1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Prasa: po Hesji era Merkel może szybko się skończyć

27 października 2018

Niemieckie gazety zastanawiają się nad znaczeniem niedzielnych wyborów do heskiego landtagu dla rządu wielkiej koalicji kanclerz Merkel.

https://p.dw.com/p/37GFO
Kanclerz Merkel i premier Hesji Bouffier na spotkaniu z wyborcami
Kanclerz Merkel i premier Hesji Bouffier na spotkaniu z wyborcamiZdjęcie: REUTERS

Jak zauważa "Mannheimer Morgen":

"Jaka koalicja wyłoni się z tych wyborów to, w obliczu skąpych i niejednoznacznych wyników sondaży, jest sprawą bardziej otwartą niż kiedykolwiek przedtem. Hesja zawsze była swoistym laboratorium politycznym, w związku z czym możemy liczyć się z całkiem nową konstelacją władzy w tym landzie. Niewykluczone, że w Hesji możliwa okaże się tak zwana koalicja jamajska, która nie zdała egzaminu na płaszczyźnie federalnej; równie dobrze może to być koalicja złożona z partii Zielonych, SPD i Lewicy w takiej, czy innej kolejności. W zasadzie wszystko jest możliwe. Trzeba tylko mieć stale na uwadze, że w tych wyborach nie chodzi o ocenę polityki uprawianej w dalekim Berlinie".

Nieco inaczej widzi to dziennik "Volksstimme" z Magdeburga:

"Wielka koalicja zapowiedziała, że po letnich przepychankach z CSU powróci do codziennej pracy. To się zgadza. Od poniedziałku będzie musiała powrócić do pracy, tylko może w inny sposób, niż to sobie w tej chwili wyobraża. Jeśli wyniki wyborów w Hesji okażą się zgodne z sondażami, to w obrębie partii rządzących dojdzie do otwartej walki o władzę. W CDU Angela Merkel sama zainicjowała dyskusję w sprawie swojego następcy lub następczyni, co natychmiast zmobilizowało do starań o przejęcie po niej schedy przez Annegret Kramp-Karrenbauer i Armina Lascheta. Przewodniczący CSU Horst Seehofer już się praktycznie nie liczy. W SPD nasilają się żądania o zwołanie nadzwyczajnego zjazdu tej partii, na którym może dojść do rozprawy ze zwolennikami utrzymania wielkiej koalicji z CDU i CSU, która obniża notowania socjaldemokratów wśród wyborców. Kłopot w tym, że z Andreą Nahles na czele SPD zmiana kursu nie wydaje się możliwa. Krótko mówiąc, jeśli po wyborach w Hesji dojdzie do rozpadu wielkiej koalicji, to w następnych wyborach wymienione wyżej partie prowadzić będą do boju nowi ludzie".

Tego samego zdania jest "Landeszeitung" z Lüneburga:

"Jeśli w niedzielę w Wiesbaden dojdzie to politycznego trzęsienia ziemi, to jego skutki będą wyczuwalne także w Berlinie. Mówiąc najkrócej: jeśli Bouffier utrzyma się stanowisku premiera Hesji, to na zjeździe CDU w grudniu Merkel będzie mogła liczyć na zatwierdzenie jej jako przewodniczącej partii, a jeśli Bouffier przegra wybory, to era Merkel znacznie szybciej się zakończy".

Komentator "Die Welt" z Berlina pisze:

"Porównania mogą być czasem błędne, ale czasem mogą się też okazać przydatne. Można na przykład porównać końcowy okres rządów kanclerza Gerharda Schrödera do obecnej fazy rządów Angeli Merkel, w której przeżywa zmierzch władzy. Wprowadzony przez Schrödera program zmian gospodarczych pod nazwą Agenda 2010 podzielił Niemców i partię SPD, spowodował spadek jego autorytetu wśród socjaldemokratów i wywołał niepokój wśród ludzi, lękających się utraty pracy. Tym, czym dla Schrödera była Agenda 2010, dla Merkel okazała się jej polityka imigracyjna wrowadzona w 2015 roku. O politycznym losie Schrödera zadecydowały wybory do landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii, o losach Merkel mogą przesądzić wyniki wyborów regionalnych w Hesji. Przede wszystkim dlatego, że prawie trzy czwarte wyborców mówi, że największy wpływ na to, na kogo zagłosują w niedzielę, będzie miała polityka rządu wielkiej koalicji, a nie polityka landowa".

Kropkę nad i stawia "Rhein-Neckar-Zeitung" z Heidelbergu:

"Zarówno wyniki sondaży, jak i to co się dzieje w różnych krajach związkowych, potwierdzają trend do rozpadu dotychczasowych konstelacji politycznych i ten trend da o sobie znać któregoś dnia także na płaszczyźnie federacji. Wyborcy w zasadzie nie tolerują już partii masowych i zmuszają je do zawiązywania coraz bardziej egzotycznych koalicji. Z jednej strony prowadzi to do tego, że wyniki wyborów stają się coraz ciekawsze, z drugiej jednak nie pozwalają de facto partiom rządzącym realizować programów politycznych. Korzystają na tym różne ugrupowania populistyczne, które - jak we Włoszech czy w Austrii - dochodzą do władzy dzięki swej antydemokratycznej retoryce. Takiemu rozwojowi sytuacji można jednak zapobiec w prosty sposób - wystarczy pójść na wybory".