1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Skandal w rzeźniach

12 maja 2020

Warunki pracy, które w XXI wieku są właściwie już niewyobrażalne. Politycy muszą nareszcie skończyć z przymykaniem oczu na to, co się dzieje w rzeźniach. KOMENTARZ

https://p.dw.com/p/3c7uC
Symbolbild Schlachthof
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/R. Wittek

„There is no free lunch“, głosi amerykańskie powiedzenie: ktoś płaci zawsze. Dotyczy to także taniego mięsa, które tak ochoczo jedzą konsumenci w zamożnych krajach uprzemysłowionych. Po tym, jak w gigantycznej rzeźni „Westfleisch” w Coesfeld setki wschodnioeuropejskich pracowników zaraziły się koronawirusem, jedno jest pewne: za tanie mięso to właśnie oni płacą w obecnym kryzysie – w najgorszym wypadku nawet swoim życiem. Zarząd tego trzeciego co do wielkości w Niemczech zakładu przetwórstwa mięsnego mówi wprawdzie o odpowiedzialności za swoich pracowników, ale akurat tych w rzeźniach jest niewielu. W rzeczywistości cała branża korzysta tylko z podwykonawców, którzy zatrudniają rumuńskich, bułgarskich czy polskich pracowników.

Nikt nie czuje się odpowiedzialny

„Westfleisch“ i inne koncerny robią wszystko, żeby obniżyć swoje koszty. Ale oficjalnie nie mają oczywiście nic wspólnego z częściowo nieludzkimi warunkami, w jakich żyją tu w Niemczech setki ich zagranicznych podwykonawców.

Z kolei podwykonawcy pokazują palcem na politykę: to ta odpowiada za ochronę pracowników i ich zdrowia. Ale nie ma ryczałtowej „polityki”, tylko jest jasny podział kompetencji na poziomie komunalnym, krajowym i federalnym. Kiedy mowa o warunkach bytowych pracowników przemysłu mięsnego, wszystkie te płaszczyzny łączy jedno - zrzucanie winy na innych. Albo jeszcze lepiej - skarżenie się na „kulturę przymykania oczu”, tak jak to zrobił minister pracy Nadrenii Północnej-Westfalii. Tyle, że nikt nie zabrania politykowi działań na rzecz poprawy sytuacji – nawet, jeśli nie jest on za nią bezpośrednio odpowiedzialny.

Nie jest tajemnicą, w jak podłych warunkach muszą żyć ludzie ściągani ze wschodniej i południowej Europy do pracy w niemieckich ubojniach. Wie o tym cała branża: menadżerowie „Westfleisch", podwykonawcy, lokalne urzędy i policja, starosta Coesfeld, rząd krajowy i nawet federalny. Także mieszkańcy Coesfeld i okolicznych wiosek znają sytuację. Codziennie spotykają pracowników „Westfleisch“ i innych ogromnych rzeźni w supermarkecie albo sklepiku na rogu. Do tej pory katastrofalne warunki życia i pracy tych ludzi nikomu nie przeszkadzały. „Nikt nikogo nie zmusza, żeby przyjeżdżał do Niemiec i zarobił więcej niż w domu” -  brzmiał zawsze lapidarny komentarz.

Za tanią wieprzowinę wszyscy płacimy wysoką cenę: ludzie, zwierzęta, środowisko
Za tanią wieprzowinę wszyscy płacimy wysoką cenę: ludzie, zwierzęta, środowiskoZdjęcie: picture alliance/dpa/J. Büttner/dpa-Zentralbild/ZB

Ogniska infekcyjne, które zagrażają wszystkim

Z epidemią koronawirusa sytuacja się zmieniła. Jeżeli pracownicy muszą mieszkać po trzech, czterech w ciasnym pomieszczeniu, groźny zarazek rozprzestrzenia się w oszałamiającym tempie. I nie zostaje przy zagranicznych pracownikach, tylko zagraża wszystkim mieszkańcom. Brzmi to cynicznie, ale: gdyby nie pandemia, czy komukolwiek by przeszkadzały nędzne warunki zakwaterowania kontraktowych pracowników rzeźni ze Środkowej, Wschodniej i Południowej Europy?

Skandal ma międzynarodowe wymiary sięgające daleko poza wschodnioeuropejskich pracowników. Niemiecki przemysł mięsny produkuje dziś tak dużo i tak tanio, że opłaci mu się nawet eksport aż do Chin. Firmy pracują w warunkach globalnego rynku i są w stanie przebijać konkurencję niską ceną. Wywierają presję na producentów, na rolników. Ci są zmuszeni to trzymania tuczników w ciasnych kojcach, gdzie tuczone są antybiotykami, żeby nie zachorowały. Karmione są soją albo kukurydzą, kupowaną tanio w Ameryce Południowej. Tam karczuje się połacie lasów tropikalnych, żeby móc uprawiać jeszcze więcej paszy. Co w efekcie szkodzi klimatowi, a ceny gruntów eksplodują.

Wysoka cena dla wszystkich

Koniec końców za tanie mięso wszyscy płacą wysoką cenę. Antybiotyki w mięsie prowadzą u ludzi do odporności na leki. Produkcja mięsa zanieczyszcza lokalne wody gruntowe, bo na polach ląduje o wiele za dużo obornika.

Zarówno przemysł, jak i polityka dobrze znają wszystkie te związki. Wszyscy wiedzą też, co właściwie należy z tym zrobić: stworzyć mniejsze, zdecentralizowane firmy, które będą produkowały klasę, a nie masę. Przypuszczalnie zarabiałyby one mniej, bo eksport świńskich ogonów, uszu i racic przestałby się opłacać. I prawie na pewno także w Niemczech trzeba by zapłacić za stek wieprzowy znacznie więcej. Ale wszystkie badania dowodzą, że zdecydowana większość Niemców opowiada się za zmianą kursu w polityce rolnej. Potrzeba siły charakteru, odwagi i przywództwa, żeby robić tu postępy, a nie „kultury przymykania oczu”.