1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Berlin w czasach pandemii. Koniec z rozrywką?

14 lipca 2020

Dla stolicy Niemiec pandemia jest wielkim przełomem. Mści się teraz silne skoncentrowanie Berlina na rozrywce i turystyce. Jednak twórczego ducha miasta nie da się zabić.

https://p.dw.com/p/3fGYr
Kiedy taniec był jeszcze dozwolony - zdjęcie z lepszych dni berlińskiej sceny klubowej
Kiedy taniec był jeszcze dozwolony - zdjęcie z lepszych dni berlińskiej sceny klubowejZdjęcie: picture-alliance/dpa/S. Kembowski

Brama do legendarnego klubu „Berghain”, mekki międzynarodowej społeczności imprezowiczów, jest teraz pokryta graffiti „Black-Lives-Matter”. Po tym jak berlińska senator ds. zdrowia Dilek Kalayci ogłosiła w marcu, że to nie czas na imprezy, nikt tu nie zagląda. Prawdopodobnie do końca roku − jak mówi rząd tego miasta-landu − niewiele się zmieni. W przeciwieństwie do Zurychu, Berlin nie złagodził jeszcze zakazów dotyczących działalności klubów.

Berlin nie byłby Berlinem, gdyby nie było ludzi, którzy nadal imprezują. „Meditanzion” to nazwa grupy, która przenosi na ulice pod hasłem „wszyscy jesteśmy równi” medytację jogi, taniec techno i demonstrację. Również grupa „Neo-Hippisi” organizowała wieczory pod Bramą Brandenburską. Reszta berlińskiej młodzieży schroniła się w rozległych parkach. Tam, na dużych łąkach, spotykają się regularnie na tańce. Policja kontroluje, ale zazwyczaj puszcza ich wolno, tylko raz na jakiś czas apelując o zachowania dystansu.

Niektóre kluby nawet otwarły się pomimo pandemii, przynajmniej na trochę. Kto ma teren na zewnątrz, może tam sprzedawać napoje, ale taniec jest zabroniony. Aby nie przypominało to zbytnio ogródka piwnego, popularny klub „About blank” nazywa swój skrawek na wolnym powietrzu ogródkiem szampańskim.

„Dobrze, że coś się zmienia”

Dla Dennisa, na co dzień fryzjera w eleganckim salonie położonym niedaleko Gendarmenmarkt imprezowanie to element życia. − Może to dobrze, że coś się zmienia − mówi teraz. Od dawna nie lubi wychodzić na imprezy. Jego zdaniem „muzyka, ludzie - wszystko stało się komercyjne i niezbyt pomysłowe”. Pamięta, jak tuż przed wprowadzeniem obostrzeń pandemicznych po długim czasie znów zajrzał do klubu, ale nawet nie skończył tam piwa. „Muzyka była po prostu okropna”.

Drzwi do Club Berghain w Berlinie są dziś zamknięte
Club Berghain w Berlinie dziś zamkniętyZdjęcie: DW/K.-A. Scholz

Komercjalizacja nie była jedyną rzeczą, która mocno nadszarpnęła wizerunek rozrywkowego Berlina jeszcze przed koronawirusem. Wysiedlanie słabszych przez silniejszych finansowo najemców to kolejny problem. Pod koniec 2019 roku znany na całym świecie klub fetyszystów „Kitkat” ogłosił koniec swojej działalności w śródmieściu Berlina i nie był pierwszym, który został zmuszony do zamknięcia.

Mniej imprez – fatalny skutek dla Berlina

Fakt, że rozrywkowej metropolii źle się powodzi, staje się stopniowo problemem ekonomicznym dla całego Berlina. Od przełomu stuleci Berlin reklamuje się hasłem: „Biedny, ale seksowny”, przyciągając do miasta tłumy turystów. A obecnie? Czyżby na koniec został tylko biedny?

W czerwcu stopa bezrobocia w stolicy Niemiec wzrosła o 2,7 procent − więcej niż w jakimkolwiek innym kraju związkowym. Obecne obłożenie w berlińskich hotelach nie wynosi 80 lub 90 procent, tylko 10-20 procent. Sytuacja jest „katastrofalna”, o czym poinformował w czerwcu związek branży hotelarskiej i gastronomicznej. 

