1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemieccy bezrobotni uczą się pracować w Polsce

25 lipca 2011

W dolnośląskim Miliczu, 250 km od polsko-niemieckiej granicy młodzi, niemieccy bezrobotni uczą się pracy. Pielą chwasty, opiekują się starszymi. Kilku chętnie by zostało, kilku nie postawi już w Polsce nogi.

https://p.dw.com/p/1200p
Daniel Euber czuje się w Polsce wyśmienicie
Daniel Euber czuje się w Polsce wyśmienicieZdjęcie: DW

Ronny mieszka w Merseburgu, w Saksonii Anhalckiej. Ale to na co dzień. Chwilowo skrobie ziemniaki i marchewkę na Dolnym śląsku, w kuchni Powiatowego Centrum Edukacyjnego w Miliczu. „Czego się człowiek nie nauczył w domu, musi się uczyć w Polsce”, śmieje się.

Kilka pomieszczeń dalej Daniel, też z Merseburga, skończył właśnie malowanie pokoju, teraz sprząta narzędzia i czeka na szefa. Pracę przy remontach, na budowie lubi najbardziej: „Poprzednio siedziałem osiem tygodni przy komputerze, bez sensu”. Szef, Janusz Chilczuk, jest zadowolony z Daniela. „Miałem już kucharzy, którzy tynkowali. Jak się im pokaże, co mają robić, to robią”, stwierdza.

Zderzenie ze światem pracy

Pomoc kuchenna - Ronny Kaufmann
Pomoc kuchenna - Ronny KaufmannZdjęcie: DW

Ronny, Daniel i piątka ich kolegów i koleżanek są w Miliczu na czterotygodniowej praktyce w ramach projektu MIRIAM prowadzonego ze środków europejskiego programu "Integracja przez wymianę". Każdy z nich albo jeszcze nigdy nie pracował zawodowo, albo jest od lat bezrobotny. Niemal każdy ma za sobą przerwaną naukę jednego lub kilku zawodów, kursy dokształcające, kwalifikacyjne. Niemal nikt z nich nigdy nie wyjeżdżał poza rodzinne okolice. Pobyt zagranicą ma otworzyć im trochę oczy na świat, jednocześnie pomóc odnaleźć się na rynku pracy. To, że tym światem jest akurat Polska, dla Ronny'ego jest niespodzianką. Mógł też pojechać do Francji. „Dlaczego wybrałem Polskę? Sam nie wiem.”

Na drugim końcu miasta, w Domu Pomocy Społecznej, przyuczają się do zawodu opiekunki/opiekuna osób starszych Sandy, Alex, Mario i drugi Ronny. Mario dokładnie wie, dlaczego zdecydował się na Polskę a nie na Francję: „Bo bliżej”.

Cała grupa, 13 osób, przyjechała do Milicza na początku lipca. Po tygodniu szóstka spakowała manatki i na łeb na szyję opuściła Milicz. „Prawie 500 kilometrów od domu, 9 godzin podróży, do łóżka jak dzieci o godz. 22” - stwierdzili oburzeni – „Wszystko ma swoje granice, nawet szukanie pracy”.

Obecna grupa jest już w Miliczu szóstą z kolei. Ucieczka praktykantów zdarzyła się pierwszy raz.

Problemem nie jest Polska

Magdalena Mazik-Gorzelańczyk. Z tyłu drewniane chatki, dzieło niemieckich praktykantów
Magdalena Mazik-Gorzelańczyk. Z tyłu drewniane chatki, dzieło niemieckich praktykantówZdjęcie: DW

Przed przyjazdem cała trzynastka przeszła prowadzony przez Polki trzymiesięczny trening językowy i kulturowy. Wystarczyło, żeby nauczyć się podstawowych słów: "dzień dobry", "proszę", "przepraszam". Celem było jednak nie tyle nauczenie praktykantów języka, ile nastawienie ich na komunikację językową w Polsce i przygotowanie kulturowe. „Pamiętajmy, że to nie są studenci z Erasmusa, ani uczniowie z Sokratesa, tylko młodzi dorośli, ze swoimi problemami, z reguły słabo mobilni”, mówi Magdalena Mazik-Gorzelańczyk, prezes polskiego partnera projektu, wrocławskiej fundacji Faveo. I przyznaje, że przed przyjazdem pierwszej grupy największe obawy budziły nie tyle bariery językowe, ile mentalne. Jak się okazało, podstawowym problemem jest przywyknięcie wieloletnich bezrobotnych do rytmu pracy. Kwestia, czy szefem jest Polak, czy byłby nim Niemiec, nie odgrywa roli.

Tylko tu, w Polsce

Pracodawcy, wszystko instytucje komunalne, mimo bariery językowej, mimo, że praktykanci wykonują tylko najprostsze prace, są cierpliwi, wyrozumiali. Ronny, najmłodszy w grupie, zawsze ma przy sobie słownik. Zagląda w garnki i pyta. Jak nie wie, co powiedzieć, szuka i pokazuje nam słowa w słowniku. "Andrzej, nasz polski praktykant, mówi trochę po angielsku i po niemiecku, jakoś się dogadujemy, ale bariera językowa jest ogromna”, przyznaje szefowa kuchni, Magdalena Steinmetz. Mimo to „bawimy się tym językiem, wesoło jest”.

