1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Cenzura internetu czy ochrona twórców? Spór o nową dyrektywę

4 lipca 2018

Parlament Europejski zdecyduje w czwartek (5.07.2018) o nowej dyrektywie w sprawie praw autorskich. Niemieccy politycy, branżowe organizacje oraz internauci są w tej sprawie podzieleni

https://p.dw.com/p/30qRj
Zeitung mit Tablett
Zdjęcie: Picture alliance/Bildagentur-online/Tetra-Images

Na ostatniej prostej przygotowań nowa europejska dyrektywa o prawach autorskich w internecie wzbudza coraz więcej kontrowersji w krajach Unii Europejskiej. Także w Niemczech trwa dyskusja na temat przygotowywanych od dwóch lat przepisów. Zwolennicy dyrektywy liczą na poprawę ochrony praw twórców w cyfrowej rzeczywistości. Przeciwnicy ostrzegają z kolei przed ograniczeniem wolności w internecie.

Kontrowersyjne przepisy                                                                                               

Największe obawy internautów wzbudza artykuł 13 przygotowywanej dyrektywy, który zobowiązuje serwisy internetowe do kontroli, czy treści zamieszczane w sieci przez internautów nie łamią przypadkiem praw autorskich. Co ważne, taka kontrola miałaby mieć miejsce jeszcze przed opublikowaniem materiału w sieci, stąd mowa o tak zwanym „filtrze” treści internetowych.

Na przykład, jeśli ładowany do serwisu YouTube teledysk łamałby prawa autorskie wykonawcy, serwis musiałby go zablokować jeszcze przed publikacją. Przeciwnicy ostrzegają jednak, że maszyny filtrujące nie będą w stanie odpowiednio analizować tak różnorodnych materiałów i przez to blokowane będą także legalne treści. „Filtrowanie treści byłoby równoznaczne z techniczną cenzurą prewencyjną” ocenił Joachim Frank, przewodniczący Niemieckiego Stowarzyszenia Publicystów Katolickich (GKP).

Kontrowersje budzi też artykuł 11 projektu. Według niego serwisy takie jak Google News czy Facebook, które agregują treści w internecie, będą zobowiązane płacić wydawcom gazet za wyświetlane w ich wyszukiwarkach fragmenty artykułów prasowych, czyli za tak zwane prawa pokrewne należące do wydawców. Ta propozycja jest nieraz myląco nazywana „podatkiem od linków”.

Tego domagają się wydawcy prasy, którzy skarżą się, że po przeczytaniu tytułu i fragmentu tekstu np. w serwisie Google News, czytelnicy nie klikają już na artykuł i nie otwierają go w całości na stronie gazety, w ten sposób pozbawiając ją dochodu z reklam. Przeciwnicy takiego rozwiązania zwracają jednak uwagę, że to publicyści i tytuły prasowe są bardziej zależne od cytowania w wyszukiwarkach, aby w ogóle przyciągnąć do siebie czytelników w sieci.

Rząd przeciwko filtrowi

Niemiecki rząd opowiada się przeciwko filtrowaniu materiałów przed umieszczeniem w sieci. W umowie koalicyjnej z marca br. rządzące partie CDU, CSU i SPD uznały, że to „nieproporcjonalny” środek do walki z łamaniem praw autorskich, który uderzyłby w małe firmy i start-upy, które nie mogą pozwolić sobie na drogie mechanizmy filtrujące.

Wątpliwości niemieckiego rządu wzbudził też kształt artykułu 11 o obowiązku opłat dla wydawców ze strony serwisów internetowych. Jak potwierdziło DW Stałe Przedstawicielstwo Niemiec przy UE, na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej w maju br. Niemcy zagłosowały przeciw propozycji Komisji. Berlin został jednak przegłosowany przez inne państwa i dokument trafił do dalszych prac w Parlamencie Europejskim.

Niemieccy europosłowie są w tej sprawie podzieleni. Sprawozdawcą projektu, czyli odpowiedzialnym za jego opracowanie w Parlamencie Europejskim jest Axel Voss (CDU), który jest jednym z głównych zwolenników projektu. „Wydawcy gazet potrzebują prawa, które uniemożliwi internetowym platformom bezpłatne korzystanie z części artykułów prasowych i wzbogacanie się na usługach innych osób”, wyjaśniał swoje stanowisko w artykule dla „Zeit Online”.

