1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Tkwimy w środku rewolucji

19 marca 2020

W swoim pierwszym, nadprogramowym wystąpieniu telewizyjnym Angela Merkel nazwała pandemię koronawirusa największym wyzwaniem od czasu II wojny światowej. Nie przesadza, uważa Martin Muno. KOMENTARZ

https://p.dw.com/p/3ZgcN
Deutschland Coronavirus
Zdjęcie: Getty Images/S. Gallup

„Od czasu zjednoczenia Niemiec, nie, od czasu II wojny światowej nasz kraj nie stał przed wyzwaniem, które wymaga od nas takiej solidarności”. Kanclerz Angela Merkel nie lubi patosu. Trzeźwa, analityczna, powściągliwa w słowach – taką znamy ją nawet w obliczu największych wyzwań politycznych, jak na doktor fizyki przystało. I zawsze optymistyczna, tak jak podczas kryzysu uchodźczego: „Damy radę”.

Kiedy więc kobieta, która od ponad 14 lat rządzi Niemcami, po raz pierwszy – poza rytualnym orędziem noworocznym – poprzez ekran telewizyjny bezpośrednio zwraca się do obywatelek i obywateli; kiedy porównuje sytuację z wojną, która na całym świecie pochłonęła 55 milionów istnień ludzkich, a kraj legł w gruzach; kiedy Angela Merkel tak mówi, coś wymyka się spod kontroli.

Ekspotencjalny rozwój

Wszyscy to widzimy: zamknięte szkoły, przedszkola i sklepy, całe przedsiębiorstwa, które wysyłają pracowników na przymusowe urlopy albo do pracy w domu, zakupy na zapas, ograniczenia sięgające od odwołania naszej wakacyjnej podróży po kwarantannę. Wszystko to kształtuje naszą codzienność. W rozmowach w rodzinie, ze znajomymi i przyjaciółmi prawie nie ma innego tematu niż koronawirus.

Dziennikarz DW Martin  Muno
Dziennikarz DW Martin Muno

Skalę zagrożenia pokazują nam matematycy, którzy mówią o ekspotencjalnym rozprzestrzenianiu się wirusa. Na początku marca było w Niemczech 130 osób zakażonych wirusem COVID-19, dzisiaj jest ich ponad 11 tysięcy. Tempo rozwoju epidemii odpowiada tym samym prognozom naukowców. Jeżeli się nie zmieni, osiągnięty zostanie wkrótce próg 100 tysięcy lub wręcz milionów infekcji – nie mówimy przy tym o nieujawnionych przypadkach. I pandemia nie jest tylko zagrożeniem narodowym, lecz ogólnoświatowym.

W tej sytuacji kanclerz robi jedyny właściwy krok: nie poleca, tylko apeluje do naszego rozsądku. Ufa, że jako światłe obywatelki i światli obywatele zachowamy się stosownie do sytuacji. Hasłem jest „dystans społeczny” – mówiąc wprost, jak hashtag „#stayfuckinghome" – zostań do diabła w domu. Albo, jak mówi kanclerz: „Nie jesteśmy skazani na pasywne godzenie się z rozprzestrzenianiem się wirusa. Mamy przeciwko temu środki: ze względu na wzajemne dobro musimy trzymać się od siebie z daleka”.

Więcej ofiar śmiertelnych, mniej wolności

Haczyk polega na tym, o czym wspomina także Angela Merkel, że kilka tygodni przymusowej przerwy jeszcze nie załatwia sprawy: „Następne tygodnie będą jeszcze trudniejsze”. Będzie więcej ofiar śmiertelnych, gigantyczne szkody gospodarcze a może nawet rozłamy społeczne.

Musimy się też rozstać z wolnościami. Ale nie jako cel sam w sobie, tylko z konieczności. Dla nas jako społeczeństwa – bez względu na to, gdzie żyjemy – jest to ogromnym wyzwaniem. Ale może być też szansą. Już teraz maleńki wirus rzuca światło na niewiarygodną głupotę wielkich populistów – wystarczy oglądać wystąpienia Donalda Trumpa. Już teraz uczymy się, że możemy komunikować z sobą także w inny sposób, konferencje wideo są na porządku dziennym. I czujemy, że jakoś stanowimy jedność, że także solidarność między obcymi jest czymś pozytywnym nawet, jeżeli branie względu na innych polega tylko na przejściu na drugą stronę ulicy.

Co nas czeka, zawarł w jednym zdaniu filozof Slavoj Žižek: „Nawet, jeżeli koniec końców wróci normalność, życie będzie inaczej normalne, niż byliśmy do niego przyzwyczajeni przed wybuchem epidemii”. Nauczymy się życia w ciągle zagrożonej, kruchej codzienności. Tkwimy w środku rewolucji – i od nas zależy, czy skończy się ona dobrze, czy nie.

Zostańcie proszę zdrowi!