Kryzys na południu Europy. Firmy szukają ratunku
11 kwietnia 2013Rosnące wydatki, malejące wpływy – z tym zmaga się od początku kryzysu gospodarczego odlewnia Agakos z Salonik. – Koszty wzrosły: prąd, podatki, wszystko. A nasze obroty zmalały o około połowę – mówi menadżer ds. eksportu Nikolaos Angelidis.
Produkowane przez firmę Agakos odlewy z brązu są przede wszystkim wykorzystywane przez producentów maszyn i urządzeń. A że nie ma ich w Grecji zbyt wiele, Agakos połowę swoich obrotów zawdzięcza klientom z zagranicy. Ci jednak są coraz ostrożniejsi. – Mówią: zwraca się do nas grecka firma. Czy powinniśmy z nią współpracować, czy lepiej nie? W kryzysie nie wiadomo przecież, co się jutro wydarzy – mówi Angelidis.
Kwestia zaufania
Problem nieufności wobec partnerów biznesowych zna też Matthias Hackerschmidt. Pracuje on w dziale sprzedaży i finansów greckiej odlewni aluminium Vioral. Wielu klientów z branży elektrycznej i samochodowej obawiało się, że potencjalne problemy greckiego partnera mogłyby się negatywnie odbić na ich łańcuchu dostaw.
– Udało nam się przekonać większość parterów do tego, aby dalej z nami współpracowali i nam ufali – mówi Hackerschmidt. – Przedstawiliśmy im nasze wyniki i bilanse. Byliśmy bardzo otwarci. Myślę, że to był powód, dlaczego tak szybko udało nam się z powrotem odnaleźć na rynku – dodaje.
Dziki temu obroty firmy rodzinnej zatrudniającej 45 osób spadły o nie więcej, niż niecałe 20 procent. Fakt, że firma Vioral eksportuje 100 procent swoich produktów, okazał się w czasach kryzysu dużym plusem.
Załamanie obrotów
Kryzys najmocniej uderza w firmy silnie zależne od rynków rodzimych. Na przykład hiszpańska firma Alju, producent maszyn do obróbki powierzchni metalowych, przed kryzysem prawie nie eksportowała swoich wyrobów, mówi menadżer ds. eksportu José Moya. – W najlepszych czasach zatrudniając 45 osób mieliśmy obroty od sześciu do ośmiu milionów euro. W zeszłym roku spadły one do poziomu 3, 5 milionów. Obroty załamały się zatem o połowę – dodaje.
Firma Alju stawia teraz na klientów spoza Hiszpanii. – W poszukiwaniu nowych rynków i nisz jeździmy teraz po całym świecie. Chcemy również pozyskać nowych klientów – mówi Moya. Ta strategia się sprawdza: obecnie na eksport przypada 15 procent sprzedaży. Przed kryzysem były to tylko trzy procenty.
Eksport jako ratunek
Alju nie jest jedyną firmą, która przyjechała do Hanoweru, aby powiększyć swój eksport. Pedro Quelhas jest dyrektorem marketingu firmy Omnisantos z Portugalii – producenta generatorów. Zarówno tam jak i w Hiszpanii sprzedaż załamała się o 30 procent. – Po raz pierwszy prezentujemy się na targach w Hanowerze. Przede wszystkim dlatego, że chcemy pozyskać klientów z Rosji – mówi Quelhas.
Włoski producent urządzeń Borri eksportujący ponad 90 procent swoich wyrobów, jest prawie niezależny od swojego rynku rodzimego. – Sytuacja tam jest obecnie bardzo, bardzo, bardzo zła – mówi menadżer ds. sprzedaży Lorenzo Benzoli. – Brakuje inwestycji, również ze strony rządu. Brakuje zaufania, wiele międzynarodowych firm opuszcza kraj. Podatki są za wysokie. To wszystko są powody, dla których sytuacja we Włoszech jest tak zła – mówi menadżer.
Zwiększanie wydajności i podbój nowych rynków – to strategie, przy pomocy których wiele przedsiębiorstw stawia czoła kryzysowi. Prywatny hiszpański instytut badawczy SEM wskazuje jednak na niepokojący trend: wiele firm w czasie kryzysu, aby ograniczyć koszty, skraca wydatki na badania i rozwój. W ten sposób rośnie ryzyko, że za kilka lat firmy te okażą się przestarzałe technologicznie.
Andreas Becker / Maciej Mielczarek
red odp.: Elżbieta Stasik