1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Drezno wzięte, idą na Wenecję

Michał Jaranowski 7 marca 2016

Rozmowa z rektorem Wyższej Szkoły Artystycznej w Warszawie, dr. Robertem Manowskim, po sukcesie odniesionym przez formację uczelni na słynnym drezdeńskim balu.

https://p.dw.com/p/1I8aI
Dr Robert Manowski
Dr Rober Manowski: - Ten prestiżowy bal uświetniały przed namio jedynie znane w świecie, formacje artystyczne.Zdjęcie: Michal Jaranowski

Po raz pierwszy w blisko wiekowej historii balu w drezdeńskiej Operze Sempera dla uświetnienia uroczystości zaproszona została uczelnia - Szkoła, którą Pan kieruje. Dotychczas zapraszano znane formacje artystyczne jak Lido de Paris czy Cirque du Soleil. Jaka droga prowadziła do Waszego spektaklu na tej sławnej scenie?

Poprzedziło ją wiele spotkań w kilkunastu ostatnich miesiącach. Najważniejszym było spotkanie z prof. Hansem Joachimem Freyem. Ten wybitny menedżer kultury, przez lata dyrektor artystyczny Opery Sempera, w 2006 roku przywrócił tradycję sławnych przed wojną bali drezdeńskich. Będąc pod wrażeniem pokazu naszych kostiumów w Pałacu Wilanowskim, prof. Frey zaprosił nas na rozmowy. Zwrócił uwagę na skalę wydarzenia artystycznego z udziałem 20–30 osób, wszystkie w strojach niepowtarzalnych, inspirowanych różnymi epokami. Zrobiły też na nim wrażenie fryzury, które mogłyby zagrać w najlepszych filmach hollywoodzkich… Tak zaczął kiełkować pomysł, by zaangażować nas na słynny bal, zarazem przełamać klasyczny, dość sztywny model rozrywki, prezentowanej szacownym gościom. Wprowadzenie uczelni artystycznej, w której mieszają się zjawiska historyczne i awangardowe, wydało się profesorowi szansą przełamania zwyczaju, polegającego – jak Pan wspomniał – na występach sprawdzonych, znanych w świecie, formatów artystycznych. Przed nami stanęło zadanie wyprodukowania pełnego, zamkniętego przedstawienia.

Warschauer Kunsthochschule auf der Buehne der Dresdner Semperopern
Tak prezentowała się warszawska szkoła na scenie Opery Sempera.Zdjęcie: Malwina de Brade/Manowski

Czyli zaczęło się od wrażenia, jakie zrobił na prof. Freyu wasz pokaz w Wilanowie…

Otóż nie. Prof. Frey widział filmy i zdjęcia i na tej podstawie doszedł do przekonania, że można to przenieść na wielką scenę opery drezdeńskiej. Tak dała o sobie znać siła wyobraźni, wyczucie tego wybitnego menadżera kultury. Niewątpliwie podjął jednak wysokie ryzyko.

Co się działo po waszej stronie?

Zaczęliśmy, oczywiście, od pomysłu na scenariusz. Dla mnie pomysłem naprowadzającym był wielki fresk na murach staromiejskich w Dreźnie. Ukazuje historię Saksonii, a wśród głównych postaci jest nasz wspólny król, August Mocny. Drugim punktem wyjścia był polski wjazd do stolic europejskich, ten przepych…

… jak przy wjeździe Ossolińskiego do Rzymu…

…gdy spadały złote monety, a koń gubił złote podkowy. To wszystko postanowiłem jakoś zmaterializować i otworzyć tym spektakl. Dalsze zadanie należało do choreografów. Pragnęliśmy oddać ten barokowy przepych, dworski blichtr, elementy historyczne, które na końcu mieszały się ze współczesnymi w przemarszu 30 postaci.

Kostiumy wzbudziły zachwyt publiczności. Nie były to kopie z epoki, choć epoka stanowiła część inspiracji. Czy tak?

To jest główny element programu edukacyjnego, który w pracowni charakteryzacji prowadzi Agata Manowska. Inspiracją jest właśnie obraz, epoka, konkretna postać, lecz dzisiejszy twórca musi to wzbogacić własną fantazją, przefiltrować przez współczesność.

Warschauer Kunsthochschule auf der Buehne der Dresdner Semperopern
Kostiumy, inspirowane barokowym przepychem, robiły ogromne wrażenieZdjęcie: Malwina de Brade/Manowski

Recenzje niemieckie były świetne. Ale to chyba nie jedyne echo drezdeńskiego sukcesu.

