1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: Turcja nie potrafi chronić swoich obywateli

2 stycznia 2017

Komentatorów poniedziałkowych (2.01.2017) wydań niemieckich gazet zajmuje zamach w noc sylwestrową na klub nocny Reina w Stambule.

https://p.dw.com/p/2V7Zq
Türkei Istanbul - Sanitäter transportieren verletzte nach Angriff auf Nachtclub
Zdjęcie: Reuters/Stringer

Opiniotwórcza „Frankfurter Algemeine Zeitung”stwierdza:

„Turcja nie jest jedynym krajem zagrożonym przez islamski terror. Ale żaden z krajów nie jest obecnie w takim stopniu dotknięty terrorem PI oraz kurdyjskich ekstremistów jak Turcja. Prezydent Erdogan ma rację twierdząc, że zamachów tych nie można rozpatrywać w oderwaniu od wydarzeń, jakie mają miejsce w tym regionie. Na początku rządów Erdogana w Turcji nie było terroru. Ale potem poprowadził on kraj na trzy wojny: do Syrii, do Iraku i na wojnę we własnym kraju przeciwko Kurdom. A to przerosło Turcję. Bowiem terror ma związek z tym, co dzieje się w tym kraju. Jest on również następstwem polityki przywódców w Ankarze”.

„Straubinger Tagblatt/Landshuter Zeitung”pisze: „Chcieli beztrosko przywitać Nowy Rok, na chwilę zapomnieć o troskach, które zajmują obecnie tak wielu ludzi w Turcji. Zamiast tego kilkadziesiąt z nich zostało brutalnie zabitych podczas zamachu w Stambule. Wielu zostało ciężko rannych. Wydaje się, że terror w dramatyczny sposób potwierdza to, na co wskazał prezydent Recep Tayyip Erdogan w swoim srogim noworocznym orędziu mówiąc, że Turcja znajduje się w stanie „nowej wojny o niepodległość”. Odrażające czyny takie, jak ten w noc sylwestrową w Stambule potwierdzają słuszność przekonania wielu Turków, że tylko silny przywódca na czele państwa może podjąć wojnę z terrorystami”.

„Neue Osnabrücker Zeitung” konstatuje: „Terror bez końca. Jeszcze rok 2017 na dobre się nie zaczął, a już jedno jest pewne: można pogrzebać nadzieję na pokojowy nowy rok, co najmniej w Turcji, która jest nieprzerwanie atakowana przez kurdyjskich terrorystów oraz dżihadystów tzw. Państwa Islamskiego. Jednak nikt nie ma złudzeń, że tylko dlatego, iż gdzie indziej panuje pokój, istnieje powód do odwołania alarmu. Do zamachu takiego jak w Stambule mogłoby dojść równie dobrze w Paryżu, Brukseli, Londynie, Madrycie lub w Berlinie. Gdyż nienawiść dżihadystów nie zna granic. A masowa interwencja policji, jak w dzień sylwestrowy w Stambule, nie daje gwarancji, że nie dojdzie ponownie do masakry niewinnych ludzi. Ryzyko to można w najlepszym razie nieco ograniczyć, ale nie da się go w pełni wykluczyć”. 

 „Turcja nie potrafi chronić swoich obywateli – zauważa „Suedwest Presse” z Ulm. „Przerażone europejskie stolice z niedowierzaniem śledzą, jak prosperujący kiedyś partner w ciągu niewielu lat się zmierza do samounicestwienia. Po nieudanym puczu Erdogan zaczął drastycznie niszczyć własny aparat bezpieczeństwa. Zwolnionych zostało 120 tys. żołnierzy, funkcjonariuszy i urzędników. 40 tys. siedzi za kratami i nie ma widoków na położenie kresu temu szaleństwu. Aby zaspokoić swoje pragnienie władzy, Erdogan stawia całe państwo na głowie. Nic dziwnego, że coraz bardziej chwieje się ono w posadach. Tyle, że cenę za to płacą mieszkańcy oraz turyści, tak jak teraz w Stambule”.

„Mannheimer Morgen” komentuje: „Turecki rząd oraz wszechmocny prezydent Recep Tayyip Erdogan reagowali dotąd na zamachy wielkimi gestami i zapowiedziami. Pojęcie „odwet” jest w ciągłym użyciu. (…).Reakcje na liczne zamachy ograniczają się do werbalnych deklaracji i nie przynoszą wymiernych sukcesów. Wprawdzie Erdogan posiada nadal duże poparcie w społeczeństwie. Turecka gospodarka traci jednak na rozmachu, słabnie waluta, rośnie inflacja oraz ceny i ludzie to widzą. Dlatego, być może, by nie zagrażać swojej władzy, Erdogan zadeklaruje szybciej niż się oczekuje gotowość współpracy z Europą i swoimi partnerami”.

Opr. Alexandra Jarecka