Axel Voss jest za przyjęciem dyrektywy
Axel Voss jest za przyjęciem dyrektywy Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Jedną z głównych przeciwniczek projektu jest z kolei Julia Reda z niemieckiej Partii Piratów, która w internecie nawołuje do wywierania presji na europarlamentarzystów, aby zagłosowali przeciw dyrektywie w obecnym kształcie.

W czerwcu br. komisja prawna Parlamentu Europejskiego zatwierdziła kontrowersyjny projekt. Przed czwartkowym (5.07.2018) głosowaniem w plenum PE ta kwestia wybudza w Niemczech coraz więcej kontrowersji.

Między innymi niemiecka minister cyfryzacji Dorothee Bär (CSU) oraz członek Bundestagu Thomas Jarzombek (CDU) w liście do niemieckich europarlamentarzystów wzywają ich do głosowania przeciwko dyrektywie. Według nich w obecnym kształcie „nie tylko nie spełni swoich celów, ale także przyniesie wiele dodatkowych szkód”.

Dorothee Bär (SPD) jest zdania, że dyrektywa przyniesie wielkie szkody
Dorothee Bär (SPD) jest zdania, że dyrektywa przyniesie wielkie szkodyZdjęcie: picture alliance/dpa/B. von Jutrczenka

Wydawcy za dyrektywą

Na ich list ostro zareagowali z kolei niemieccy wydawcy prasy, którzy żądają przyjęcia projektu. Stephan Scherzer, dyrektor Związku Niemieckich Wydawców Czasopism nazwał list Bär i Jarzombka „szczególnie rażącą próbą manipulacji” i „ciosem w twarz wolnej prasy”.

Ponad 70 niemieckich organizacji zrzeszających twórców i wydawców, zaapelowało do europarlamentarzystów o poparcie projektu w obecnym kształcie. „W czwartek mamy dużą szansę na zakończenie dyskryminacji artystów w Europie”, powiedział agencji Reuters Harald Heker, szef GEMA, niemieckiej organizacji zarządzającej prawami artystów, która też poparła ten apel.

Publicyści przeciw, internauci protestują

Głos przeciwko przepisom zabrało Niemieckie Stowarzyszenie Publicystów Katolickich. „Publicyści i demokratyczna opinia publiczna potrzebują większej obecności w internecie. Do tego potrzeba internetowych wyszukiwarek i cytowania na blogach i innych stronach internetowych” - ocenił Joachim Frank ze stowarzyszenia.

Krytycy projektu zwracają też uwagę na fakt, że podobne przepisy zobowiązujące platformy internetowe do opłat na rzecz wydawców funkcjonują już w Niemczech od 2013 roku, ale nie poprawiły one ich sytuacji finansowej, a sytuacja prawna dot. przepisów nadal jest niejasna.

Dyrektywa wywołała też duże poruszenie wśród europejskich internautów. Niemieccy aktywiści z grupy „Save the Internet” rozpoczęli nawet zbiórkę podpisów pod internetową petycją przeciwko dyrektywie „Zatrzymać maszynową cenzurę – ratować internet!", którą do środy (4.07.2018) podpisało według organizatorów niemal 780 tysięcy internautów z całej UE.

– Dzisiaj byliśmy w Strasburgu i przekazywaliśmy podpisy europarlamentarzystom. Axel Voss (sprawozdawca projektu w Parlamencie Europejskim) odmówił ich przyjęcia. - Atmosfera jest napięta - powiedział DW jeden z inicjatorów petycji, Stephan Wolligandt. – Ciężko przewidzieć wynik głosowania, ale spodziewamy się jednak niewielkiej większości za dyrektywą – ocenił.

Jeśli projekt zostanie przyjęty w obecnym kształcie, uruchomiona zostanie tzw. procedura trialogu, w której Komisja Europejska, Parlament Europejski i Rada UE wspólnie wypracują ostateczną wersję przepisów.