1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Grecy i Europa: "O nieszczęściu bycia Grekiem"

Andrzej Pawlak1 kwietnia 2012

W swej ojczyźnie Nikos Dimou dla jednych jest zdrajcą narodowych interesów, a dla innych wyrocznią. Jego kultowa książka "O nieszczęściu bycia Grekiem" po 37 latach ukazała się wreszcie także w Niemczech.

https://p.dw.com/p/14Vng
Zdjęcie: Penelope Massouri

Najpopularniejsza książka Nikosa Dimou "O nieszczęściu bycia Grekiem" cieszy się w Grecji od lat niesłabnącą popularnością i była wielokrotnie wznawiana. Ostatnio stało się o niej ponownie głośno, bowiem Greckie problemy gospodarcze mają - jak się uważa - swe źródło także w greckiej mentalności.

Deutsche Welle: Dlaczego, Pańskim zdaniem, bycie Grekiem może być odbierane jako nieszczęście?

Nikos Dimou: My, Grecy, mamy ogromny problem z samookreśleniem i własną tożsamością. Kiedy Grecja w 1830 roku przestała być częścią Imperium Osmańskiego, ponad 90 procent jej mieszkańców stanowili chłopi. W odróżnieniu od reszty Europy nigdy nie rozwinęło się u nas mieszczaństwo i związana z tym kultura. Nie mieliśmy też Odrodzenia, Oświecenia ani Reformacji, stawiającej na odnowę Kościoła. Wszystkie te ruchy religijne, polityczne i społeczne, które ukształtowały oblicze nowoczesnej Europy nas ominęły. W rezultacie Grecy musieli w krótkim czasie wiele nadrobić. Równocześnie żyli w przekonaniu, że są czymś lepszym niż inni Europejczycy, bo mogą czuć się spadkobiercami największej cywilizacji w dziejach świata. Do dziś jesteśmy dumni z faktu, że Arystoteles i Platon byli Grekami. Z drugiej strony to nas w jakiś sposób deprymuje. Czujemy sią niczym syn sławnego ojca - noblisty, który nie może mu w żaden sposób dorównać, a którego wszyscy z nim stale porównują.

Buch Buchcover NIkos Dimou Über das Unglück, ein Grieche zu sein
Okładka niemieckiego wydania kultowej książki Nikosa Dimou

Deutsche Welle: Czy to, o czym Pan mówi, ma jakiś związek z obecnymi problemami Grecji?

Nikos Dimou: Oczywiście. Moim zdaniem problem z własną tożsamością jest najważniejszą częścią greckiej duszy. Nasz stosunek do reszty Europy najlepiej określa niemieckie, nieprzetłumaczalne słowo: "Hassliebe", czyli silne uczucie oscylujące między miłością z nienawiścią. Zazdrościmy takim krajom jak Niemcy czy Francja i chcielibyśmy być tacy jak Niemcy lub Francuzi, a z drugiej strony nie ufamy ani tym krajom, ani ich mieszkańcom. Mamy ponadto skłonność do dopatrywania się przyczyn naszych problemów w obcych knowaniach i przerzucamy winę i odpowiedzialność za nie na innych. W takie podejście wpisuje się także, dająca się ostatnio zauważyć tendencja, do obarczania winą za grecki kryzys finansowy i gospodarczy niemieckiej pani kanclerz Angeli Merkel. Na nieufność Greków wobec zagranicy wpłynęła także w dużym stopniu postawa Greckiego Kościoła Prawosławnego, który przez stulecia potępiał "heretycki" Zachód.

Deutsche Welle: Jak silny jest jego wpływ obecnie na bieg spraw i postawy Greków?

Film Im Haus meines Vaters sind viele Wohnungen von Hajo Schomerus
Grecki Kościół Prawosławny ma w Grecji wciąż dużo do powiedzeniaZdjęcie: X Verleih AG

Nikos Dimou: Grecki Kościół Prawosławny ma nadal duże, może nawet za duże, wpływy w Grecji. Za każdym razem, kiedy w państwie próbowano wprowadzić jakieś zmiany, które mu się nie podobały, Kościół wychodził z tego sporu zwycięsko. Moim zdaniem Grecki Kościół Prawosławny jest tak bogaty, że mógłby w ciągu dwóch dni spłacić wszystkie greckie długi. Uważam też za absolutnie niesłuszne i niczym nieusprawiedliwione to, że Kościół w Grecji jest finansowany przez wszystkich podatników, niezależnie od tego, czy są to osoby wierzące, czy też nie. Tymczasem większość moich rodaków udaje się do kościoła tylko dwa razy w roku: na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Dla nich religia prawosławna jest raczej częścią tradycji i tożsamości narodowej, a nie wyznaniem jako takim.

Deutsche Welle: Czy spodziewał się Pan, że w Grecji dojdzie do takiego kryzysu jak ten, z którym boryka się w tej chwili?

Nikos Dimou: Tak, od dawna już przepowiadałem, że on nastąpi. My, Grecy, zawsze wydawaliśmy za dużo pieniędzy, zatrudnialiśmy zbyt dużo urzędników, a nawet pozwoliliśmy sobie na zorganizowanie olimpiady. Takie postępowanie przypomina mi ubogie rodziny, które zadłużają się na resztę życia po to, aby wydać niezwykle wystawne wesele dla córki. Nigdy i pod żadnym pozorem nie powinniśmy byli podjąć się zorganizowania igrzysk olimpijskich. Co gorsza, zorganizowaliśmy je w iście greckim stylu: początkowo miały kosztować dwa miliony drachm, podczas gdy naprawdę kosztowały dwadzieścia razy więcej. Przygotowania do igrzysk posuwały sią w żółwim tempie, aż pewnego dnia okazało się, że do terminu otwarcia zostało zaledwie pół roku. Wtedy trzeba było oczywiście wydać na gwałt mnóstwo pieniędzy, żeby tylko jakoś zdążyć na czas.

Abschlußfeier Olympische Spiele in Athen
Ceremonia zamknięcia igrzysk olimpijskich w Atenach (2004)Zdjęcie: DW

Deutsche Welle: Jak widzi Pan przyszłość Grecji za dziesięć lat?

Nikos Dimou: No cóż, ludzkość będzie się nadal rozwijać, Europa przezwycięży kryzys finansowy, ale nie sądzę żebym mógł być tego wszystkiego naocznym świadkiem. Mam już 77 lat i nawet jeśli mam przed sobą te dziesięć lat, a może nawet trochę więcej, to myślę, że nie dożyję chwili, w której ten kryzys się skończy. Europa musi się nastawić na to, że jeszcze długo będzie miała z nim do czynienia.

Ivan Kulekov / Andrzej Pawlak 

red.odp.: Barbara Coellen