1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Archiwum polskiej obecności w Niemczech

Barbara Cöllen27 marca 2016

Po II wojnie światowej znalazło się na terenie Niemiec ok 1,5-2 mln Polaków. Świadectwa ich życia w obozach dipisów (bezpaństwowców) uratował ks. Stanisław Budyń i stworzył archiwum przy wsparciu niemieckiego Episkopatu.

https://p.dw.com/p/1IKON
Polnische Katholische Mission in Hannover
Zdjęcie: DW/B. Cöllen

Uratowałem przed zniszczeniam cząstkę polskiej historii - mówi w rozmowie z DW ks. rektor Stanisław Budyń. Od roku 2002 jako delegat Konferencji Episkopatu Niemiec koordynuje on działalność polskiego duszpasterstwa w 70 placówkach. W Polskiej Misji Katolickiej w Hanowerze ks. Budyń stworzył w czasie swego urzędowania unikatowe archiwum polskiej obecności w Niemczech. Geneza powstania zbiorów jest niepodzielnie związana z historią organizacji życia religijnego dla Polaków przebywających po 1945 roku na terenie Niemiec.

Po zakończeniu II wojny światowej znalazło się tam ok. 1,5-2 mln Polaków. Zostali przywiezieni na roboty przymusowe i do obozów. - Tysiące z nich nie mogło wracać do Polski z racji utracenia ziem i dobytku na Wschodzie Polski, inni z obawy przed komunistami. W latach 1945-55 zostali umieszczeni w obozach alianckich, mając status bezpaństwowca (DPs -displaced persons, red.) - opowiada polski duchowny.

Polskie duszpasterstwo w Niemczech

W celu zorganizowania życia religijnego dla Polaków przebywających w Niemczech papież Pius XII powołał w czerwcu 1945 roku specjalnego biskupa, który podlegał jurysdykcyjnie bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Został nim przebywający wówczas w Rzymie biskup polowy Wojsk Polskich na Zachodzie ks. bp Józef Gawlina. W lipcu 1945 roku ustanowił on Kurię Biskupią dla Polaków, która mieściła się początkowo we Freimannie koło Monachium, a od września 1945 r. we Frankfurcie nad Menem. Do niej należało się zwracać ze wszystkimi sprawami urzędowymi.

Archiwum polskiej obecności w Niemczech

Bp Gawlina udał się też do KZ Dachau, aby spotkać się z 850 polskimi księżmi, byłymi więźniami tego obozu i poprosić tych, którym zdrowie na to pozwala, aby otoczyli Polaków przebywających na terenie Niemiec opieką duszpasterską. Już w czerwcu 1945 roku ponad 150 księży pojechało do strefy angielskiej na północ, ok. 300 podjęło pracę w strefie brytyjskiej i francuskiej na południu. - Wtedy wydano też pierwszą instrukcję dla polskich kapłanów na placówkach duszpasterskich w Niemczech. W paragrafie 11 mowa jest o tym, że odpisy zarejestrowanych ślubów, chrztów i zgonów na placówkach duszpasterskich należy co miesiąc odsyłać do Kurii Biskupiej. I tak powstało archiwum - wyjaśnia w rozmowie z DW ks. Stanisław Budyń. Kuria wystawiała też od połowy 1946 r. zaświadczenia dla polskich emigrantów potrzebne w uzyskaniu dokumentów na repatriację i wizę do Ameryki Południowej, Australii, Nowej Zelandii, USA czy Kanady.

Kuria Biskupia dla Polaków w Niemczech działała do 1975 roku.

Kopalnia wiedzy o polskich dipisach

Comiesięczne sprawozdania duszpasterzy z obozów dipisów informują szczegółowo, czym się zajmowali tam Polacy - kobiety, mężczyźni, dzieci w szkole i poza szkołą.

