1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy mają obcy kapitał w mediach. Dzienniki wyjątkiem

Katarzyna Domagała
9 czerwca 2018

Zagraniczni inwestorzy chętnie sięgają po udziały w niemieckich mediach. I mogą to czynić niemal bez ograniczeń. W pewne obszary rynku w ogóle jednak nie wchodzą.

https://p.dw.com/p/2oZzc
Niemcy: zagraniczni inwestorzy chętnie sięgają po udziały w niemieckich mediach. Są jednak wyjątki
Niemcy: zagraniczni inwestorzy chętnie sięgają po udziały w niemieckich mediach. Są jednak wyjątki Zdjęcie: imago/Ralph Peters

Kiedy David Montgomery, szef funduszu inwestycyjnego Mecom, odwiedził w 2005 roku wydawcę „Berliner Zeitung”, na drzwiach wejściowych zobaczył kartki z przekreśloną szarańczą – symbolem menedżerów, dla których liczą się jak najwyższe zyski. Pracownicy berlińskiego wydawnictwa protestowali przeciwko przejęciu ich firmy przez brytyjsko-amerykańską grupę inwestorów. Protest poparły stowarzyszenia dziennikarskie i politycy. Ówczesny redaktor naczelny „Berliner Zeitung" Uwe Vorkoetter wystosował na łamach gazety dramatyczny apel, w którym odradzał sprzedaż wydawnictwa funduszowi Montgomery’ego. Argumentował, że niemiecki rynek prasowy jest temu inwestorowi całkowicie obcy. – Obawiano się, że nie chodzi mu o publicystyczną stronę przedsięwzięcia, tylko o jak największe zyski kapitałowe – mówi Horst Roeper, kierujący instytutem medioznawczym „Formatt” w Dortmundzie.

Protest w "Berliner Zeitung" przeciwko obcemu inwestorowi (17.10.2005)
Protest w "Berliner Zeitung" przeciwko obcemu inwestorowi (17.10.2005)Zdjęcie: Imago/R. Zöllner

Po kilku latach Mecom wycofał się z Niemiec, a dziennik „Berliner Zeitung” trafił w ręce rodzinnego koncernu DuMont Schauberg. Mecon sprzedał także swoje udziały w dzienniku „Hamburger Morgenpost”.

Dzienniki w niemieckich rękach

Jak zaznacza Horst Roeper, „Berliner Zeitung” była jedynym w ostatnich czasach zakupem niemieckiego dziennika przez obcego inwestora. Choć dla tych ostatnich nie ma w Niemczech żadnych ograniczeń, gazety codzienne pozostają polem działania niemieckich wydawców. – Dzienniki należą do niewielu koncernów lub rodzin. I te przejmują gazety w procesie koncentracji mediów – mówi Horst Roeper. Medioznawca od lat zwraca uwagę na wysoką koncentrację na tym rynku. Jak wyliczył, dziesięć wydawnictw skupia w swoich rękach ok. 60 proc. dzienników (biorąc pod uwagę liczbę sprzedanych egzemplarzy).

Najsilniejszym na rynku dzienników wydawnictwem jest Axel Springer – posiada 14 proc. dzienników, m.in. „Bild”, „Die Welt” i „B.Z”. Za nim plasuje się aktywny na południu kraju holding SWMH (ok. 10 proc.), Grupa Medialna Funke (7,8 proc.) – wydawca m.in. „Westdeutsche Allgemeine Zeitung” i „Berliner Morgenpost”. Nieco mniejsze udziały w rynku dzienników (po 5,3 proc.) mają kolońskie wydawnictwo DuMont i Grupa Madsack z Hanoweru. 

Lokalne monopole

Wydając zgodę na fuzję dzienników, niemiecki Urząd Antymonopolowy zwraca uwagę przede wszystkim na to, by jeden wydawca nie miał dwóch dzienników na jednym obszarze wydawniczym i nie działał bez konkurentów. Stąd wydawcy posiadają dzienniki w różnych regionach kraju. Grupa Medialna Funke wydaje gazety w Nadrenii Północnej-Westfalii, Turyngii, Berlinie i Hamburgu. Koncern Madsack ma dzienniki w Hanowerze i północnych Niemczech, a stuttgarcki SWMH w Bawarii, Badenii-Wirtembergii i Turyngii.

