1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz. Prawybory w USA: zmarnowana szansa Demokratów

Christina Bergmann
4 marca 2020

Po „super wtorku“ w USA stało się jasne, że kandydatem Demokratów na prezydenta będzie albo Joe Biden, albo Bernie Sanders. To zmarnowana szansa, ale też jasny sygnał. KOMENTARZ.

https://p.dw.com/p/3Yqeb
Bernie Sanders i Joe Biden
Bernie Sanders i Joe Biden Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Rourke

Jak mogło do tego dojść? Grono kandydatów do nominacji wśród Demokratów było tak różnorodne jak nigdy wcześniej. Kobiety, Afroamerykanie, osoby o korzeniach latynoskich, młodzi, energiczni, optymistyczni, także homoseksualni. Ta kolorowa grupa była tak duża, że w pierwszej debacie telewizyjnej nie mieściła się na jednej scenie.

Tak było w czerwcu ubiegłego roku. Ale teraz, osiem miesięcy później, sprawę nominacji rozstrzygną między sobą 77-letni były wiceprezydent znany z licznych słownych wpadek, zapominalstwa i naruszającego granice sposobu obejmowania kobiet oraz 78-letni senator, który niedawno przeszedł zawał serca, z dumą nazywa się „socjalistą”, ale nie zdradza, jak chciałby sfinansować swoją hojną politykę i ma opinie niezwykle upartego. Pierwszy nie ma prawdziwego planu, drugi ma plan, dla którego nie uda się znaleźć większości.

Wynik dotychczasowych prawyborów pokazuje, że wyborcy Demokratów chcą przede wszystkim jedności. Są gotowi zagłosować na każdego, kto dawałby szansę na pokonanie prezydenta Donalda Trumpa. Podstawowe cele polityczne ich partii są jasne. Demokraci wierzą, że państwo ma obowiązek pomagać biednym i słabym, opowiadają się za powszechnym ubezpieczeniem zdrowotnym, postulują rozsądne przepisy o dostępie do broni, chcą zwalczać zmiany klimatyczne i działać z rozwagą w polityce światowej.

Większość opowiada się przy tym za umiarkowanym kandydatem, odrzucając radykalne i niedające szansy na kompromis poglądy Berniego Sandersa. Dlatego większość stanęła teraz po stronie Joe Bidena, którego poparli też inni kandydaci – Pete Buttigieg czy senator Any Klobuchar.

Brak siły na odważne rozwiązania

Wyobraźmy sobie przez chwilę, co by było, gdyby cały proces przebiegł inaczej, a Partia Demokratyczna wykazała więcej kierowniczej inicjatywy. Gdyby partia zdecydowała, w którą ideologiczną stronę powinna zmierzać, wystawiając do prawyborczego wyścigu maksymalnie dwie osoby, na przykład umiarkowaną Amy Klobuchar i progresywną Elizabeth Warren? Dwie mądre kobiety, które patrzą w przód, a w dodatku wiedzą, jak budować koalicje.

Komentatorka DW Christina Bergmann
Komentatorka DW Christina Bergmann

Przy zjednoczonym wsparciu ze strony machiny Partii Demokratycznej, przy wsparciu partyjnych grubych ryb jak Joe Biden, którego zasługi podczas długiej kariery nie podlegają dyskusji, i Berniego Sandersa, który potrafi motywować młodych wyborców jak nikt inny, jedna z nich byłaby w stanie podjąć walkę z Trumpem. Ale rozdający karty w Partii Demokratycznej schowali głowę w piasek i chcieli oddać decyzję w ręce wyborców, którzy byli nią przytłoczeni. Organizacja Berniego Sandersa i rzesze zaangażowanych młodych działaczy oraz rozpoznawalność Joe Bidena zapewniły im na starcie premię, której nie dało się nadrobić. Pozostali, młodsi kandydaci, nie mieli w rzeczywistości szans.

Najlepsze rozwiązanie: rezygnacja Sandersa

Joe Biden przeżył właśnie wielki polityczny comeback, wygrywając prawybory w stanach, w których nie prowadził nawet kampanii wyborczej, na przykład w Minnesocie. Jeszcze w 2016 roku Bernie Sanders zdecydowanie wygrał tam z Hillary Clinton.

Dla Demokratów nadszedł najwyższy czas na zwarcie szeregów i skoncentrowanie się na tym co najważniejsze – na wygraniu listopadowych wyborów prezydenckich. Walka między Bidenem a Sandersem, która mogłaby się rozstrzygnąć na drodze głosowania na partyjnym zjeździe, co nie jest wykluczone, byłaby bardzo szkodliwa. Jeśli Sandersowi naprawdę zależy na tym, aby Donald Trump opuścił Biały Dom, powinien potraktować poważnie sygnał, jaki wysłali mu wyborcy: Nie chcą rewolucji, tylko umiarkowanego kandydata. Nawet, jeśli nazywa się Joe Biden.

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>