1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Kościół powinien być neutralny wobec partii politycznych"

Elżbieta Stasik
12 maja 2017

Potencjalnie 2 mln katolików w Niemczech wspiera AfD, krytyczni duchowni nigdy jeszcze po 1945 r. nie byli tak podle znieważani jak dzisiaj – mówi w rozmowie z Katolicką Agencją Prasową (KNA) publicysta Andreas Püttmann.

https://p.dw.com/p/2cpEd
Freiburger Münster BdT
Zdjęcie: picture alliance/dpa/P.Seeger

Katolicka Agencja Informacyjna (KNA): W wydanej właśnie książce „Jak katolickie są Niemcy… i co z tego mają?” mówi Pan o „wywrotce na prawo” grożącej niektórym katolikom w Niemczech. Na czym opiera Pan to twierdzenie?

Andreas Püttmann*: W pierwszym rzędzie na konkretnych liczbach z sondaży. Wykazują one, że w 2016 r. blisko osiem procent katolików zbliżonych do kościoła sympatyzowało z Alternatywą dla Niemiec (AfD) i dwanaście procent katolików niezwiązanych z kościołem. Potencjał blisko dwóch milionów katolików, którzy mimo ostrzeżeń biskupów wspierają AfD, jest niepokojąco duży. Nie jest żadnym pocieszeniem fakt, że wśród osób bezwyznaniowych potencjał ten jest dwukrotnie wyższy.

KNA: Dostrzega Pan związek między politycznym i kościelnym skrajnie prawicowym populizmem?

AP: Oczywiście. Proszę się przyjrzeć choćby tylko wewnątrzkościelnym dyskusjom, masowej krytyce papieża czy księży i biskupów, rzekomo zbyt liberalnych lub opowiadających się na rzecz uchodźców. Obserwuję ogromny ładunek radykalizmu, przesady, dramatyzowania, upraszczania, demagogicznych zakłamań, agresji i pretensji do posiadania monopolu na prawdę – są to wszystko typowe cechy populizmu. Prawie jeden do jednego znajdzie się je u tak zwanych „oburzonych katolików”…

KNA: ... którzy wszyscy wybierają też AfD albo maszerują w protestach Pegidy?

AP: Na pewno nie wszyscy. Są też tacy, którzy wykorzystują populizm raczej za trampolinę do przeforsowania swoich ulubionych tematów. Może niekoniecznie wybierają sami AfD, ale bronią jej przed krytyką i izolacją, bo chcą dalej korzystać z niej jako ze swojej agendy.

KNA: Na przykład dla jakich tematów?

AP: Przede wszystkim, jeżeli chodzi o ochronę życia, małżeństwo i rodzinę – same w sobie to szlachetne cele. Ale na przykład w walce z „apokalipsą gender” nie przebiera się w środkach. Niektórzy są wręcz gotowi wziąć pod uwagę sojusz z tak wątpliwymi postaciami jak Putin. Prawicowy populizm instrumentalizują też ludzie, którzy nie mają antysemickiego, rasistowskiego czy antyeuropejskiego nastawienia. Ale dzięki nim skrajnie ekstremistyczne partie stają się cenzuralne. Wchodzą też na salony, gdy przesadnie podkreśla się rzekomo chrześcijańskie kroki podejmowane przez populistów: kiedy Putin, Kaczyński albo Trump wypowiedzą się przeciwko aborcji albo małżeństwom jednej płci, lub AfD zajmie np. stanowisko w sprawie „genderowego szaleństwa”, jest to rozdmuchiwane ponad miarę. Natomiast zajmowane przez nich problematyczne stanowiska są przemilczane albo bagatelizowane.

KNA: Co powinien robić tu Kościół?                

AP: Uważam, że konieczny jest przede wszystkim wyraźny dystans i przywołanie do porządku podżegaczy we własnych szeregach. Ale ważna jest też gotowość do dialogu z każdym – także z posłem AfD, jeżeli zasiada w parlamencie. Kościół musi być gotowy do tłumaczenia się każdemu.

KNA: Także na zgromadzeniach kościelnych i zjazdach katolików?        

AP: To znowu coś innego: rozmawianie z każdym nie oznacza, że trzeba mu zaoferować podium a tym samym stworzyć nową przestrzeń do agitacji. Dlatego uważam, że katolickie gremia podjęły słuszną decyzję, kiedy nie dopuściły do wystąpień populistycznych demagogów na uroczystościach i spotkaniach kościelnych.

KNA: Co Pana zdaniem powinien jeszcze robić Kościół?     

