1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

EU-topia, czyli moja Europa

29 października 2016

EU-topia to sfera równych możliwości obejmująca cały kontynent. To miejsce, w którym silne więzi regionalne dopełnia dobrze zarządzana Europa - pisze Stanisław Strasburger.

https://p.dw.com/p/2RquT
Autor Stanislaw Strasburger
Stanisław Strasburger - pisarz i menadżere kultury - mieszka na przemian w Berlinie, Warszawie i BejrucieZdjęcie: Simone Falk

Lotnisko we Frankfurcie, pierwsza połowa lat osiemdziesiątych. Przylatujemy z Warszawy: moja mama, czteroletnia siostra i ja. W świetle zachodzącego słońca przez okienko widzę budynki terminalu. Tata kilka miesięcy temu wyjechał na stypendium do Bielefeld. Teraz wreszcie będziemy razem!

– Mama? – pytam zaniepokojonym głosem, kiedy stewardesa żegna pasażerów. Mam niecałe osiem lat. – Czy Niemcy będą do nas strzelać?

Mimo świadomości, że ojciec czeka na nas tuż za bramką kontroli paszportów, mimo radości mamy, że choć na jakiś czas wyrwiemy się zza żelaznej kurtyny, duszę dziecka opanował strach. Skąd się wziął? Z tego, co dziś nazywamy mową nienawiści. Biorąc pod uwagę mój ówczesny wiek, z mediów (dla dzieci) i zinstrumentalizowanej edukacji, jaką nasiąkłem w PRL. Destrukcyjny wpływ systemu politycznego przyćmił prawdę, którą znałem z domu – przecież mojego taty nikt nie zastrzelił!

Przygnębiająca świadomość, jakie szkody może wyrządzić trujący język mediów i elit władzy, towarzyszy mi do dziś.

Radość zjednoczenia

Należę do pokolenia Europejczyków, którzy przyszli na świat i dorastali za żelazną kurtyną (po niespełna dwóch latach wróciliśmy z Bielefeld do Warszawy). Jednak miałem to szczęście, że w dorosłe życie wchodziłem w chwili jej upadku i potem, na fali entuzjazmu jednoczącego się kontynentu.

Jaka to była Europa? Po pierwsze była to Europa bez granic. Jeszcze na początku 1989 roku, przy próbie przedostania się z tzw. Berlina Wschodniego do Zachodniego, ginęli ludzie. Tymczasem niedługo potem, rozpoczynając studia, przejechałem autostopem całą Europę: od Słubic, na granicy polsko-niemieckiej, do Malagi w śródziemnomorskiej Andaluzji.

Entuzjazm wolności i poczucie, że jestem obywatelem Europy to jedno z moich kluczowych doświadczeń. Szkoda, że dziś „obywatel Europy” brzmi jak wyświechtany frazes, a nie odpowiednik magicznego „american dream”.

Po drugie, Europa bez granic nie była dla mnie Europą państw narodowych, ale regionów. Ze studenckich podróży pamiętam poczucie, że mogę znaleźć się niemal w dowolnym miejscu kontynentu, studiować albo nawet tam zamieszkać. Moja ojczyzna wreszcie stawała się częścią świata wspaniałych możliwości. Z nacjonalizmem nie miało to nic wspólnego. Nie chodziło przecież o to, że jedno państwo narodowe, powiedzmy Polska, połączy się z innymi, powiedzmy z Niemcami czy Francją. Wszystkie te kraje łącznie miały stworzyć sferę otwartości i dobrobytu dla swoich obywateli.

Czyż tak nie miało być: jeśli ktoś urodził się w pochmurnej Jutlandii, ale lubi słońce, może bez przeszkód zamieszkać na Sycylii? Albo narzekający na upał barcelończyk osiedlić nad jeziorami mazurskimi? Europejskie elity władzy miały uczynić wszystko, aby taka przeprowadzka była równie łatwa, jak, powiedzmy, z Podhala na Mazowsze.

