1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Fukushima musi się pozbyć skażonej wody

Tim Schauenberg
11 marca 2020

Katastrofa w elektrowni jądrowej w Fukushimie skaziła morze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Pozostałości po próbach atomowych i radioaktywne odpady w rozlatujących się beczkach dalej obciążają oceany.

https://p.dw.com/p/3ZF1t
Elektrownia jądrowa w Fukushimie z lotu ptaka
Elektrownia jądrowa w Fukushimie z lotu ptakaZdjęcie: picture-alliance/AP Photo/Kyodo News

Prawie 1,2 milionów litrów radioaktywnej wody chłodzącej z elektrowni jądrowej w Fukushimie ma trafić do morza. Takie jest zalecenie komitetu doradczego japońskiego rządu dziewięć lat po katastrofie jądrowej na wschodnim wybrzeżu Japonii, rozpoczętej trzęsieniem ziemi i tsunami 11 marca 2011 roku i pierwszą z kilku eksplozji wodoru 12 marca 2011.

Od tamtej pory skażona woda jest używana do chłodzenia zniszczonych bloków reaktora dla zapobieżenia dalszemu topnieniu rdzenia reaktora. Woda przechowywana jest w dużych zbiornikach, ale już niedługo. W 2022 r. mają być pełne. Pozbycie się chłodzącej wody jest kontrowersyjnym tematem, bo już sama katastrofa doprowadziła do ekstremalnego skażenia wód wybrzeża. Skażona radioaktywnie woda płynęła wtedy „bezpośrednio do morza i to w ilościach, z jakimi jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia”, mówi Sabine Charmasson z francuskiego Instytutu Ochrony Radiologicznej i Bezpieczeństwa Jądrowego (IRSN).

W tych zbiornikach magazynowana jest skażona woda. W 2022 r. będą pełne
W tych zbiornikach magazynowana jest skażona woda. W 2022 r. będą pełneZdjęcie: Reuters/T. Hanai

Promieniowanie radioaktywne w wodzie morskiej w pobliżu Fukushimy miliony razy przekracza dopuszczalne normy 100 bekereli (Bq). Do dzisiaj u wybrzeży Japonii i w innych częściach Pacyfiku wykrywalne są substancje radioaktywne. W niewielkich ilościach można je mierzyć nawet na zachodnim wybrzeżu USA, chociaż wyraźnie „poniżej granicy szkodliwego poziomu wyznaczonego przez Światową Organizację Zdrowia”, zaznacza oceanograf Vincent Rossi z francuskiego instytutu badań nad Morzem Śródziemnym (MIO).

Co nie znaczy, że nie grozi żadne niebezpieczeństwo, stwierdza Horst Hamm z organizacji pozarządowej „Nuclear Free Future Foundation”. – Jeden jedyny bekerel, który dostaje się do naszego ciała, może wystarczyć, by uszkodzić komórkę, która kiedyś tam stanie się komórką rakową – argumentuje Hamm.

Do podobnego wniosku dochodzi badanie Parlamentu Europejskiego. Jak w nim czytamy: „Nawet najmniejsza możliwa dawka, foton przechodzący przez jądro komórkowe, niesie ze sobą ryzyko raka. Chociaż jest to bardzo małe ryzyko, to nadal jest ryzykiem”.

A ryzyko to rośnie, ponieważ nie tylko od katastrofy w Fukushimie na całym świecie rośnie promieniotwórcze skażenie mórz.

Skażenie przez człowieka

W 1946 roku Stany Zjednoczone były pierwszym krajem, który przeprowadził test bomby atomowej na obszarze morskim, na atolu Bikini na Pacyfiku. W następnych dziesięcioleciach na całym świecie przeprowadzono na pełnym morzu ponad 250 prób z bronią jądrową. Większość z nich (193) przeprowadziła Francja w Polinezji Francuskiej oraz USA (42), w tym wiele na Wyspach Marshalla na środkowym Pacyfiku.

Minuta ciszy dla ofiar tsunami z 11 marca 2011, które spowodowało też największą po Czarnobylu katastrofę w elektrowni atomowej
Minuta ciszy dla ofiar tsunami z 11 marca 2011, które spowodowało też największą po Czarnobylu katastrofę w elektrowni atomowejZdjęcie: AP

Do początków lat 90-tych ubiegłego wieku morza były nie tylko poligonem nuklearnym, ale też gigantycznym śmietnikiem dla radioaktywnych odpadów z elektrowni jądrowych.

Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA ) w latach 1946-1993 na całym świecie wylądowało w morzach ponad 200 tys. ton częściowo wysoce radioaktywnych odpadów. Większość z nich w metalowych beczkach. Zatopiono także wiele łodzi podwodnych, łącznie z pociskami jądrowymi.

Morze idealnym składowiskiem odpadów jądrowych?

Większość wyrzucanych do morza nuklearnych odpadów pochodzi z Wielkiej Brytanii i byłego Związku Radzieckiego. Do 1991 r. USA zatopiły w północnym Atlantyku i w Pacyfiku ponad 90 tys. beczek i co najmniej 190 tys. metrów sześciennych radioaktywnej cieczy. Także Belgia, Szwajcaria, Holandia i Francja topiły w latach 60-tych, 70-tych i 80-tych XX wieku tony radioaktywnego śmiecia.

– W myśl zasady „co z oczu, to z serca” topienie atomowych odpadów było najprostszym sposobem ich pozbycia się – mówi Horst Hamm.

Początek radioaktywnego skażenia mórz. Amerykańskie testy atomowe na atolu Bikini
Początek radioaktywnego skażenia mórz. Amerykańskie testy atomowe na atolu Bikini Zdjęcie: Imago Images/StockTrek Images/J. Parrot

Do dzisiaj blisko 90 procent promieniowania radioaktywnego w północnym Atlantyku pochodzi z beczek, z których większość zatopiono na północ od Rosji lub na zachodnioeuropejskim wybrzeżu. – Beczki leżą wszędzie – mówi Yannick Rousselet z Greenpeace Francja. Był na miejscu, kiedy w 2000 r., tylko kilkaset metrów od północnego wybrzeża Francji, Greenpeace szukał łodziami podwodnymi zatopionych beczek z radioaktywnymi odpadami – i znalazł na głębokości 60 m. – Byliśmy zaskoczeni, że leżą tak blisko wybrzeża. Są zardzewiałe i przeciekają, promieniowanie jest wyraźnie zwiększone – tłumaczy aktywista.

Także Niemcy robili z morza śmietnik 

W 1967 r. również Niemcy zatopiły u wybrzeży Portugalii 480 beczek z odpadami radioaktywnymi, wynika za raportu IAEA. W odpowiedzi na zapytanie Zielonych w 2012 r. dotyczące stanu tych beczek, rząd w Berlinie odpowiedział:

„Beczki nie zostały zaprojektowane do trwałego przechowywania radionuklidów na morskim dnie. Dlatego trzeba wychodzić z założenia, że przynajmniej częściowo nie są już nienaruszone […]”. Ani Niemcy, ani Francja nie chcą ich wydobyć. Nawet aktywista Greenpeace Yannick Rousselet nie widzi „bezpiecznego sposobu wydobycia na powierzchnię przerdzewiałych beczek”. Nuklearne odpady będą więc jeszcze przez dziesięciolecia zanieczyszczały morskie wody.

Dla Horsta Hamma długofalowe skutki są jasne. Cząstki radioaktywne są pochłaniane przez morską faunę i florę. – Skażone owoce morza trafią kiedyś do rybackich sieci i wrócą na nasze talerze – tłumaczy zwięźle Hamm.

Rząd federalny nie widzi dużego ryzyka w spożywaniu skażonych ryb, nazywając je „nieistotnym”.

Yannick Rousselet widzi to inaczej. – Cały obszar wzdłuż wybrzeży jest radioaktywny. Promieniowanie można zmierzyć wszędzie, nie tylko w morzu, ale też w trawie, piasku, wszędzie – mówi.

