1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Angela Merkel i bałkańska beczka prochu

Małgorzata Matzke8 lipca 2015

W szczytowym momencie greckiego kryzysu kanclerz Merkel udaje się w podróż na Bałkany. Kraje tego regionu borykają się z własnymi problemami i najchętniej byłyby wszystkie w UE.

https://p.dw.com/p/1Fu0Q
Serbien Ungarn Syrische Flüchtlinge nah der Grenze
Zdjęcie: picture-alliance/epa/E. Molnar

Wysokie bezrobocie, głęboko zakorzeniona korupcja i autorytarne elity władzy - to elementy wspólne wszystkim trzem krajom, które odwiedza Angela Merkel: Serbię, Bośnię-Hercegowinę i Albanię.

Jak wynika z sondaży Unia Europejska traci w tych krajach swoją atrakcyjność. Jest to być może także wynikiem zapowiedzi, jaka nadeszła z Brukseli, że przez najbliższe 5 lat do europejskiego klubu nie zostanie przyjęte żadne nowe państwo.

Gra geopolityczna?

Od wieków już Bałkany były przysłowiową beczką prochu w Europie. Ta przenośnia staje się znów aktualna w sytuacji napięć panujących miedzy Rosją i Zachodem. Wizyta szefowej niemieckiego rządu ma służyć ograniczeniu rosyjskich wpływów na Półwyspie Bałkańskim, uważa Gunther Krichbaum, przewodniczący komisji europejskiej w Bundestagu. - Te kraje muszą same zadecydować, czego chcą. Kanony wartości, jakich przestrzega się w UE, są wyraźnie odmienne od tych w Rosji czy w rządzie Władimira Putina - podkreśla chadecki polityk.

Deutschland Kosovo Mustafa bei Merkel
Premier Kosowa Mustafa bawił pod koniec czerwca br. w BerlinieZdjęcie: Getty Images/AFP/O. Andersen

Wizyta Angeli Merkel ma zamanifestować także, "jak ważne Bałkany są dla Niemiec i Unii Europejskiej", zaznacza także Dušan Reljić, szef brukselskiego biura niemieckiej Fundacji Nauka i Polityka. Merkel ma pokazać "wielkim graczom" ze Wschodu, przede wszystkim Rosji, ale także Turcji i Chinom, że UE pozostanie w dalszym ciągu kotwicą w tym regionie.

Podkreśla on także, że istnieje niebezpieczeństwo, iż cała Europa południowo-wschodnia pod wpływem greckiego kryzysu może zacząć jawić się jako niepewny i niespokojny region dla inwestycji, a temu wrażeniu może przeciwdziałać obecność Angeli Merkel. Z tego względu w Belgradzie dyskutuje się już od kilku tygodni, czy szefowa niemieckiego rządu da wreszcie zielone światło dla rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Serbią.

Na długim pasku Brukseli

Serbia jest od trzech lat oficjalnie kandydatem do wejścia do UE, lecz ze względu na ciągnące się negocjacje z Kosowem praktycznie zostały one zamrożone. Kosowo ogłosiło w roku 2008 swoją niezależność od Serbii, czego Belgrad jednak nie uznaje. W roku 2013 dzięki mediacji UE powstała umowa, w której Kosowu przyznaje się daleko idącą swobodę decyzyjną w zakresie ustawodawstwa i administracji i która określa także prawa przyznane serbskiej mniejszości w Kosowie zamieszkiwanym przede wszystkim przez Albańczyków. Jak dotąd umowa ta nie doczekała się jednak realizacji.

Serbien Ungarn Flüchtlinge aus Syrien an der Grenze
Jakby problemów było mało: uchodźcy z Syrii jako nowy szlak ucieczek obierają Półwysep BałkańskiZdjęcie: Reuters/L. Balogh

Tego należałoby wymagać - twierdzi polityk CDU Krichbaum. Nikomu nie tęskno w UE do "drugiego Cypru“, czyli państwa o nieuregulowanej sytuacji terytorialnej.

- Wiem, że w Serbii za ważną kwestię polityczną uznaje się rozpoczęcie negocjacji nad pierwszym rozdziałem. Ale najbardziej liczy się to, by kraj ten był dobrze przygotowany do akcesji.

Stare i nowe problemy

Także zbliżenie między Bośnią-Hercegowiną i UE idzie jak po grudzie. W marcu br. w życie weszła umowa stabilizacyjna, która ma służyć silnemu politycznemu i gospodarczemu partnerstwu Brukseli i Sarajewa. Warunkiem zawartym w niej jest szeroko zakrojona reforma konstytucji, która jednak jak dotąd nie następuje.

- Fakty nie napawają optymizmem - zaznacza dyplomatycznie Krichbaum. Bośniacka polityka i administracja opierają się wciąż jeszcze na układzie z Dayton, który przed 20 laty regulował porozumienie stron wojny na Bałkanach. Przewiduje on, że każda ważna decyzja wymaga konsensusu przedstawicieli trzech grup narodowościowych (muzułmańskich Bośniaków, Serbów i Chorwatów), co często jednak prowadzi do blokad.

Obserwatorzy zgodni są co do tego, że w Tiranie kanclerz Merkel będzie nieco łatwiej, niż w Belgradzie i Sarajewie. Z punktu widzenia Zachodu "Albania jest czynnikiem stabilizującym na Bałkanach" - wyjaśnia Dušan Reljić. Spodziewa się on, że szefowa niemieckiego rządu "delikatnie napomni" premierowi Ediemu Ramie, by raczej już nie mówił o "Wielkiej Albanii", ruchu politycznym we współczesnej historii narodu albańskiego, dążącym do zjednoczenia wszystkich etnicznych Albańczyków w obrębie jednego państwa, który oprócz Albanii obejmować miałby Kosowo oraz części Serbii, Czarnogóry, Macedonii i Grecji.

Niemcy zamykają oczy na problemy

- Berlin interesuje także wciąż rosnąca liczba uchodźców z Albanii ubiegających się w UE o azyl - twierdzi Reljić. Bawarska CSU już od dawna domaga się zaklasyfikowania Albanii jako "bezpiecznego kraju pochodzenia", by móc szybciej odrzucać wnioski azylowe przybyszy z Albanii.

Lecz niektórzy obserwatorzy ostrzegają, że w Berlinie przemilcza się pewne zjawiska na zachodnich Bałkanach, które powinny napawać troską. Serbski politolog Dorde Vukadinovic za przykład podaje eliminację krytycznych głosów i "polowanie na czarownice", czyli siły opozycji w Serbii.

- Niemcy nie mają tego wcale na radarze i jeżeli już to się krytykuje, to w matczyny i pobłażliwy sposób. Ale akurat dla proeuropejskich sił w Serbii jest to wielkim rozczarowaniem - mówi.

Poza czerwonym dywanem Angela Merkel spotka się także z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego. Może przynajmniej w tych rozmowach dowie się, przed jakimi problemami stoi demokracja w tych krajach.

Nemanja Rujevic / Małgorzata Matzke