Danielowi jest łatwiej. Jego szef pracował 10 lat w Niemczech. Płynnie mówi po niemiecku. Może dlatego Daniel nie ma wątpliwośxi: „Gdyby była tu dla mnie praca, zostałbym. Ludzie są mili, dużych różnic nie widzę, najwyżej drobiazgi, później się kończy pracę, później jest obiad. A z językiem jakoś by było”.

Sandy, z zawodu kelnerka, mama czteroletniej córeczki przyucza się do zawodu opiekunki osób starszych. Chciała poznać coś innego, inne zwyczaje i podoba jej się. Porozumiewa się rękoma i nogami, ale pracowałaby chętnie w tym zawodzie. „Ale tylko tutaj w Polsce”, mówi z naciskiem.

Uwierzyć w siebie

Anna Milian, dyrektorka Domu Pomocy Społecznej, gdzie pracuje już czwarta grupa niemieckich praktykantów, pokazuje pamiątki, jakie po sobie zostawili. Zmajstrowany z pensjonariuszami Domu w ramach terapii barwny ptak, pocztówki z Merseburga. Jedna z poprzednich grup przygotowała przedstawienie o kruku z Merseburga, któryś z byłych praktykantów specjalnie przyjechał do Drezna, kiedy pracownicy Domu pojechali tam na wycieczkę zakładową. „Ich pobyt tutaj jest dla nas wyzwaniem, ale i satysfakcją. Bo widzimy, że oni pracując tu z nami zaczynają w siebie wierzyć. Nagle mają coś, czym mogą się wykazać, z czego mogą być dumni”.

Dyrektorka Domu Pomocy Społecznej w Miliczu, Anna Milian z pamiątkami po praktykantach
Dyrektorka Domu Pomocy Społecznej w Miliczu, Anna Milian z pamiątkami po praktykantachZdjęcie: DW

Też jeden z byłych praktykantów Domu, Frank, podczas pobytu w Miliczu nawiązał kontakt z placówką Czerwonego Krzyża. Teraz stara się w Niemczech o roczny wolontariat w Polsce, w PCK. Takich przykładów jest więcej.

Jak informuje szefowa MIRIAM, Barbara Salden, ze 111 młodych bezrobotnych, którzy wzięli do tej pory udział w projekcie, 10 znalazło w Niemczech pracę, 8 rozpoczęło naukę zawodu, 30 zaczęło kursy kwalifikacyjne oferowane przez agencję pracy w Merseburgu.


Obopólna korzyść

We wrześniu przyjedzie do Milicza siódma grupa praktykantów i następne w przyszłym roku. We Wrocławiu tymczasem rozpoczął się już kolejny projekt w kooperacji z niemiecką stroną, skoncentrowany tym razem na Polsce: Współpraca instytucjonalna na rzecz sukcesu młodzieży - dobre praktyki partnera niemieckiego”. Jak mówi prezes fundacji Faveo, Magdalena Mazik-Gorzelańczyk, chodzi o skorzystanie z wieloletnich, niemieckich doświadczeń i zbudowanie sieci współpracy lokalnych instytucji zajmujących się uaktywnieniem zawodowym młodych ludzi: „Kiedy rozmawiamy ze szkołami zawodowymi, te mówią – pracodawcy stawiają nam wymagania co do absolwentów, ale nie włączają się w ogóle w proces edukacji, nie udostępniają miejsc praktyk, nie doposażają sal. Pracodawcy z kolei – kończy taki młody człowiek szkołę, to rok muszę w niego inwestować, żeby był zdolny do pracy w mojej fimie. Często jest ten sam cel, ale brak spójności”.

Post Scriptum

Jedna z uciekinierów, Nadine, wróciła na drugi dzień do Milicza i do praktyki w przedszkolu. We Wrocławiu zabrakło jej pieniędzy na dalszą podróż do domu. Ale przede wszystkim, stwierdziła, ucieczka była błędem.

Elżbieta Stasik

red. odp.: Bartosz Dudek


Projekt „MIRIAM – wspieranie szans zawodowych i społecznych młodych ludzi” prowadzi QFC (Qualifizierungsförderwerk Chemie) w Halle, instytucja wywodząca się ze związków zawodowych branży chemicznej. W 2000 r. zaczęła przekwalifikowywać swoich pracowników na potrzeby rynku pracy. Od początku QFC intensywnie współpracował ze związkowcami w Polsce. W 2007 roku powołana została koordynująca projekt po polskiej stronie Fundacja Kształcenia Zawodowego i Międzykulturowego „Faveo” z siedzibą we Wrocławiu. Do projektu włączyła się też agencja pracy w Merseburgu. Młodzi bezrobotni mogą odbywać praktyki w Polsce lub w gospodarstwie ekologicznym we Francji. Udział jest dobrowolny.