W żadnym innym niemieckim mieście kryzys nie był tak dotkliwy. 250 klubów, 150 milionów obrotów, trzy miliony turystów – wynika z badań przeprowadzonych przez Senat Berlina opisujących wymiar problemu. Przez wiele lat 3,7-milionowe miasto żyło dość dobrze ze swojej reputacji rozrywkowej metropolii. − To wpłynęło również na inne inwestycje poza turystyką − mówi planista i publicysta David Koser. − Ten wizerunek mógł odegrać pewną rolę w powstaniu fabryki Tesli w okolicach Berlina – uważa Koser. Bo przecież Berlin nie jest klasycznym miejscem dla samochodów.

Happening grupy "Meditanzion" na Placu Paryskim w centrum Berlina
Happening grupy Meditanzion na Placu Paryskim w centrum BerlinaZdjęcie: DW/K.-A. Scholz

Właściciel restauracji Johannes obawia się najgorszego. Najpierw kluby, potem restauracje, sklepy z napojami i inne miejsca związane z branżą rozrywkową. W drugiej połowie roku Johannes spodziewa się dużej fali bankructw. Pasuje do tego wiadomość, która ukazała się pod koniec czerwca. Tanie linie lotnicze Easyjet, które jak żadne inne reprezentują turystykę rozrywkową zmniejszają swoją flotę w Berlinie o połowę. Nowo powstała grupa zarządców klubów, właścicieli restauracji i ludzi kultury walczy z recesją. Nazywają siebie „Jednym Berlinem”. Żądają ulg podatkowych od Senatu. Na imprezie założycielskiej grupy powiedziano, że jest ona napędzana ogromnymi obawami egzystencjalnymi i wielkim niepokojem o życie miejskie w stolicy. Żądają oni m.in. dopuszczenia większej liczby imprez w miejscach publicznych, takich jak Alexanderplatz w centrum Berlina.

Ożywić Friedrichstrasse

Wielu mieszkańców Berlina uważa jednak, że zastój w imprezach jest dość relaksujący. Jest ku temu powód: nadmierna turystyka. − Turystyka imprezowa wywarła znaczny wpływ na strukturę urbanistyczną obszarów mieszkalnych, z dużym udziałem gastronomii zorientowanej na turystykę, sklepów nocnych, mieszkań wakacyjnych i hosteli − mówi Koser. W efekcie „wypierani są okoliczni mieszkańcy i biznes niezwiązany z turystyką. Nie powstały żadne nowe dzielnice mieszkaniowe, lecz „dzielnice tętniące życiem przez całą dobę”.

Co się stanie z Friedrichstrasse?
Co się stanie z Friedrichstrasse?Zdjęcie: picture-alliance/W. Steinberg

Być może kryzys otworzy również drogę do uporządkowania spraw na nowo. Jak np. szansę na przeniesienie turystyki imprezowej z obszarów mieszkalnych. − Mianowicie tam, gdzie jest jej miejsce i gdzie nie przeszkadza – w centrum miasta, zwłaszcza w rejonie Friedrichstrasse, która była niegdyś centralną dzielnicą rozrywkową Berlina – mówi Koser. I rzeczywiście szuka ona obecnie rozwiązań na przyszłość. Nic nie wyszło z planu stworzenia luksusowej alei. Wiele sklepów stoi pustych.

Począwszy od sierpnia berliński Senat chce zamknąć ruch samochodowy i sprawdzić, czy strefa dla pieszych pomoże przyciągnąć na Friedrichstrasse więcej osób. Nie brak przy tym sceptycyzmu. − Nie widzę, jeśli tylko koronakryzys zostanie przezwyciężony, końca Berlina jako rozrywkowej metropolii – zaznacza Koser. Jest zdania, że „istnieje potrzeba imprezowania w wielkomiejskiej atmosferze”. Co więcej, „potencjał innowacyjny” Berlina jest prawdopodobnie daleki od wyczerpania, nawet, jeśli kultura techno, która kształtowała miasto przez ostatnie 30 lat, miałaby zaniknąć. Przecież zawsze było tak, zwłaszcza w Berlinie, że dopiero wolne miejsca zapewniają przestrzeń dla kolejnych innowacji kulturalnych.

Teraz jazda rowerem po Berlinie to frajda