Horst Roeper: dzienniki to domena kilku wydawców
Horst Roeper: dzienniki to domena kilku wydawcówZdjęcie: Imago

W wielu częściach kraju Niemcy mają jednak problem z monopolem informacyjnym. Jak podaje Niemiecki Związek Wydawców Dzienników (BDZV), w ok. 60 proc. niemieckich powiatów i miast ukazuje się tylko jeden dziennik. – Prawdziwa konkurencja między dziennikami istnieje już tylko w niektórych metropoliach – stwierdza Horst Roeper.

Z jednej redakcji

Medioznawca zwraca też uwagę na inne niepokojące zjawisko – koncentrację publicystyczną, czyli tworzenie centralnych redakcji i zamieszczanie w wielu tytułach tych samych treści. Łatwo to zauważyć w dziennikach grupy Funke czy w Grupie Madsacka, gdzie 15 dzienników utworzyło centralną redakcję RND (Redaktionsnetzwerk). – To pozwala wprawdzie zaoszczędzić pieniądze, wprowadza jednak jednolity sposób informowania – konstatuje Roeper. Czytelnicy łatwo zauważą, że różne gazety w regionie publikują nawet te same komentarze prasowe. 

RND dostarcza już treści do 40 dzienników w Niemczech, a niebawem koncentracja ma iść jeszcze dalej. Grupa Madsacka zapowiedziała ścisłą współpracę publicystyczną z kolońskim DuMont. Jesienią 2018 r. ma powstać wspólna redakcja w Berlinie odpowiedzialna za informacje polityczne i gospodarcze z kraju i ze świata. W nowej spółce RND Berlin Madsack przejmie 75 proc. udziałów, a DuMont - 25 proc. Odtąd sześć gazet kolońskiego wydawnictwa (m.in. „Koelner-Stadt-Anzeiger”, „Berliner Zeitung”, „Hamburger Morgenpost”) będzie zamieszczało informacje z RND. Nakład tej centralnej redakcji zwiększy się do 2,3 mln egzemplarzy dziennie i będzie większy od nakładów krajowych dzienników „Frankfurter Allgemeine Zeitung” i „Sueddeutsche Zeitung”, a nawet większy od „Bilda”. Na współpracę wydawnictw musi jeszcze przystać Urząd Antymonopolowy. 

Obcy kapitał w czasopismach i telewizji

Żadnych ograniczeń dla obcego kapitału nie ma na niemieckim rynku czasopism. I tutaj zagraniczni inwestorzy są bardziej aktywni. Często spotykanym modelem są joint venture z obcym kapitałem. Takie tworzy m.in. wydawnictwo Burda z amerykańskim Hearst. W niemiecko-amerykańskim joint venture (w którym obydwa wydawnictwa mają po 50 proc. udziałów) ukazują się luksusowe magazyny typu „Elle”, „Elle Decoration” czy „Harper's Bazaar”.

Zagraniczni inwestorzy (gł. Amerykanie) robią biznes w niemieckiej telewizji prywatnej
Zagraniczni inwestorzy (gł. Amerykanie) robią biznes w niemieckiej telewizji prywatnej Zdjęcie: AP

Licznych zagranicznych inwestorów (przede wszystkim Amerykanów) można spotkać w niemieckiej telewizji prywatnej (m.in. w ProSiebenSat. 1, Sky). Amerykańskie koncerny (Discovery, Disney, Comcast/NBC Universal, Viacom) założyły w Niemczech swoje firmy córki, mają też udziały w niemieckich stacjach telewizyjnych – Disney przykładowo 50 proc. w popularnym kanale Super RTL.

Górna granica: liczba widzów

Każdy prywatny nadawca może w Niemczech posiadać dowolnie dużo kanałów telewizyjnych, ale koncern pokroju  Mediaset Silvio Berlusconiego nie miałby prawa bytu. Niemiecka umowa państwowa ws. działalności transmisyjnej wprowadza bowiem ograniczenia odnośnie liczby widzów. Żaden z nadawców prywatnych nie może skupiać więcej niż 30 proc. ogólnej liczby widzów, a jeśli dodatkowo posiada prasę drukowaną, media internetowe czy stacje radiowe górną granicą jest 25 proc. – Nie rozróżniamy między niemieckim a zagranicznym kapitałem, limity są dla wszystkich te same – zaznacza Bernd Malzanini z Komisji ds. Koncentracji w Mediach (KEK), która sprawdza, czy firmy przez przyznanie koncesji lub kupno osiągną dominującą pozycję. Do tej pory dwa koncerny zbliżają się do tej górnej granicy: grupa RTL (ok. 23 proc. widzów) i ProSieben (ok. 19 proc.), ale KEK nie stwierdziła na razie zagrożenia dla różnorodności opinii.