1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: Europa ma deficyty, a suwerenności można się zrzec

Malgorzata Matzke27 czerwca 2012

Czy Europejczycy ufają sobie w takim stopniu, że usprawiedliwiać to będzie współodpowiedzialność za obce długi i okrojenie narodowej suwerenności - pytają komentatorzy gazet.

https://p.dw.com/p/15LlS
Strasbourg, north eastern France, may 7th 2009. General views of the European Parliament in Strasbourg before the elections of the european deputies. Foto: THIERRY SUZAN/MAXPPP +++(c) dpa - Report+++
Straßburg Parlament EuropejskiZdjęcie: picture-alliance/dpa

"Europa ma deficyty - i to szczególnie natury legitymacyjnej - zaznacza Frankfurter Rundschau. Nie bez racji Bundestag w przypadku paktu fiskalnego i mechanizmu ESM wskazuje na swe prawo de decydowania w kwestiach budżetowych. Tym bardziej powinien on więc walczyć o to, by w przyszłości Parlament Europejski otrzymał rzeczywiste prawo do decyzji budżetowych i do kontroli. Suwerenności można się zrzec - jak udowadnia nie tylko niemiecka historia. Europa będzie musiała rosnąć wraz ze swymi kompetencjami - to zaczyna świtać także niektórym niemieckim politykom. Bundestag nie będzie nigdy tak słaby jak parlament landowy Kraju Saary (jeden z najmniejszych krajów związkowych RFN - przyp. red.). Ale w Brukseli będzie miał on może taki wpływ jak landtag Nadrenii Północnej-Westfalii".

"Czy w kryzysie eurostrefa skonsoliduje się bardziej w kierunku unii fiskalnej i wzajemnej współodpowiedzialności, i przeniesie narodowe kompetencje na płaszczyznę europejską? - pyta Handelsblatt. Układ o mechanizmie stabilizacyjnym ESM oscyluje jednak poniżej kwestii suwerenności. O ile do tej pory ESM niedoceniany jest w roli mechanizmu przeciwpożarowego, o tyle jego oddziaływanie na prawo Bundestagu do decyzji w kwestiach budżetowych jest przeceniane. Bowiem razem z układem o mechanizmie ESM Bundestag ma podjąć uchwałę w sprawie ustawy o jego finansowaniu. Ustawa ta przewiduje, że wymagana jest akceptacja Bundestagu we wszystkich zasadniczych kwestiach tego funduszu: podniesienia wkładu kapitałowego, nowych narzędzi i nowych promes pomocy i że decyzję w tej sprawie podjąć musi co najmniej komisja budżetowa, zanim niemiecki zarządca ESM - minister finansów czy jego zastępca - będzie miał prawo oddać swój głos w tej sprawie".

Die Welt zaznacza, że "Szefowie państw i rządów będą musieli się określić, podobnie jak kiedyś przyjdzie w tej sprawie także kolej na mieszkańców Europy. Będzie to dotyczyło kwestii, czy ufają sobie w takim stopniu, że usprawiedliwiać to będzie współodpowiedzialność za obce długi i okrojenie narodowej suwerenności. Trzeba już zaczerpnąć głęboko oddechu, by wyobrazić sobie powszechne poparcie takich kroków. Czy Europejczycy ufają sobie tak dalece, że wezmą na siebie nie tylko współodpowiedzialność, ale że poddadzą się też kontroli? Czy jeżeli kiedyś dojdzie do unii bankowej i niemieckie kasy oszczędnościowe będą musiały pokutować za błędy hiszpańskiej konkurencji, nie opadnie zapał do reform? Uczestnicy szczytu powini za wszelką cenę uniknąć tego, że najpierw plan taki uchwalą, by potem od niego stopniowo odchodzić. Zbyt często już tak postępowali i kończyło się na pustych słowach".

Frankfurter Allgemeine Zeitung kreśli konkretny wizerunek europejskiego ministra finansów: "Ma on nie tylko nadzorować, ale i kontrolować budżet. Jeżeli to miałoby się urzeczywistnić, to rozmar zadłużenia nie leżałby już w gestii samych państw. W świetle kryzysu zadłużenia, który już przez ponad dwa lata trzyma w napięciu polityków, obywateli i rynki, i który pomimo wszelkich działań wpędził w poważny kryzys egzystencjalny UE ( i światową gospodarkę), możliwe, że taka forma kontroli zadłużenia będzie nieunikniona. Faktycznie oznaczałaby ona jednak rezygnację z naarodowej autonomii budżetowej, a koronne prawo parlamentu zostałoby scedowane na brukselskie instancje. Czy tak więc ma wyglądać przyszłość, z jaką mieliby oswoić się także Niemcy: ciągłej dyscypliny budżetowej, skrępowanej sztywnymi brukselskimi ramami?"

Małgorzata Matzke

red.odp.: Bartosz Dudek