, że pan o kanclerzu Kohlu nigdy zbyt radośnie ze mną nie rozmawiał.” Wówczas to premier Mazowiecki bardzo szczerze wyznał: „Najbardziej mnie zabolało podejście kanclerza Kohla do rozmów ‘dwa plus cztery’ [obu państw niemieckich i zwycięskich mocarstw]. Ja uważam, że miało to wyglądać inaczej: ‘dwa plus pięć’. Polska także miała prawo do tego, by zasiąść do negocjacyjnego stołu. Niestety, Kohl nie chciał tego zaakceptować.”

DW: Jak to jest, że polsko-niemieckie pojednanie rozpoczęło się od gestów Kościołów: ewangelickiego w Niemczech, katolickiego w Polsce?

– Tylko Kościoły stać było na taki krok. Bo tylko one w swojej wierze i działaniach opierają się na Chrystusowym przesłaniu: „Pokój mój daję wam”.

DW: Czy Kościół był jedyną instytucją, która mogła wypowiedzieć słowa „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”?

– Przy tym stanie naszej polityki, w jej powojennym zaognieniu – okazało się, że tylko Kościoły i chrześcijan stać było na wyciągnięcie ręki w geście wzajemnego przebaczenia i pojednania.

DW: A dzisiaj, nie ma Ksiądz wrażenia, że stało się to za wcześnie? Widzimy przecież wyraźny regres polsko-niemieckich relacji.

– Ani tamte słowa, ani tamte gesty, nie były – moim zdaniem – na wyrost. Miały swój głęboki sens. Wyznaczały cel – drogę, którą powinniśmy pójść, u kresu której jest prawdziwy pokój i autentyczne pojednanie.

Z teologicznego punktu widzenia – muszę to dodać – nie ma autentycznego pojednania bez przebaczenia. Owszem, ktoś może mieć tu problem: Czy możemy przebaczać w imieniu innych?

DW: Ofiar.

– Przede wszystkim w imieniu ofiar. Należy tu zachować szczególną wrażliwość. Z drugiej strony, dziś nie żyje już prawie nikt z morderców, którzy spowodowali tyle zła, którzy stali się przyczyną śmierci wielu: obozy koncentracyjne, Oświęcim… .

Oczywiście, bez autentycznego przebaczenia nie ma odpuszczenia grzechów. Ale do przebaczenia trzeba dojrzewać. Dojrzała postawa wybaczenia prowadzi dopiero do pojednania. Problem przebaczenia jednak pozostaje.

DW: To gdzie jesteśmy teraz? Zarówno w stosunkach między państwami, jak i ludźmi?

– Wielkim osiągnięciem w kierunku autentycznego pojednania jest zjednoczona Europa, która może nosić znamiona Bożego daru. Wyzwala nas od egoizmów i nacjonalizmów, które są przeszkodą na drodze ku autentycznemu pojednaniu. Musimy jednak o tym pamiętać, że z nieba nam ono nie spadnie. Musi być wypracowane, musi dojrzewać.

DW: Mówiąc „zjednoczona Europa” myśli Ksiądz o Unii Europejskiej?

– W jakiejś mierze tak. Unia Europejska broni nas przed nacjonalizmami, które mogą prowadzić do szowinizmu. A tam, gdzie jest szowinizm, kończy się humanizm.

DW: Mówi Ksiądz także, że zjednoczona Europa jest czymś Bożym. W jakim sensie?

– Nie każdy musi akceptować taki stan rzeczy. Pamiętać musimy jednak o tym, że założyciele wspólnej Europy właśnie przede wszystkim ten element mieli na uwadze. Budowali zjednoczoną Europę w oparciu o wartości chrześcijańskie.

Wielu nie jest w stanie zrozumieć wielkości daru, jakim jest dla Europy zjednoczenie. Tu nie wystarczą same modlitwy zanoszone do niebios progów. Nasza postawa musi się nieustannie zmieniać, dojrzewać. Musimy o tym pamiętać, że peace is more than the absence of war [pokój, to coś więcej niż brak wojny]. To nowa sytuacja. Sami jej nie „zmajstrujemy”. Tu musimy otworzyć się na „pomoc Nieba”. Taka była filozofia wielkich myślicieli, a zarazem założycieli zjednoczonej Europy.

DW: Przejdźmy teraz na podwórko, gdzie Ksiądz się wychowywał. Jaka jest sytuacja mniejszości niemieckiej w 30 lat od dnia, gdy się ujawniła? To było właśnie tu, w Krzyżowej, na tym placu za oknem, kiedy ci ludzie po raz pierwszy po wojnie powiedzieli o sobie głośno: „Jesteśmy Niemcami”. I witali Kohla jako „także swojego kanclerza”, co nie wszystkim się spodobało.

