1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nadmiar empatii i współczucia może zakończyć się chorobą

22 października 2017

Naukowcy potwierdzili znaną prawdę, że co za dużo, to niezdrowo. Nadmiar empatii i współczucia może doprowadzić do choroby. Najlepszy jest złoty środek.

https://p.dw.com/p/2mIdl
Symbolbild Empathie Mitgefühl
Zdjęcie: picture alliance/chromorange

Jak reagujemy, kiedy widzimy w dzienniku telewizyjnym ofiary działań wojennych albo głodujące dzieci? Zbiera się nam wtedy na płacz, lub odwracamy wzrok od ekranu, bo "nie możemy na to dłużej patrzeć". Jest też trzeci sposób: możemy uspokoić swoje sumienie składając datek na rzecz jakiejś organizacji charytatywnej.

Czy to znaczy, że jesteśmy przewrażliwieni, albo odwrotnie - nieczuli? A może oszukujemy sami siebie, płacąc coś w rodzaju dobrowolnego podatku od niechcianego stresu? Ani jedno, ani drugie. O naszej postawie decyduje empatia, czyli zdolność odczuwania i rozumienia stanów psychicznych innych osób, jak również spoglądania na rzeczywistość ich oczami. Empatia uchodzi za jeden z najsilnieszych hamulców blokujących agresję i dlatego mówi się, że jest zachowaniem korzystnym także w skali makrospołecznej. Ale i to wcale nie jest takie proste.

Empatia i współczucie

Czy te dwa pojęcia oznaczają to samo? Nie, ale naukowcy rozmaicie je definiują i zwracają uwagę na różne sprawy, którymi, ich zdaniem, się różnią. Na przykład Tania Singer, z Instytutu Kognitywistyki i Neurologii im. Maxa Plancka w Lipsku twierdzi, że najważniejsze różnice między nimi mają charakter neurologiczny i wpływają na działanie tzw. obwodu empatii w mózgu człowieka, przy czym naukowcy wyróżniają obecnie około 10 różnych, ale połączonych ze sobą pól w tym obwodzie. Można je stymulować i badać przy pomocy rezonansu magnetycznego i na tej podstawie uzyskać dość precyzyjne informacje jak ich działanie wpływa na zachowanie osoby badanej, której pokazuje się zdjęcia przedstawiające cierpiących ludzi. Neurochirurdzy twierdzą też, że na podstawie takich badań mogą wskazać na osoby zdolne do empatii i pozbawione tej umiejętności.

Problem polega na tym, że granica między naszym cierpieniem i cierpieniem innych ludzi szybko się zaciera. Dlatego zbyt silne wczuwanie się w uczucia innych ludzi może doprowadzić nas do stanu określanego mianem "stresu empatycznego", uznawanego obecnie za chorobę. Przejawem takiego stresu jest choćby, wymienione na początku, odwracanie głowy od telewizyjnego ekranu, kiedy widzimy na nim coś, czego widzieć nie chcemy. Tania Singer opisała to zjawisko w swoim e-booku pod tytułem "Współczucie na co dzień i badania" ("Mitgefühl in Alltag und Forschung"), w którym przedstawiła wyniki własnych badań na ten temat.

Groźny stres empatyczny

Stefan Pfattheicher, psycholog społeczny z Uniwersytetu w Ulm, twierdzi, że stres empatyczny pojawia się najczęściej wtedy, kiedy mamy do czynienia z dużą grupą cierpiących ludzi. To nas przytłacza i nie chcemy mieć z tym nic wspólnego, bo i tak nie możemy im wszystkim pomóc. Dlatego organizatorzy zbiórek na cele charytatywne wolą ukazać potencjalnym darczyńcom los pojedynczego człowieka, z którym każdy może się utożsamić i obdarzyć go współczuciem niż, na przykład, głodujące dzieci w Afryce. "Nie ma to nic wspólnego z brakiem głębszych uczuć wśród darczyńców, tylko z przesyceniem i nadmiarem wrażeń", wyjaśnia Pfattheicher.

