1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: "Jakie są faktyczne pobudki Kim Dzong Una"

Malgorzata Matzke2 kwietnia 2013

Niemiecka prasa o pogróżkach Korei Północnej i stanowisku USA w tym konflikcie.

https://p.dw.com/p/187oR
epa03644057 A picture released by the North Korean Central News Agency (KCNA) on 29 March 2013 shows North Korean leader Kim Jong-un convening an urgent operation meeting at 0:30 am on 29 March 2013 at an undisclosed location, in which he ordered strategic rocket forces to be on standby to strike US and South Korean targets at any time. Kim's order followed two US stealth bombers' first-ever drill over the Korean Peninsula the previous day. The North berated the drill as US hostility against it. EPA/KCNA SOUTH KOREA OUT NO SALES
Kim Dzong UnZdjęcie: picture-alliance/dpa

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" zastanawia się, "co mogło skłonić Koreę Północną do zainicjowania i rozgrzania konfliktu poprzez artykulację pogróżek, nieznających umiaru. Możliwego wyjaśnienia może dostarczyć posiedzenie Komitetu Centralnego koreańskich komunistów w miniony weekend. Delegaci uchwalili program, który zupełnie nie brzmi jak bezpośrednie przygotowanie do wojny. Mowa w nim o rozwoju gospodarki. W tym celu wybrano nowego premiera, który jednocześnie nagrodzony został miejscem w biurze politycznym, co w tym systemie daje mu dość dużo władzy. Jeżeli przyjąć, że wojsko rozumie te zmiany jako zagrożenia dla swej niekwestionowanej roli przywódczej, wtedy ta wojenna retoryka miałaby pewien sens".

"Maerkische Allgemeine" podejrzewa, że "Pjenjang chciałby bezpośrednich negocjacji z USA. To jest właściwym tłem tego pobrzękiwania szabelką. Z drugiej strony klucz do Korei Północnej leży w Chinach. Wielki brat, pomimo wszelkich rozdźwięków dostarcza tam żywności i pół miliona ton ropy rocznie. Pekin traktuje Koreę Płn. jako strefę zaporową, która zapobiega temu, by amerykańscy żołnierze znów nie stanęli, jak w 1950 roku na brzegu granicznej rzeki Jalu. Czyli Waszyngton musi zaproponować coś, co Pekinowi trudno będzie odrzucić - jak na przykład wsparcie chińskich żądań wobec wysp Senkaku, administrowanych przez Japonię".

"Maerkische Oderzeitung" uważa, że "można tylko spekulować co do faktycznych pobudek Kim Jong Una. Jego kraj jest co prawda wysoko uzbrojony, ale zacofany i wciąż grozi mu głód. Potrzebny jest tam postęp, którego jednak nie jest w stanie zainicjować reżim, jeżeli dalej będzie trwał w swym skostnieniu i paranoi. Ale od tego zależy przyszłość dotychczasowych struktur władzy. Spory co do tego są przypuszczalnie siłami napędzającymi aktualny konflikt: pogróżki na zewnątrz, aby utrzymać swą pozycję w wewnętrznej walce o władzę. Taka gra jest niebezpieczna, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak daleko będą gotowi posunąć się koreańscy gracze i czy nie ma wśród nich, takich, którzy liczą się nawet z wielkim upadkiem".

"Rhein-Zeitung" pisze: "Amerykanie i Koreańczycy powinni wreszcie podjąć bezpośredni dialog, jaki kandydat na prezydenta USA Obama zapowiadał już przed laty, kiedy wkraczał na wielką polityczną scenę. Wszystko inne wzmaga tylko paranoję odizolowanych od świata, wyobcowanych przywódców państwa w jakimś zakątku globu. Tylko przez presję nie da się skłonić Kim Dzong Una do rezygnacji z atomowych ambicji. Aby konflikt nie wymknął się spod kontroli, wkroczyć musi dyplomacja, by na drodze rozsądnej rozmowy zminimalizować ryzyko".

"Sueddeutsche Zeitung" uważa, że "Koreańskie manewry są tylko pretekstem, dobrą okazją dla Północy, by rozpocząć taniec św. Wita. Może dlatego byłoby rozsądniej zrezygnować raz z tych rytualnych ćwiczeń. Trenować można dziś w każdych warunkach - przede wszystkim na komputerze. A wojsko może ćwiczyć bez historycznych fanfar. Słuszne jest jednak, że Stany Zjednoczone w tak napiętej sytuacji wykazują swoją nieugiętość - i równie symbolicznie - wysyłają do Korei Południowej parę samolotów. Wszystko inne możnaby zinterpretować jako słabość i uległość".

Małgorzata Matzke

red.odp.: Elżbieta Stasik