1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Fabryki psów. Nielegalny handel szczeniętami z Polski

Alexandra Jarecka24 kwietnia 2016

Nielegalni handlarze szczeniąt z Polski zarabiają w Berlinie do 25 tys. euro tygodniowo. Na przygranicznych targowiskach można kupić psa każdej rasy. Także w Internecie roi się od ogłoszeń polskich pseudohodowli.

https://p.dw.com/p/1Iapz
Polen Zory Wabrzezno Hunde in Hundezucht in Polen
Zdjęcie: Grzegorz Bielawski

Najczęściej są nieszczepione, słabe czy wręcz chore, bo zbyt wcześnie zostały odłączone od matki. Szczenięta z polskich „fabryk psów” mają zwykle sfałszowane papiery.

W Niemczech można je kupić w Internecie lub z ogłoszeń w prasie. Kosz ze szczeniętami na przygranicznym bazarze np. w Słubicach to codzienny widok. Zainteresowanie Niemców szczeniętami z Polski jest ogromne, tym bardziej, że ich cena jest kilkakrotnie niższa od cen na niemieckim rynku. Polski buldożek z ogłoszenia kosztuje do 350 euro. Oficjalna cena w Niemczech to około 1500 euro.

Na nic zdają się apele i kampanie w mediach prowadzone przez niemieckie organizacje ochrony zwierząt m.in. „Vier Pfoten” czy Europejskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt i Przyrody (ETN). Wstrząsające reportaże emitowane w niemieckiej telewizji o losie psów z polskich pseudohodowli na krótko poruszają sumienia niemieckich nabywców, hamując apetyt na zakup szczenięcia z Polski.

„Jesteśmy bezradni”

Od 1 stycznia 2012 roku obowiązuje w Polsce ustawa zabraniająca nielegalnej hodowli psów. Ustawa sobie, a życie sobie. - Rynek nielegalnych hodowców działa prężnie i skala tego zjawiska jest ogromna - twierdzi Grzegorz Bielawski, który od 10 lat prowadzi Pogotowie i Straż dla Zwierząt w Trzciance w województwie wielkopolskim. - Po wprowadzeniu przepisów tak naprawdę nic się nie zmieniło. Nikt ich nie przestrzega. My składamy doniesienia o znęcaniu się nad zwierzętami, ale policja odmawia wszczęcia dochodzenia. To jest patologia! – oburza się polski działacz.

Na potwierdzenie podaje przykład Duńczyka, który w kujawsko-pomorskim gospodarstwie trzyma blisko 700 psów. - Psy są bardzo zaniedbane, ponieważ wielokrotnie rodziły i cierpią na ropomacicze, choroby oczu, skóry, niektóre nie mają sierści. Pomimo tego, że kilku weterynarzy potwierdziło straszne warunki, w jakich przetrzymuje się zwierzęta, prokuratura umorzyła postępowanie i sąd utrzymał to postanowienie w mocy – opowiada Bielawski. - Jesteśmy bezradni, bo organizacji ochrony zwierząt nie traktuje się w Polsce serio - skarży się.

Niemieccy partnerzy na wagę złota

Grzegorz Bielawski o pomocy z Niemiec dla Pogotowia Zwierząt

Pogotowie dla Zwierząt w Trzciance od wielu lat współpracuje z niemieckimi organizacjami prozwierzęcymi. – Gdyby nie ich pomoc, a zwłaszcza Birgitt Thiesmann z organizacji „Vier Pfoten” z Monachium to bylibyśmy zupełnie bezsilni – podkreśla Grzegorz Bielawski.

Współpraca z „Vierpfoten” zaczęła się w 2011 roku. Organizacja pomogła Bielawskiemu w likwidacji m.in. pseudohodowli w Wąbrzeźnie i w gminie Kikół w województwie kujawsko-pomorskim oraz koło Wołomina. Wtedy obu organizacjom udało się odebrać blisko 200 psów. Była przy tym telewizja ZDF.

– Nie dalibyśmy rady sami społecznie bez zaangażowania niemieckich środków, bez transportu i opłacenia weterynarzy, którzy leczyli potem te psy – przyznaje Bielawski. Na interwencję z lekarzami i transportem, leczenie i zapewnienie psom godziwych warunków utrzymania potrzeba jednorazowo 20-30 tys. złotych. Podczas gdy miesięczne wpływy na konto Pogotowia i Straży dla Zwierząt to 2 tys. złotych, a rocznie trafia do Pogotowia około tysiąc zwierząt.