Prowadzimy rozmowy, by Wyższa Szkoła Artystyczna mogła pokazać swe prace na Karnawale Weneckim. Karnawał uwalnia ten rodzaj kreacji, który jest nam szczególnie bliski. Maski, stroje weneckie, ta epoka inspirowała wielu naszych studentów. Nawiązaliśmy liczne kontakty już w czasie balu i bezpośrednio po nim. Zaczęliśmy dreptać ścieżką z Drezna do Wiednia, bo otrzymaliśmy sygnał zainteresowania ze strony organizatorów balu w Operze Wiedeńskiej. Sęk w tym, że ten bal ma charakter bardziej konserwatywny od drezdeńskiego, a nasza formuła jest awangardowa. No, zobaczymy. Współpracowaliśmy już, przygotowując polskie debiutantki, by mogły zaistnieć w Operze Wiedeńskiej. Nawiasem mówiąc, w Dreźnie też były z nami debiutantki.

Wasza Szkoła jako jedyna w Polsce łączy kostiumologię, charakteryzację, scenografię, malarstwo. Czy nie jest ona ewenementem na szerszą, europejską skalę?

Znane mi szkoły nie są uczelniami wyższymi. Ten rodzaj sztuki jest na poziomie, powiedziałbym, techniki teatralno–filmowej, blisko związanej z rzemiosłem. I my z tego rzemiosła wychodzimy i jest ono dla nas bardzo ważne, ponieważ ta umiejętność tworzenia uwalnia umysł. Dzięki temu, gdy już wiemy, jak coś stworzyć, możemy tworzyć z pełnej fantazji. My tak wzrastaliśmy. Jeszcze w 1999 roku byliśmy takim studium, jakich wiele w Europie. To znaczy, dwuletnią szkołą, uczącą zawodu technik teatralno-filmowy.

Jak kiedyś wspaniałe Państwowe Liceum Techniki Teatralnej w Warszawie

Właśnie, właśnie! Chcieliśmy nawiązać do tej pięknej tradycji, spotkaliśmy się z niektórymi profesorami. Stanowiło to dla nas punkt wyjścia. Z biegiem czasu program na tyle się rozwinął, że zaczęli przyciągać szersze środowisko artystyczne, ludzi nie tylko związanych z teatrem, ale też ze sztukami plastycznymi. Gdy program osiągnął poziom porównywalny z lekcjami malarstwa czy rysunku na Akademii Sztuk Pięknych, postanowiliśmy stworzyć większe możliwości dla naszych słuchaczy. W 2008 roku założyliśmy wyższą uczelnię. Tak powstało jedyne miejsce w Polsce i jedno z niewielu w Europie, gdzie można studiować techniki teatralne i filmowe, które wychodzą z malarstwa, ze sztuki. Kostiumy wymykają się standardowym definicjom, są czymś więcej niż zwykłe kostiumy teatralne, nierzadko stanowią rezultat – powiedziałbym - mnisiej, medytacyjnej pracy.

Warschauer Kunsthochschule auf der Buehne der Dresdner Semperopern
Kostiumy wzbudziły zachwyt publiczności. Nie były to jednak kopie z epoki, lecz inspiracje.Zdjęcie: Malwina de Brade/Manowski

A co na to proza życia? Czy tego rodzaju dzieła sztuki wywołują zainteresowanie, ba, zapotrzebowanie rynku? Jak jest z pracą dla waszych absolwentów?

Również w Dreźnie pytano nas o to. Otóż, wielu naszych absolwentów pracuje w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie, spotykamy ich na planach filmowych, pracują we wszystkich telewizjach, a nawet zdobywają nagrody jako fotografowie. Pokonanie podniesionej poprzeczki daje szansę łatwiejszego odnalezienia się na rynku mediów, kultury.

Czy - po sukcesie w Dreźnie – dało znać o sobie zainteresowanie ze strony potencjalnych studentów niemieckich?

Tak, dostajemy sporo zapytań. Ale już przedtem pierwsi studenci z Niemiec rozpoczęli naukę u nas. Otwieramy się na świat, nie tylko zachodni. Mamy studentów z Rosji, Ukrainy, Turcji, Arabii Saudyjskiej.

Gratulacje!

Rozmawiał Michał Jaranowski