1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: czołgi NATO zaszkodzą stosunkom z Moskwą

Dagmara Jakubczak1 kwietnia 2016

Amerykańskie czołgi lepiej wysłać do Syrii niż do litewskich lasów. Rosja może odebrać to jako prowokację.

https://p.dw.com/p/1INbv
Zdjęcie: picture alliance/dpa/M. Bielecki

Jak zauważa stołeczna "Die Welt": "Problem z Trumpem polega na tym, że jego wypowiedzi często zawierają ziarno prawdy. Także tym razem miał rację twierdząc, że europejscy sojusznicy USA z NATO są w dużym stopniu beneficjentami amerykańskich wydatków na obronę. Prawie żaden kraj europejski nie spełnia danego przyrzeczenia o inwestowaniu dwóch procent PKB na obronność. W roku 2015 USA pokryły 72 procent wydatków militarnych sojuszu NATO. Ta dysproporcja od lat jest krytykowana przez ekspertów. (…) W samym Sojuszu nie miała ona do tej pory żadnych konsekwencji politycznych. A teraz pojawił się Trump i pyta: a właściwie dlaczego tak ma być?".

Zdaniem "Neue Ruhr/Neue Rhein Zeitung" z Essen: "Rozmieszczenie (w Europie Wschodniej - red.) brygady pancernej z artylerią i innym ciężkim sprzętem do celów szkoleniowych sprawia wrażenie doraźnego rozwiązania, na które zdecydowano się w ostatniej chwili. Mimo to, taka decyzja obciąży dodatkowo i tak już napięte stosunki między Waszyngtonem i Moskwą, a pobrzękiwanie szabelką stanie się głośniejsze. Nie są to żadne korzystne widoki dla Niemiec. Kanclerz Merkel znajduje się między młotem a kowadłem. Chce złagodzić konflikt z Putinem mając na względzie europejskie interesy, ale nie może przy tym krytykować otwarcie tego gestu Waszyngtonu, postrzeganego w Moskwie jako prowokacja. Wygląda to na powrót pewnych przejawów zimnej wojny".

Regionalny dziennik "Straubinger Tagblatt/Landshuter Zeitung" pisze: "NATO ma oczywiście prawo i obowiązek bronić swoich członków. Nic jednak nie wskazuje w tej chwili na realne zagrożenie dla Sojuszu ze strony Rosji. A gdyby nawet faktycznie się pojawiło, 250 amerykańskich czołgów i 4,5 tys. żołnierzy w obliczu militarnych możliwości prezydenta Władimira Putina ma znaczenie czysto symboliczne. Moskwa w ciągu kilku dni może przerzucić na granicę z państwami NATO do 30 tys. żołnierzy. Zamiast powracać do dawnych wzorów i przenosić brygadę pancerną z jednego państwa członkowskiego NATO do drugiego, aby nie naruszać formalnie postanowień układu NATO-Rosja, należałoby bardziej intensywnie popracować nad ożywieniem wzajemnego dialogu, na przykład na forum Rady NATO-Rosja".

"Münchner Merkur" widzi to inaczej: "Ambasador Rosji przy NATO uważa przeniesienie jednej brygady pancernej USA na wschodnią flankę Sojuszu za «niczym nie uzasadnione». Po doświadczeniach zebranych w Gruzji, na Ukrainie i w Syrii można to jednak także ocenić inaczej. Nie sposób bowiem wymazać z pamięci mrocznego oświadczenia Putina, że gdyby tylko zechciał, «oddziały rosyjskie mogłyby w ciągu dwóch dni być nie tylko w Kijowie, ale także w Rydze, Wilnie, Tallinie, Warszawie lub Bukareszcie». Posunięcie Obamy zawiera w sobie potrójne przesłanie skierowane pod adresem wschodnioeuropejskich partnerów z NATO, Kremla i samych Amerykanów. Brzmi ono następująco: jest dużo lepiej, gdy polityka bezpieczeństwa USA znajduje się w rękach Demokratów niż Republikanów, których ważny kandydat na prezydenta właśnie prowadzi kampanię wyborczą domagając się w niej między innymi mniejszego zaangażowania USA w NATO".

"Volksstimme" z Magdeburga podkreśla: "Sojusz obiecał lepszą ochronę swym członkom graniczącym z Rosją. Teraz ta obietnica przybrała formę kompletnej brygady pancernej USA skierowanej do tego regionu, co budzi zachwyt na obszarze między Tallinem i Wilnem. Gdzie indziej jednak nie, ponieważ nie prowadzi to do odprężenia między NATO i Rosją, tylko powoduje nowe napięcia w stosunkach między nimi. Rosja ma o wiele większe problemy niż rzucać się na republiki bałtyckie albo nawet Polskę. Zaanektowanie Krymu i utrzymywanie prorosyjskiej administracji na wschodniej Ukrainie wymaga wiele wysiłku i jest nadzwyczaj kosztowne. Jeszcze większym obciążeniem dla Rosji borykającej się z kryzysem gospodarki jest obecność militarna Rosji w Syrii, gdzie, jak wiadomo, Rosjanie współpracują z Amerykanami. Syryjska pustynia byłaby o wiele lepszym terenem do użycia 250 amerykańskich czołgów w walce z bojówkami Państwa Islamskiego niż litewskie lasy".

opr. Dagmara Jakubczak