AP: Na przykład wnieść wkład do kształcenia historycznego i nie koncentrować się przy tym tylko na kościelnym oporze w czasach nazizmu. Obecnie bardziej interesujące byłoby naświetlenie błędów politycznych popełnionych przez chrześcijan w Republice Weimarskiej. Istniał wówczas patogeniczny nurt skrajnie prawicowych katolików, dla których polityczne centrum było zbyt lewicowe i którzy dołożyli się do zniszczenia demokracji. Także dzisiaj nie wystarczy „nie być nazistą”, żeby być dobrym demokratą. Potrzebna jest ostrzejsza konfrontacja. Kościół katolicki musi też stanąć po stronie mniejszości, które są szczególnie narażone na oczernianie i ataki ze strony skrajnej prawicy. Jest to jedna z najważniejszych kwestii w obliczu postępującej brutalizacji społeczeństwa, która dotarła też już do mieszczańskich, umiarkowanych kręgów społeczeństwa.

KNA: Co robi Kościół do tej pory?

AP: Po pierwsze wielu biskupów nie wyznacza granic, czerwonych linii, których nie można przekroczyć. Kardynał Marx (przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec – DW) określił przy tym wyraźne kryteria. Nawiasem mówiąc, można by też wskazać na konkretną, skrajnie prawicową agitację prowadzoną na pewnych platformach internetowych. Po drugie życzyłbym sobie ekspertyzy analizującej z katolickiego, socjologicznego i etycznego punktu widzenia statut i program wyborczy AfD lub też innych, problematycznych partii. Dysponujemy przecież ogromnym aparatem naukowym na wydziałach teologicznych i w akademiach.

KNA: Mówił pan o czerwonych liniach. Kiedy biskupi powinni pokazać też raz czerwoną kartkę?

AP: Na przykład w sytuacji, kiedy duchowny mówiąc o polityce uchodźczej powołuje się na rozważania nad teodyceą, czyli stawiane często po Auschwitz pytanie, jak Bóg może dopuścić do takiego cierpienia. Pytanie teraz publicznie: „Jak miłosierny i zarazem sprawiedliwy Bóg może dopuścić, że wbrew woli pierwotnych mieszkańców ma miejsce bez mała nieograniczona polityka imigracyjna?”, jest nie tylko nietaktowne wobec cierpień, jakich doznało wielu uchodźców, ale też jest nadużyciem Boga do politycznej agitacji.

KNA: Gdzie jeszcze, pana zdaniem, przekraczane są dopuszczalne granice?

AP: Przede wszystkim w permanentnie stosowanej retoryce, insynuującej, że demokratyczni politycy w gruncie rzeczy rządzą w sposób dyktatorski. Biskupi powinni zająć zdecydowane stanowisko wobec tak skrzywionego wizerunku naszego państwa prawa przedstawianego jako quasi-dyktatura. Centralny Komitet Niemieckich Katolików ZdK zajął tu, co jest godne podziękowania, bardzo jasne stanowisko. Ale stanowisko biskupów spotkałoby się z jeszcze większą uwagą.

KNA: Ale często się przecież słyszy, że biskupi i tak są już zbyt polityczni i powinni głosić wiarę a nie uprawiać  politykę uchodźczą.

AP: Takimi argumentami posługiwali się już w latach 20-tych i 30-tych XX wieku niemieccy skrajnie prawicowi katolicy, którzy zarzucali biskupom, że preferują polityczne centrum, podczas gdy Kościół powinien być przecież neutralny wwobec partii politycznych. Te same argumenty są teraz wytaczane wobec biskupów krytycznych wobec AfD. Niesłusznie! Kiedy się bowiem przyjrzeć stanowiskom zajmowanych przez biskupów, widać jasno, że opierają się one na chrześcijańsko-etycznych argumentach. Oskarżenia, że chodzi tylko o partyjną politykę, od której Kościół powinien się trzymać z daleka, są wyrazem ignorancji, złośliwości i same są umotywowane polityczno-partyjnie i ideologicznie. Mamy dzisiaj do czynienia w Niemczech z najpodlejszym od 1945 r. znieważaniem krytycznych biskupów – pominąwszy tyrady SED w latach 50-tych XX wieku. Jest to alarmowy sygnał, jeżeli w taki sposób traktuje się krytycznych duchownych i tak im uwłacza. Trzeba pozwolić na narodowo-konserwatywne stanowiska, ale nikomu nie wolno oczerniać naszego demokratycznego państwa jako dyktatury a naszych biskupów nazywać jego bezwolnymi sługusami.

kna / Elżbieta Stasik

Andreas Püttmann* jest katolickim politologiem i publicystą. Jego książka „Wie katholisch ist Deutschland... und was hat es davon" („Jak katolickie są Niemcy… i co z tego mają?”) ukazała się 10 maja 2017 nakładem wydawnictwa Bonifatius.