Symbolbild Empathie Mitgefühl
Nadmierne współczucie może być niezdroweZdjęcie: Colourbox

W odróżnieniu od empatii, która może wywołać stres empatyczny, okazywanie innym współczucia wywiera pozytywny wpływ na nasze samopoczucie. "Czujemy się wtedy lepsi i bardziej wartościowi, a nasz organizm wynagradza nas za to aktywując te ośrodki w mózgu, które odpowiadają za miły stan zadowolenia z siebie", mówi Tania Singer. Współczucie, inaczej niż empatia, wysuwa na plan pierwszy zachowania prospołeczne. Naturalnie i taka postawa, jak inne, ma swoje podłoże biochemiczne. Albo, innymi słowy, moża ją badać tak, jak  dowolny proces biochemiczny.

Najlepszy jest złoty środek

Kiedy okazujemy komuś współczucie, wyzwalamy zwiększone wydzielanie oksytocyny, która stymuluje uległość, ufność, szczodrość i współpracę. Pod jej wpływem stajemy się o skłonni okazywać większą wolę współpracy z innymi.

Innymi związkiem chemicznym, który ma duży wpływ na nasze postępowanie i postrzeganie innych jest kortyzol, hormon steroidowy nazywany także hormonem stresu, ponieważ wydzielamy go w zwiększonych dawkach w sytuacjach silnego napięcia. Podobnie jak adrenalinę. Oksytocyna neutralizuje działanie kortyzolu, a przez to obniża w nas poziom stresu.

Nie oznacza to jednak, że kortyzol zabija w nas, a przynajmniej obniża, wolę okazywania współczucia innym. Może bowiem być bezpośrednim powodem przyjścia innym z pomocą, aktywując nas do zebrania wszystkich sił i ruszenia im z odsieczą, a do takich działań kortyzol jest wręcz niezbędny. Jeśli wydzielimy go za mało, to nie ruszymy się z miejsca. Tak, jak nie wstaniemy z kanapy, na której leżymy w błogostanie pod wpływem zwiększonego wydzielania oksytocyny. Czyli: nie za dużo, nie za mało, w sam raz. Ludowa mądrość także tu dawno już odkryła to, co teraz potwierdzają naukowcy.

Tania Singer jest przekonana, że okazywania współczucia można się nauczyć i trenować tę zdolność przy pomocy medytowania. Przeprowadziła badania na ten temat, stosując różne techniki medytacji i uzyskała obiecujące wyniki w swoim miejscu pracy na Uniwersytecie w Lipsku, przy którym działa Instytutu Kognitywistyki i Neurologii im. Maxa Plancka.

Stefan Pfattheicher podchodzi do wyników jej badań z pewnym sceptycyzmem. Docenia ich znaczenie, ale jako psycholog społeczny bardziej interesuje go druga strona medalu. Wyjaśnia to następująco: "Kiedy widzimy ofiary zamachu terrorystycznego okazujemy im, rzecz jasna, najgłębsze współczucie, ale równocześnie możemy do tego stopnia przejąć się ich cierpieniem, że budzi się w nas nienawiść i agresja wobec sprawców ich cierpienia". Także on przeprowadził liczne badania z dużą grupą ochotników i doszedł do wniosku, że nadmierne współczucie i empatia mogą okazać się kontraproduktywne.

Pfattheicher wskazuje przy tym na podstawowy niedostatek wszystkich nauk społecznych, do których należy także psychologia. Używane w niej pojęcia nie są jednoznacznie zdefiniowane i spory na temat "właściwego rozumienia" empatii i współczucia wśród naukowców nierzadko przybierają formę sporów semantycznych, polegających na domniemywaniu "prawdziwego znaczenia" danego pojęcia. Mają one charakter jałowy, ale to nie przeszkodzi nam w wyciągnięciu "jedynie słusznego" wniosku z ich badań. Otóż najlepszy jest złoty środek. Także w okazywaniu współczucia i empatii naszym bliźnim.

Julia Vergin / Andrzej Pawlak