1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: Salto w tył, czyli UE powraca do atomu

Dagmara Jakubczak18 maja 2016

Pomysł Komisji Europejskiej, by w europejskich domach pojawiły się mini reaktory, wywołała oburzenie komentatorów. Nie podoba im się też decyzja, by Wspólnota wspierała elektrownie jądrowe.

https://p.dw.com/p/1IpWY
Frankreich Atomkraftwerk Fessenheim
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/P. Seeger

Stołeczny dziennik "Die Welt" zauważa: "Niemcy prowadzą całkowicie odmienną politykę energetyczną niż reszta Europy. Także we Francji stare reaktory atomowe zastępuje się nowymi. W Polsce, na Węgrzech, Litwie i w Czechach nowe projekty budowy elektrowni atomowych odłożono chwilowo na półkę z uwagi na niekorzystne otoczenie rynkowe. Teraz Bruksela, działając pewnie w interesie i na zlecenie tych państw, poprzez subwencje zamierza uczynić energetykę jądrową ponownie dochodową. Już choćby z tego powodu, że ta forma legalnych dopłat poważnie zmieni obecne ceny na prąd, Niemcy powinny się im sprzeciwić. Z drugiej strony, ten nowy program rozwijania energetyki jądrowej dowodzi bezradności w łonie samej Komisji Europejskiej wobec nasilających się pytań co do jej polityki klimatycznej. Sumy przewidziane na ograniczenie emisji CO2, aby ludzkość mogła ograniczyć ocieplenie klimatu o założone 1,5 stopnia Celsjusza, zostały już wykorzystane”.

Podobnie widzi to regionalny dziennik "Landeszeitung" z Lüneburga: "Niemiecki zegar atomowy tyka trochę inaczej niż w pozostałej części Europy. Gdy w Niemczech przestawiono zwrotnice na wycofanie się z potencjalnie nadzwyczaj ryzykownej energetyki jądrowej w ramach programu transformacji energetycznej, realizowanego z dużym trudem choć w miarę pomyślnie, w sąsiadujących z Niemcami państwach ta technologia jest nadal rozwijana, bo prąd z atomu jest podobno bezpieczny i tani. Nic na to nie można poradzić, bo każdy kraj członkowski UE sam decyduje o swojej polityce energetycznej. Można za to, a nawet trzeba, będzie zaprotestować, gdyby okazało się, że nowe reaktory atomowe będą subwencjonowane przez UE. W unijnym skarbcu w Brukseli spoczywa naprawdę dużo niemieckich pieniędzy. UE obawia się jej energetycznego uzależnienia od Rosji z jednej strony, i kłopotów z realizacją celów w ochronie klimatu z drugiej. To akurat można zrozumieć, ale sposób, w jaki do tego podchodzi, jest z gruntu błędny. Zamiast nastawiać się na utrzymanie przez Europę przewagi w rozwijaniu technologii związanych z energią jądrową, UE powinna zatroszczyć się o zapewnienie Europie przewagi technicznej i technologicznej w wykorzystywaniu źródeł energii odnawialnej”.

Ukazująca się w Magdeburgu gazeta "Volksstimme" pisze: "Także w przyszłości Unia Europejska dopuszcza wykorzystywanie energii atomowej w jej państwach członkowskich. Tak można oddać najkrócej sens jej przyszłej polityki energetycznej. Opiera się ona na trzeźwej ocenie realiów, bowiem w większości krajów unijnych sektor energetyki jądrowej albo ma zostać rozbudowany, albo przynajmniej utrzymany na obecnym poziomie. W Niemczech budzi to oburzenie, albo, w najlepszym razie, spotyka się z niezrozumieniem po tym jak po katastrofie w elektrowni atomowej Fukushima I w 2011 roku przerażona nią kanclerz Merkel zarządziła całkowite wycofanie się Niemiec z energetyki atomowej. Ma to nastąpić do roku 2022 i jest realizowane z ogromnym trudem. Ale nawet wtedy, gdy ostatni niemiecki reaktor zostanie oddany na pastwę buldożerów, Niemcy niewiele zyskają na bezpieczeństwie, bo wszędzie w pobliżu ich granic stoją czynne reaktory dziarsko produkujące prąd. No, chyba, że akurat któryś z nich został właśnie wyłączony z sieci wskutek kolejnej awarii. Cóż z tego, że Niemcy zerwały z energią atomową, skoro związane z nią zagrożenia nadal importują, kupując tani prąd z zagranicznych elektrowni jądrowych?”.

"Allgemeine Zeitung" z Moguncji ironizuje: "Komisja Europejska twierdzi, że można skonstruować miniaturowe elektrownie atomowe, które można wykorzystać zawsze i wszędzie. Gdybyśmy chcieli zdobyć się na cynizm, moglibyśmy skonstatować od razu: ach, jak przyjemnie! A odpady radioaktywne z tych malutkich i milutkich zarazem elektrowni będą równie nieszkodliwe jak malutka katastrofa w postaci stopienia się rdzenia, a może raczej rdzenika ich reaktora; to jest - reaktorka? W końcu od katastrofy atomowej w Czarnobylu minęło już 30 lat i najwyższa pora zapomnieć o tym jakże niemiłym epizodzie, czyż nie? Fantastyczne wizje rozsiewane przez eurostrategów z KE padają w wielu miejscach na podatny grunt. Z prostego powodu: energetyka jądrowa to fantastyczny biznes. Dla koncernów energetycznych to kura znosząca złote jajka. Szkoda tylko, że czasem zdarza się jej znieść jajeczko cokolwiek nieświeże“.

Inny dziennik regionalny, "Heilbronner Stimme", konkluduje: "Niektóre państwa unijne, a w nich stratedzy odpowiedzialni za ich politykę energetyczną, w dalszym ciągu wierzą, że energetyka jądrowa ma przed sobą przyszłość. Ot, choćby w postaci budowy miniaturowych, przenośnych reaktorów. Kto wie, może okażą się tak małe, bezpieczne i mobilne, że będą się nadawać także do użytku domowego? A co z utylizacją produkowanych przez nie odpadów radioaktywnych? Czy to także wliczono w cenę tych urządzeń? Żarty na bok. Chodzi o grube miliardy euro w postaci unijnych subwencji. A w nich kryją się też pieniądze niemieckich podatników odprowadzane do unijnej kasy. Pieniądze, które można przeznaczyć na realizację niemieckiego programu transformacji energetycznej. A może to błąd, może powinniśmy je wydać na budowę nowych francuskich albo brytyjskich elektrowni atomowych i umacniania atomowego lobby w tych dwóch krajach?”.

opr. Dagmara Jakubczak