Niemiecka organizacja „Vier Pfoten” brała też udział w likwidacji schroniska w Korabiewicach w lubelskim, gdzie 800 psów umierało z głodu. W 2014 r. polskim działaczom wspólnie z kolegami z Niemiec udało się zamknąć jeszcze kilka nielegalnych hodowli m. in. w Konstantynowie Łódzkim. Ale sprawę przegrali, bo właściciel hodowli był wcześniej policjantem.

Działaczka Birgitt Thiesmann potwierdziła te informacje, ale nie chciała udzielić wywiadu z obawy przed nielegalnymi hodowcami. Stosunek do niemieckich organizacji prozwierzęcych jest wrogi. – Przedstawicieli z Niemiec brano za handlarzy, którzy przyjechali do Polski po to, byśmy mogli im sprzedać psy. Mimo naszych tłumaczeń podobnie traktowali ich policjanci. To jest dramat! – uważa Grzegorz Bielawski, bo do takich sytuacji dochodziło już wielokrotnie.

Czytaj dalej na stronie 2

Hejt i groźby

W opinii polskiego działacza, z „fabryk szczeniąt” trafia rocznie do Niemiec tysięce psów. Tylko z nielegalnej hodowli w Wąbrzeźnie, gdzie właściciel ma 500 suk, na rynki zagraniczne trafia około 4-6 tys. zwierząt. A takich hodowli w Polsce jest według Grzegorza Bielawskiego około 10 tysięcy.

Działacz (kiedyś dziennikarz śledczy) od 10 lat zajmuje sią ochroną zwierząt i praktycznie każdego dnia wchodzi w konflikt z pseudohodowcami. W Internecie prowadzona jest na niego nagonka. – Oni nas stale atakują. Wpłynęły na nas dziesiątki skarg, że komuś zamknęliśmy pseudohodowlę. Z każdej skargi musimy się tłumaczyć. I tak naprawdę zamiast walczyć z tymi ludźmi i likwidować „fabryki psów”, walczymy z systemem, bo udowadniamy, że nie jesteśmy przestępcami ­­– mówi działacz.

Grzegorz Bielawski doświadczył już wiele. Włamano się do jego domu, a w domu Pogotowia Zwierząt w Trzciance (link) wyrąbano drzwi siekierą, sterroryzowano pracowników, ukradziono dokumentację, leki, książki leczenia, zniszczono sprzęt. – Mało tego, policja i prokuratura coraz częściej przeszukują u nas pomieszczenia, żeby po umorzeniu spraw odzyskać psy, które zabraliśmy pseudohodowcom – użala się szef pogotowia, bo skala tego zjawiska jest przerażająca.

Polen Zory Wabrzezno Aktivisten von "Pogotowie i Straz Zwierzat" "
Krystyna Kukowska prezes Pogotowia i Straży Zwierząt podczas likwidacji nielegalnej hodowliZdjęcie: Grzegorz Bielawski

Nie tylko Polska

W Europie, według danych Parlamentu Europejskiego, sprzedaje się nielegalnie tysiące psów, a handel zwierzętami jest trzecim najbardziej dochodowym źródłem po zorganizowanym handlu narkotykami i bronią. Nielegalne hodowle to specjalność także Węgier, Rumunii, Czech i Bułgarii. Informacje te potwierdziła organizacja prozwierzęca „Eurogroup for Animals”, powołując się na badania z Londynu i Wiednia oraz dane włoskiej policji.

Numery czipów oraz tzw. dowody osobiste psów są zwykle sfałszowane. Wszystkiemu winne są luki w europejskim systemie kontroli, twierdzi europosłanka Renate Sommer (CDU). Wprawdzie wiele państw UE posiada swój własny system rejestracji zwierząt domowych, ale najczęściej nie są one ze sobą kompatybilne. Dlatego Parlament Europejski wezwał Komisję Europejską do działania. Ma ona zadbać o ujednolicenie w Unii rejestracji psów i kotów. Zdaniem niemieckiej europosłanki pozwoli to podjąć też kroki wobec mafijnych struktur handlujących szczeniętami oraz umożliwi państwom Unii, regionom i miastom pociągnąć do odpowiedzialności nielegalnych hodowców.

Alexandra Jarecka