– Tu proponuję, byśmy odwołali się do myśli św. Jana Pawła II. On odważył się swojemu Orędziu na Światowy Dzień Pokoju na 1 stycznia 1989 r. nadać tytuł: Szanowanie mniejszości, drogą do pokoju. Byłem wówczas w Rzymie i jako przewodniczący Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski orędzie to otrzymałem nieco wcześniej, przed jego oficjalną publikacją. I niemalże je pochłonąłem!

Wieczorem byłem zaproszony na kolację do papieża. Wziąłem więc tekst ze sobą. Ojciec Święty zapytał mnie, czy go przeczytałem? Odpowiedziałem, że z największym zainteresowaniem. Wtedy to papież poprosił mnie o wyrażenie swojej opinii na temat orędzia. Odpowiedziałem wówczas: „Proszę Ojca Świętego, to niezwykły wręcz tekst, tak bardzo dziś potrzebny Polsce, Europie i światu. Ale u nas, na Śląsku, z tym poszanowaniem mniejszości nie będzie łatwo.” Wtedy papież, widząc moje zatroskanie, stwierdził: „Możesz śmiało powoływać się na moje orędzie.”

I to zaowocowało. Od 4 czerwca 1989 r. mieliśmy co niedzielę na Górze Świętej Anny Mszę świętą w „języku serca”. Tej właśnie nazwy używałem, aby nie drażnić tych, którzy sprawy nie rozumieli. Język serca to ten, w którym człowiek śni, marzy i zanosi błagania do Boga. A także przeklina. Bo musi być w pełni zrozumiany.

Miałem kiedyś wykład w Zgorzelcu. Dyrektorka szkoły mnie potem spytała: „Dlaczego ksiądz się odważył nazwać język niemiecki ‘językiem serca’?” „Czy to zarzut?” – zapytałem. Padła wówczas następująca odpowiedź: „Zarzut nie zarzut, ale tak mówić nie wolno.” „Proszę niech pani tego tak kategorycznie nie mówi” – powiedziałem. „To pojęcie pojawiło się za czasów niemieckiego biskupa, kardynała Adolfa Bertrama [arcybiskupa metropolity wrocławskiego w latach 1914-45]. W archidiecezji wrocławskiej ‘językiem serca’ był wtedy język polski.” Tego jednak nie wiedziała moja rozmówczyni.

Skorzystałem z tamtego określenia. Bo każdy ma prawo do „języka serca”. Kiedy się chce być w pełni zrozumianym, wówczas sięga się do „języka serca”.

DW: Jak jest dzisiaj?

– Dzisiaj ten status jest uregulowany. Mam jednak czasem wrażenie, że w niektórych kręgach nadal żywa jest niechlubna zasada: „Jak długo świat światem, nigdy Niemiec nie będzie Polakowi bratem.” Gdy w dyskusjach i działaniach brakuje merytorycznych argumentów, pada właśnie ten. I wtedy jest po dialogu.

DW: Będzie ten dialog?

– Dialog ciągle trwa. Przybiera różne oblicza. Jednak to od nas, od naszej otwartości zależy, jaki przybierze kształt. Dialog ma to do siebie, że chroni nas przed szowinizmem. Jan Paweł II też sobie zdawał z tego sprawę. Stąd jego, jakże dalekosiężne stwierdzenie, że patriotyzm jest czymś wzniosłym. Nie ma nic wspólnego z szowinizmem. Jest przecież „kształtem miłości, a nie nienawiści.”

DW: Czego Ksiądz by oczekiwał teraz?

– Autentycznego wyjścia sobie naprzeciw i choćby spojrzenia na Krzyżową dzisiejszą i tą sprzed 30 lat. Spójrzmy, jak wówczas wyglądała, a jak wygląda dziś!

DW: Rozmawialiśmy długo o polsko-niemieckim pojednaniu. Ale gdy Ksiądz patrzy na Polskę dzisiaj, czy nie ma wrażenia, że teraz trzeba zabrać się ostro za polsko-polskie pojednanie?

– To jest bardzo smutne. Mnie owa „wojna polsko-polska” bardzo boli. Ona nie służy Polsce. Byliśmy wzorem dla Europy, także dzięki naszemu wielkiemu papieżowi. Jeżeli jednak sami wewnętrznie nie będziemy pojednani, to nie będziemy w stanie wiele zdziałać. Musimy z tą wojną skończyć, bo inaczej nie będziemy autentyczni i nie będziemy też właściwie rozumiani.

DW: Księże Arcybiskupie, serdecznie dziękuję za tę rozmowę

* Opolski arcybiskup-senior Alfons Nossol (urodzony w 1932 roku), teolog, profesor nauk teologicznych. W latach 1977-2009 r. był ordynariuszem diecezji opolskiej. 12 listopada 1989 celebrował Mszę świętą w Krzyżowej na Dolnym Śląsku, podczas której Helmut Kohl i Tadeusz Mazowiecki przekazali sobie znak pokoju.