Bildergalerie Polonicus Preis Stanislaw Budyn
ks. rektor Budyń został przez Polonię w Niemczech uhonorowany w 2015 r. nagrodą "Polonicus"Zdjęcie: DW/A. Maciol

- Żal mi się zrobiło, kiedy poznałem cały los tych ludzi. Przenoszeni byli z obozu do obozu. Najpierw kilka lat w obozie koncentracyjnym, a potem dobre 20 lat w obozie dipisowskim. Nie wolno im było pracować. Rozpijali się, kradli, byli agitowani, nawzajem oskarżali się. Ci, którzy wrócili do Polski byli agitowani, przesłuchiwani. Pisali listy, że nie wrócą do Polski. Bali się – mówi polski duchowny.

Ci, którzy pochodzili z Wołynia czy Polesia, nie mieli dokąd wracać. Więc zostawali i siedzieli w obozach. Potem przez biura UNHCR emigrowali do Australii do Nowej Zelandii. - W archiwum są listy. Kiedy się wczytałem w to wszystko, ogarnęło mnie wielkie współczucie dla tych ludzi – opowiada ks. Budyń.

Zainteresowanie zbiorami archiwum

Zasobami archiwum interesują się obecnie pojedyncze osoby. - Otrzymujemy zapytania o dziadków, o ojców. Kiedy zostałem rektorem na początku dwutysięcznego roku mieliśmy nieraz po 30-40 listów i faksów dziennie. Nie stać nas było wtedy na przegląd tego archiwum. Tego było za dużo – wspomina ks. Budyń. Opowiada, że wtedy przychodziło mnóstwo zapytań z Australii, Nowej Zelandii. Potem z Argentyny i Brazylii. - Niedawno przyjechała pani, która urodziła się na północy Niemiec i jest w naszych aktach metrykalnych chrztu. Ona już nie mówi po polsku. Zorganizowaliśmy jej tam uroczyste wręczenie metryki chrztu w ratuszu i uroczyste przyjęcie. Było to dla niej niesamowite przeżycie – opowiada duchowny.

Pewna pielęgniarka z Krakowa napisała do Hanoweru, że szuka mamy. Wiedziała, że jej mama, która była Rosjanką, wyjechała na tereny Związku Radzieckiego, bo zmusiły ją do tego władze rosyjskie. Jej ojciec Polak zabrał córkę i wrócił do Polski. I w archiwum znalazł się zapis, kto był jej matką, że wróciła do Kazachstanu. I na tej podstawie znalazła ją tam i sprowadziła do Krakowa. Po trzech latach matka zmarła.

Co można znaleźć w tych archiwach?

Archiwum w Polskiej Misji Katolickiej w Hanowerze stworzyło stronę internetową z danymi o dipisach: pmk-niemcy.eu. Informacji należy szukać w zakładce „archiwum”. - Jeśli ktoś szuka, gdzie, kto mieszkał, gdzie wtedy przebywał, kiedy był ślub rodziców, kiedy ktoś się urodził, zmarł - my mamy takie dane, czyli wszystkie czynności kościelne. Mam również mapki cmentarzy. Każdy człowiek ma u nas swoją stronę –podkreśla ks. rektor

Wsparcie Niemieckiego Episkopatu

Kiedy ks. Budyń przed wielu laty postanowił zająć się ratowaniem dokumentacji i tworzeniem archiwum, niewiele osób i instytucji w Polsce zainteresowało się tym. - A to jest nasze życie, cząstka naszego bytu na terenie Niemiec – mówi. Doceniły to dopiero władze niemieckie. Konferencja Niemieckiego Episkopatu przekazała mu na ten cel ponad 150 tys. euro.

- Jestem wdzięczny dzisiejszym Niemcom, tym, którzy to doceniają oraz Kościołowi niemieckiemu, który mi pozwolił nie tylko stworzyć to archiwum, ale i dał pieniądze na ten cel. Mam pełne uznanie dla Niemców, bo to jest przecież przykra strona ich historii. A jednak podchodzą do tego z szacunkiem. I to jest niesamowita rzecz. To mnie mobilizowało. A mógłbym to przecież wyrzucić, mogłem komuś oddać – mówi polski duchowny.

Archiwum jest częścią rektoratu. Lecz prace nad nim jeszcze trwają. - Najważniejsze, że udało mi się to wszystko zabezpieczyć, odkwasić i uporządkować. Wiemy, co tam jest. Pierwsza inwentaryzacja jest zrobiona – zaznacza ks. Budyń.

Barbara Cöllen