1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Chemnitz: Między teoriami spiskowymi i zdrowym rozsądkiem

16 września 2018

Skrajnie prawicowe demonstracje w Chemnitz i Köthen w Niemczech Wschodnich doprowadziły do licznych dyskusji z protestującymi. Mają różne punkty widzenia. Dla niektórych z nich słowo nazista nie ma już żadnego znaczenia.

https://p.dw.com/p/34vSB
Symbolbild Rechtsextreme in Chemnitz
Zdjęcie: Reuters/M. Rietschel

Reporter Deutsche Welle (DW) Ben Knightprzemierzał w ostatnich tygodniach Niemcy Wschodnie w poszukiwaniu tzw. nazistów. Jak wielu innych dziennikarzy odesłano go do Chemnitz, Köthen i do Schönebergu - do spokojnych miast, o których rzadko kiedy dotąd wspominano w wiadomościach. Również wśród kursujących na Twitterze hashtagów nie uchodziły one za symbol nienawiści i społecznego podziału.

Od dłuższego czasu zaostrza się jednak w Niemczech debata dot. migrantów.Dlatego histeryczne reakcje na przypadki śmiertelne w Saksonii i Saksonii Anhalcie nie są żadnym zaskoczeniem. W końcu skrajnie prawicowi populiści pozyskują w obu landach wschodnich Niemiec coraz więcej zwolenników. Jest przy tym jednak coś, co Bena Knight'a wprawia w zdumienie. To widok neonazistów z kwiatami w wytatuowanych rękach mieszających się z tłumem ludzi opłakujących ofiary ostatnich zajść. To także widok populistów składających ogromne wieńce żałobne wśród plastikowych zniczy na placu zabaw. To również widok ludzi, którzy nie mając za sobą zaplecza antynazistowskiej demonstracji sami przeciwstawiają się szalejącej grupie prawicowych demonstrantów, chociaż drżą ze strachu i wściekłości i wdają się przed kamerami i mikrofonami prasy w słowne potyczki z rasistami.

Zdaniem Bena Knight'a prasa przedstawia te wydarzenia zbyt dramatycznie. Sam też przyznaje, że po powrocie z wyprawy do redakcji w Berlinie koledzy witali go, jakby wracał właśnie z akcji w syryjskim Aleppo. Następnie czyta w komentarzach, że „odradza się niemiecki faszyzm”. A brak przyrównywania uczestników demonstracji do nazistów byłby równoznaczny z kapitulacją i niebezpiecznym uznaniem tego stanu za naturalny.

Chemnitz - podzielone miasto

Owszem, trudno zaprzeczyć temu, że ludzie, którzy demonstrują ramię w ramię z nazistami nie mają prawa się uskarżać, że zalicza się ich do tej samej grupy. Dziennikarze mogą informować wyłącznie o tym, co widzą.

Ben Knight rozmawiał na ten temat z wieloma osobami, które brały udział w demonstracjach organizowanych przez skrajnie prawicowe ugrupowania: „Pro Chemnitz” i „Alternatywa dla Niemiec (AfD). Jeden z rozmówców, który wychował się w NRD, podkreślał, że demonstranci są takimi samymi ludźmi jak on. Jego zdaniem dziennikarska praca Bena Knight'a, „nie różni się niczym od partyjnej propagandy, jaką uprawiała wcześniej prasa enerdowska”. A kanclerz Angela Merkel jest tylko nową wersją enerdowskiego dyktatora Ericha Honeckera. Jednak, jak przekonuje dziennikarz DW, uznanie rozmówcy automatycznie za neonazistę nie miałoby sensu. Ale on sam był jednak przekonany, że w oczach reportera i tak za takiego uchodził.

Słowo bez znaczenia

Słowo nazista wywołuje u Niemców automatycznie uczucie wściekłości, uważa Ben Knight. Jednocześnie rzadko który Niemiec przypisałby siebie neonazistowskiej subkulturze. Zwolennicy antyislamskiego ruchu Pegida, kiedy pada słowo 'nazizm', udają, że go nie słyszą. Jedyne, co się dla nich liczy to przekonanie, że osoba, która tego słowa używa jest poddana indoktrynacji przez tzw. elity. Ed z Holandii, wspierający czynnie demonstrantów skrajnie prawicowej organizacji Pro-Chemnitz, oświadczył, że „słowo nazista nie ma już dla niego żadnego znaczenia”. On i jego przyjaciele skonfrontowani z wideo, na którym jedna z osób demonstruje pozdrowienie hitlerowskie, twierdzą, że „tacy ludzie są przez media nadmiernie pokazywani” lub są „podstawiani przez służby specjalne, by zdyskredytować demonstrację”. I opinie te podziela wielu mieszkańców Saksonii.