Gastkolumne von Stanislaw Strasburger
Plac Konstytucji w Warszawie Zdjęcie: Simone Falk

W stronę EU-topii

Na spotkaniu autorskim w czasie minionego festiwalu literackiego w Berlinie rozmawiałem z publicznością o EU-topii. To z greckiego „dobre miejsce”. EU-topia pomyślana jest jako realny projekt w przeciwieństwie do utopii, czyli „miejsca, którego nie ma”. W pewnym momencie wstała elegancka, starsza pani i powiedziała: ale jak ma to się udać, przecież politycy nie kierują się naszymi marzeniami.

A dlaczego właściwie nie? Czy aby nie po to ich wybieramy?

EU-topia to sfera równych możliwości obejmująca cały kontynent. To miejsce, w którym silne więzi regionalne – z językiem, zwyczajami, pamięcią historyczną a nawet kuchnią i specyficznym klimatem, dopełnia dobrze zarządzana Europa jako globalny podmiot polityczny, gospodarczy i, chcąc nie chcąc, militarny. Jak dokładnie miałaby wyglądać taka Europa, pisze na przykład politolożka Ulrike Guérot.

Spójrzmy prawdzie w oczy: czy państwa narodowe robią dziś to, do czego były powołane? Czy zapewniają dobrobyt swoim obywatelom? Bezpieczeństwo socjalne? A konkretniej, jak to jest ze ściąganiem podatków (szczególnie od najbogatszych)? Albo z kryzysem bankowym?

Coraz częściej można mieć bowiem wrażenie, że rządy państw narodowych celują raczej w zmuszaniu słabszych do płacenia za błędy tych, którzy są zbyt silni, aby pociągnąć ich do odpowiedzialności. Nie wspominając o najważniejszym: nie realizują naszych marzeń. A zatem, niech odejdą do lamusa! 

Gastkolumne von Stanislaw Strasburger
Scena z BejrutuZdjęcie: Simone Falk

Jak dalej?

Moje dziecięce doświadczenia z Bielefeldu miały ciąg dalszy. W nowej szkole trafiłem na mądrą wychowawczynię. Kiedy ledwo znając niemiecki, chciałem coś powiedzieć, pozwalała mi wtrącić zdanie lub dwa po polsku. Potem któreś z dzieci polskiego pochodzenia tłumaczyło je całej klasie na głos.

W ten sposób nauczycielka nie tylko pomogła mi przezwyciężyć strach. Uczyła też inne dzieci, że dodatkowe kompetencje językowe stanowią wartość, a nie są powodem do wstydu czy kpin. Moje lęki, które zasiała władza PRL, szybko popadły w zapomnienie. Szkoda, że na przełomie XX i XXI wieku elitom politycznym naszych państw zabrakło kompetencji wychowawczyni z Bielefeld – jak mówi popularne powiedzenie w Niemczech, miasta, którego nie ma.

Pisarze, z racji swojego zawodu, są wrażliwi na słowa. A to właśnie wielojęzyczność, jako kompetencja kulturowa, oraz odnowa języka polityki powinny być podstawą EU-topii. Dziś bowiem język debaty publicznej coraz częściej narzucają nacjonalistyczni populiści. I może nic dziwnego, jeśli z Brukseli słychać tylko żargon technokratów… Nie gódźmy się na to! Równość wobec prawa, demokracja przedstawicielska, pokój, partycypacja oraz swoboda poruszania się (po całym kontynencie!), to filary najlepszego systemu politycznego, jaki do tej pory wymyśliliśmy. Nie oddawajmy go w ręce populistów i odkryjmy dla siebie na nowo!

Niech „EU-topia, czyli moja Europa” będzie opowieścią o słowach. O słowach, które zmieniają świat. Zmieniają kulejącą współczesną Europę w dobre miejsce. A zatem, pisząc tu o EU-topii, będę pisał o słowach. Zapraszam do lektury.

Stanisław Strasburger urodził się w Warszawie, jest pisarzem i menadżerem kultury. Zajmuje się wielokulturowością, migracją i pamięcią zbiorową. Jest autorem książek „Opętanie. Liban“ (Warszawa 2015; Zürich 2016) oraz „Handlarz wspomnień” (Warszawa 2009, Beirut 2014). Mieszka na przemian w Berlinie, Warszawie i Bejrucie. O EU-topii pisał na łamach dziennika „Rzeczpospolita” oraz „Perspective Daily”.