1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa o zajściach w Warszawie z udziałem niemieckich antyfaszystów

14 listopada 2011

Niemiecka prasa relacjonuje ze swego punktu widzenia przebieg zamieszek i interwencję policji wobec niemieckich uczestników zajść w Święto Niepodległości. Pisze też o "ryzykownym porównaniu Jarosława Kaczyńskiego".

https://p.dw.com/p/13AQr
Zdjęcie: Foto: picture-alliance/dpa

O warszawskich zamieszkach donosi w poniedziałek większość niemieckich gazet. Wyczerpujące relacje ukazały się m.in. na łamach Mitteldeutsche Zeitung Halle, Ruhrnachrichten, Offenbach Post, Junge Welt, Naumburger Tageblatt, Landeszeitung Lüneburger Heide i innych.

Wyjątkowo obszerną relację Gabrieli Lesser z Warszawy publikuje lewicowy berliński dziennik Tageszeitung pisząc o płonących wozach policyjnych, gazie łzawiącym i armatkach wodnych. "Takich ulicznych walk stolica Polski nie widziała już dawno. W Dniu Niepodległości 11 listopada prawie siedem tysięcy, w większości skrajnie prawicowych, demonstrantów i chuliganów z całej Polski przybyło do Warszawy. Przeciwstawiło się im prawie dwa tysiące, w większości lewicowo-liberalnych i lewicowych demonstrantów. Wśród nich także "autonomiczna lewica" z Niemiec.

Jak pisze korespondentka "Ten 'czarny blok' został natychmiast postrzeżony przez polskie mass media jako "ognisko zapalne", zanim następnego dnia rano nie okazało się, że policja zatrzymała 90 niemieckich lewaków zanim jeszcze w ogóle demonstracje zaczęły się na dobre.

"Od samego początku współpracowaliśmy z niemiecką policją" - zaznaczył polski minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller w wywiadzie dla stacji TVN. Niemiecka policja przejęła obserwację autokarów aż do granicy, zatrzymała je i skontrolowała, czy nikt nie ma broni. Ponieważ nic nie znaleziono, autokary wiozące Niemców mogły jechać do Warszawy.

Ale Niemcy nie zdołali demonstrować, bo tuż po tym, jak jeden z nich opluł Polaka przebranego w strój z epoki napoleońskiej, przez co doszło do rękoczynów, do akcji wkroczyła policja, zatrzymując cały "czarny blok".

Być może temu czy owemu udało się uciec i rzucić kilka kamieni, czy odpalić jakąś czerwoną racę – pisze warszawska korespondentka TAZ. Ale podczas gdy w centrum Warszawy płonęły samochody i policjanci zmagali się z gradem kamieni i butelek, większość demonstrantów z Niemiec siedziała w areszcie.

Nawet kiedy te fakty były już znane, przywódca opozycji Jarosław Kaczyński nie cofnął poważnych zarzutów, jakie wysuwał poprzedniego dnia. "W Dniu Niepodległości Niemcy bili Polaków tylko dlatego, że nosili jakieś oznaki narodowe. W wypadku Niemców chodziło o bardzo specyficzny typ Niemców" stwierdził Kaczyński. "Sądzę, że podobny typ ludzi stworzył aparat, który pozwolił Hitlerowi dokonać ogromnych zbrodni."

Jak zaznacza Gabriele Lesser, Kaczyńskiego nie interesowało to, że niemieccy lewacy z Ruchu Antyfaszystowskiego chcieli protestować przeciwko prawicowcom. Większość zatrzymanych Niemców jest znów na wolnej stopie. "Rzeczywistymi sprawcami zamieszek byli polscy skrajni prawicowcy i chuligani."

Także Spiegel Online poświęca temu tematowi wyczerpujący materiał, zaznaczając, że "Przywódca opozycji Jarosław Kaczyński dokonał bardzo ryzykownego porównania".

"Niemieccy autonomiści i polscy skini w trakcie dwóch demonstracji dokonali w Warszawie ogromnych spustoszeń. (...) W Dniu Niepodległości podczas starć z policją z prawicowo-nacjonalistycznymi demonstrantami oraz uczestnikami lewicowej antydemonstracji w piątek zatrzymanych zostało 210 osób. (...)

Przedstawiciel niemieckiej organizacji antyfaszystowskiej w niedzielę odrzucił zarzut, jakoby to niemieccy demonstranci byli współodpowiedzialni za eskalację wydarzeń. Niemiecka grupa była od momentu przekroczenia granicy pod obserwacją polskich sił bezpieczeństwa - jak podaje PAP cytując rzecznika niemieckiej grupy. Niemcy zostali w Warszawie zatrzymani już w godzinach południowych. Zamieszki i rozbój zaczęły się dopiero po południu."

Korespondent Europe Online Magazin zaznacza, że zamieszki z udziałem niemieckich lewaków w Polsce mogą mieć nie tylko konsekwencje prawne. W Polsce rozgorzała także debata wokół dość liberalnej polskiej ustawy o prawie do demonstracji.

"Do tej pory zamieszki w Dniu Niepodległości nie były nigdy tak poważne i nie uczestniczyło w nich tak wielu cudzoziemców. Jeszcze w piątek prezydent Komorowski zasygnalizował zmiany w ustawie o prawie do demonstracji, aby w przyszłości do odpowiedzialności mogli zostać pociągnięci także organizatorzy manifestacji.(...) Przedstawiciele wszystkich politycznych ugrupowań w Polsce mieli mało zrozumienia dla turystów-chuliganów, którzy specjalnie przyjechali z tej okazji do Polski. Premier Tusk określił ich mianem 'importowanych bojówek'".

Małgorzata Matzke

red.odp. Bartosz Dudek