Rzucone z pokładu statku beczki z radioaktywnymi odpadami. W latach 60-tych XX wieku ich "magazynowanie" na dnie Kanału La Manche było codziennością
Rzucone z pokładu statku beczki z radioaktywnymi odpadami. W latach 60-tych XX wieku ich "magazynowanie" na dnie Kanału La Manche było codziennościąZdjęcie: picture-alliance/dpa/SWR/Arte

Ciągle jeszcze radioaktywne odpady trafiają do mórz

W północnej Francji główną przyczyną nie są jednak beczki z odpadami radioaktywnymi, tylko zakład utylizacji i wzbogacania wysokoaktywnych nuklearnych elementów paliwowych w La Hague. Położony bezpośrednio na wybrzeżu „rokrocznie legalnie wypuszcza do morza 33 mln litrów radioaktywnej cieczy”, mówi Rousselet. Dla niego jest to skandalem. W minionych latach w La Hague odnotowano też wiele awarii, co także było związane ze zwiększoną radioaktywnością.

Zatapianie w morzu odpadów jądrowych w beczkach zostało zakazane w 1993 r. na mocy konwencji londyńskiej o zapobieganiu zanieczyszczeniu mórz. Ale nadal dozwolone jest na świecie wypuszczanie do morza skażonych radioaktywnie cieczy.

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>

Radioaktywność a rak

Według badania przeprowadzonego na zlecenie Parlamentu Europejskiego statystyczne wskaźniki zachorowalności na raka są w regionie La Hague wyraźnie podwyższone. Podobną sytuację stwierdzono w okolicach zakładu przerobu odpadów jądrowych w angielskim Sellafield.

W badaniu z 2014 r. stwierdzono, że całkowita ilość napromieniowanie emitowanego do morza na przestrzeni lat przez zakład Sellafield odpowiada radioaktywności uwolnionej w wyniku katastrofy w Fukushimie.

Nawet, jeżeli nie ma do tej pory jednoznacznego dowodu na istnienie związku między chorobami a radioaktywnością związaną z obiektami jądrowymi, „nie można wykluczyć, że przyczyniają się one do skutków zdrowotnych” – głosi analiza PE.

– Dokładne skutki promieniowania radioaktywnego są niezwykle trudne do zmierzenia i udowodnienia. Wiemy tylko, że takie skutki istnieją – mówi Rousselet. Dlatego trzeba całkowicie pożegnać się ze wszystkim, co produkuje atomowe odpady.

Beczki do dzisiaj spoczywają na dnie i rdzewieją
Beczki do dzisiaj spoczywają na dnie i rdzewiejąZdjęcie: picture-alliance/dpa/SWR/Arte

Także Fukushima chce się pozbyć problemu w morzu

W Fukushimie eksploatująca elektrownię spółka TEPCO (Tokyo Electric Power Co.) zapewnia, że przed planowanym wypuszczeniem wody chłodzącej do morza, zostaną usunięte z niej na „bezpieczny poziom” wszystkie 62 radioaktywne elementy – poza trytem. Gremium doradcze w Tokio uważa spuszczenie zmagazynowanej wody do oceanu za „bardziej bezpieczne” niż inne metody, choćby przekształcenie jej w parę. Kontrowersje budzi radiowodór (tryt), bowiem nie wiadomo dokładnie, na ile jest on szkodliwy dla człowieka. TEPCO przyznaje, że jego zawartość w zbiornikach Fukushimy jest znacznie wyższa niż w przypadku konwencjonalnej wody w elektrowniach jądrowych.

„Lokalni rybacy i mieszkańcy nie mogą zaakceptować odprowadzenia tej wody do morza”, argumentuje w oświadczeniu prasowym Takami Morita z Narodowego Instytutu Rybołówstwa. Chociaż skażenie ryb leży dzisiaj poniżej wartości granicznych, popyt na ryby z regionu jest pięciokrotnie niższy niż przed katastrofą.

Wypuszczanie wody do morza jest „ze względu na rozcieńczające właściwości wody dobrą metodą", argumentuje z kolei Sabine Charmasson z francuskiego Instytutu Ochrony Radiologicznej i Bezpieczeństwa Jądrowego. – Pod względem bezpieczeństwa metoda ta nie stwarza żadnych rzeczywistych problemów, ale trudno do niej przekonać, bo niesie ze sobą także konsekwencje społeczne. Może i jest to właściwa metoda, ale nigdy nie jest łatwo kierować radioaktywnych substancji do środowiska – mówi w rozmowie z DW. Greenpeace tymczasem pisze w oświadczeniu prasowym: „Nie ma żadnego uzasadnienia dla dodatkowego, umyślnego radioaktywnego skażenia środowiska morskiego lub atmosfery".