Jeden z demonstrantów w Chemnitz
Jeden z demonstrantów w ChemnitzZdjęcie: DW/Ben Knight

Jak twierdzi reporter DW, daremny jest trud, by wytłumaczyć demonstrantom, że nie będąc tego świadomym można jednak zostać uznanym za rasistę. Jak miało to miejsce w przypadku mężczyzny, który podczas demonstracji trzymał plakat przedstawiający karykaturę czarnego Afrykańczyka, a pod nią hasło, że "politycy chcą zamienić Chemnitz w afrykańską enklawę". Jednak mężczyzna uparcie odpierał zarzuty o rasizm, tłumacząc, że to tylko postać z bajki.

„Normalni ludzie”

Normalni ludzie to ci, którzy przychodzą na demonstracje, a przy tym wygłaszają opinie, których można by prędzej spodziewać się od zwolenników AfD. Do takich normalnych ludzi zalicza się Lutz Oschatz, miły mieszkaniec Chemnitz w średnim wieku, który, jak twierdzi nie jest ani po stronie lewicy, ani prawicy. Mimo, że nie brał udziału w demonstracji organizowanej przez Pro-Chemnitz, jest przekonany, że policja więcej zajmuje się neonazistami zamiast „zapobiegać od początku przestępczości”. Lutz Oschatz, gdyby to zależało od niego, „nie wpuściłby większości” migrantów, bo jak twierdzi „nie potrzebujemy migrantów gospodarczych”. A jeśli Niemcy mają kogoś przyjąć, to tylko tych, którzy „znajdują się w rozpaczliwym położeniu”. „Nie wiem czy możemy sobie w ogóle kulturowo na to pozwolić – zastanawia się mieszkaniec Chemnitz. Czy Lutza Oschatza należałoby zaliczyć do nazistów? Zdaniem reportera DW na tym polegają właśnie nieporozumienia w obecnej debacie nt. migrantów - stawianie na równi skrajnej prawicy z rasizmem. Całkiem możliwe, że osoby, które uważają się za apolityczne, a wręcz lewicujące, posiadają rasistowskie poglądy, chociaż wcale się do tego nie przyznają. Rasizm nie jest jednak żadną postawą polityczną.

Pęknięcia w rodzinie

Każdy argument w dyskusji z demonstrantami jest stale kontrowany przykładem kolejnego społecznego problemu. Zdaniem Bena Knight'a, cynizm na temat polityki jest wśród demonstrantów szeroko rozpowszechniony. I nie ma najmniejszego sensu wskazywanie na zaostrzenie przez kanclerz Merkel polityki azylowej w ostatnich latach, na fakt, że wielu azylantów przebywa miesiącami bez jakichkolwiek praw w ośrodkach detencyjnych, że generalnie niewielu uchodźców przybywa do Niemiec. Odpowiedź jest zawsza ta sama: „To nieprawda, nie przebije się głową muru”.

Demonstracja w Hanowerze przeciwko skrajnie prawicowym populistom
Demonstracja w Hanowerze przeciwko skrajnie prawicowym populistomZdjęcie: picture-alliance/dpa/J. Stratenschulte

Na koniec, jak twierdzi Ben Knight, wielu dziennikarzy zapomina, że naziści mają także rodziny. Pewien starszy mieszkaniec Chemnitz, który uczestniczył w skrajnie prawicowej demonstracji dzień po śmierci Daniela H. nagle ujrzał po drugiej stronie policyjnego kordonu17-letnią wnuczkę, która była uczestniczką antyfaszystowskiej demonstracji i wyzywała własnego dziadka od faszystów. Jak tłumaczył potem reporterowi DW „młodzi ludzie są kompletnie zdezorientowani”. Zapewniał, że rozmawiał z wnuczką, że może z nią protestować na ulicy przeciwko nazistom, bo sam się do nich nie zalicza. A jednak demonstrował po drugiej stronie barykady. 

W opinii Bena Knight'a takie sporne rozmowy w rodzinie są ekstremalnie trudne. Jednak pomimo rozłamu w niemieckim społeczeństwie jedno się liczy, poza zatwardziałymi nazistami większość ludzi jest jednak skora do dyskusji, nawet, jeśli będzie to reporter Deutsche Welle, przedstawicielprasy „popieranej przez państwo”.