1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: najgorszy z możliwych scenariuszy dla Włoch

Malgorzata Matzke26 lutego 2013

Po wyborach we Włoszech rysuje się patowa sytuacja, która nie wróży krajowi nic dobrego. Niektórzy komentatorzy są wręcz zdania, że szykuje się katastrofa.

https://p.dw.com/p/17lgz
The leader of the Italian center left Democratic Party (PD) Pier Luigi Bersani gestures on February 6, 2013 during a public debate with the healthcare personnel of the Forlanini hospital in Rome during a campaign for the upcoming general elections. AFP PHOTO / ANDREAS SOLARO (Photo credit should read ANDREAS SOLARO/AFP/Getty Images)
Pier Luigi BersaniZdjęcie: ANDREAS SOLARO/AFP/Getty Images

"Westdeutsche Allgemeine Zeitung" pisze: "To zakrawa na obłęd: lewicowa partia z byłym komunistą na czele zdaje się być zwycięzcą w wyborach we Włoszech - a w całej Europie giełdy nie posiadają się z radości z tego (rzekomego) zwycięstwa. Przy czym nie chodzi im tak bardzo o wynik wyborczy lewaka Bersaniego, co o nadzieję na to, że politycznego comebacku nie będzie świętował Silvio Berlusconi. Lecz nadzieja na proeuropejskie, politycznie i gospodarczo ustabilizowane Włochy może okazać się przedwczesna. Bo jeszcze do końca nie wiadomo, kto będzie odgrywał jaką rolę w obydwu izbach włoskiego parlamentu. Może dojść do paraliżującego patu albo chwiejnych większości, które mogą doprowadzić we włoskiej polityce do niezłego chaosu, a w jego centrum stanie Silvio Berlusconi".

"Tagesspiegel" zauważa: "Wybory ukazują, jak podatne są Włochy na populistyczne hasła. Udowadnia to bez mała 25 procent głosów oddanych na antypartyjne ugrupowanie komika Beppe Grillo, który zasłynął swymi niby-wybuchami wściekłości. A o 30 proc. głosów oddanych na Berlusconiego już w ogóle nie wspominając. Czyli ponad połowa włoskich wyborców dała złapać się na lep populistycznych przynęt i obiecanek. Jest to dość zastraszająca wizja, która nie wróży nic dobrego przyszłości Włoch. Włosi jeszcze się nie wyleczyli z Berlusconiego. Dla Europy oznacza to natomiast, że na marne poszło całe zaufanie międzynarodowej społeczności do kraju, któremu Mario Monti wbrew oporom zaordynował ostry kurs oszczędności po tym, jak Silvio Berlusconiego wysłano tam, gdzie pieprz rośnie ".

"Pozytywna wiadomość dla Włoch i UE brzmi: Berlusconi nie wygrał wyborów parlamentarnych. Negatywna wiadomość to natomiast to, że ich też nie przegrał" - pisze "Badische Zeitung". "Na horyzoncie rysuje się dla Włoch najgorszy ze wszystkich możliwych scenariuszy: sytuacja patowa. Berlusconiemu udało się tym samym osiągnąć swój cel: uniemożliwić rządy w kraju. Tylko wtedy, gdy Bersaniemu uda się mądrze skupić po swojej stronie wszystkie siły stojące w opozycji do Berlusconiego, Włochy mogły uniknąć kompletnego bezruchu. Konkretnie oznaczałoby to koalicję wielu bardzo różnych ugrupowań. Eksperyment taki spalił już na panewce w roku 2008 pod egidą Romana Prodiego".

"Czy Włosi oszaleli?" - pyta "Muenchner Merkur". "Prawie 50 proc. wyborców oddało swoje bezcenne glosy dwóm politycznym oszołomom, którzy mogą ściągnąć na nich nie lada katastrofę: strasznemu "Cavaliere" i wkurzonemu bez miary komikowi Beppe Grillo. To tak jakby poprosić o pomoc piromana, kiedy dom stoi w płomieniach, a zakręcić wodę wypróbowanemu strażakowi Mario Montiemu, któremu już prawie udało się opanować ogień. Tak wygląda gaszenie pożaru a la Bella Italia. Teraz krajowi temu grozi agonia. Jeżeli w Rzymie nie uda się sformować jakiejś zdolnej do rządów większości, to cały kurs kulejących reform przepadnie z kretesem".

"Kurs Montiego był dla wielu Włochów za ostry" - stwierdza "Hannoversche Allgemeine Zeitung". "Teraz znowu zatęsknili za odrobiną wygody i mniejszym wysiłkiem. Tak więc rozwiało się marzenie kanclerz Merkel o wielkim, historycznym zwrocie południa Europy w kierunku stabilizacji i polityki na serio. To, że początkowo na giełdach zapanowała euforia, kiedy okazało się, że Berlusconi nie będzie dominował w obydwu izbach parlamentu, ukazuje tylko godną pożałowania krótkowzroczność analityków uważających się za koryfeuszy. Wiele politycznych znaków na średnią metę wykazuje wyraźną tendencję w dół. Nie tak dawno Francois Hollande był w Grecji i nikt nie wie dokładnie, o czym tam poszeptywano. Może Paryż i Ateny chcą wkrótce ukręcić głowę niemieckiej dominacji w unijnej polityce finansowej? Czy może rodzą się już spekulacje, że ktoś inny zmieni Angelę Merkel we wrześniu?"

Małgorzata Matzke

red.odp.: Bartosz Dudek