1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Wizyta Kerry ‘ego w Bagdadzie jest dyplomatyczną mission impossible”

Andrzej Pawlak24 czerwca 2014

Kerry wzywa w Iraku do reform i podziału władzy, ale czy to wystarczy do powstrzymania islamistów?

https://p.dw.com/p/1COeK
John Kerry (z lewej) i Nuri al-Maliki w Bagdadzie 23.06.2014Zdjęcie: Brendan Smialowski/AFP/Getty Images

"Schwabische Zeitung" z Ratyzbony zauważa:

"Irak wrze. Jeśli się rozpadnie, może postawić w ogniu cały Bliski Wschód, co przekreśli nie tylko ogromne wysiłki na rzecz jego odbudowy gospodarczej, ale także uruchomi prawdziwą lawinę uchodźców. Saddam Husajn uzasadniał swoje dyktatorskie rządy tym, że tylko siłą można ukształtować w Iraku naród, porównywalny z innymi. Ofensywa dżihadystów z ISIL zdaje się pozornie świadczyć na korzyść tej opinii. Ale prawda jest taka, że Irak nie miał nigdy dość czasu, aby wykorzystać szansę stworzoną mu po drugiej wojnie w Zatoce Perskiej w roku 2003. Głównym celem amerykańskiej interwencji zbrojnej było wtedy obalenie dyktatury Husajna i zapewnienie 30 milionom Irakijczyków dobrodziejstw demokracji. Ale ta demokracja po amerykańsku przyniosła im jedynie krwawy odwet uciskanych wcześniej sunnitów. Irak się rozpada i stanowi zagrożenie dla całego regionu, aż po Iran".

"Straubinger Tagblatt/Landshuter Zeitung" pisze o roli USA w kryzysie irackim:

"Waszyngton nie jest bez winy za obecną sytuację w Iraku. Przez długie siedem lat Amerykanie popierali rządy premiera al-Malikiego. Jeśli teraz prezydent Obama odejdzie od taktyki trzymania się z boku i wyśle wojska do walki z dżihadystami z ISIL, to sytuacja w całym regionie skomplikuje się jeszcze bardziej. Co więcej, przysporzy mu to problemów u siebie w kraju, bo taka decyzja będzie dowodem załamania się jego polityki zagranicznej. Obama sam się wpędził w tarapaty, bo zbyt pospiesznie zdecydował się na wycofanie wojsk amerykańskich z Iraku. W rezultacie zarówno on sam, jak i jego naczelny dyplomata Kerry, sprawiają teraz wrażenie bezradnych i zagubionych".

Myśl tę rozwija komentator "Nürnberger Zeitung":

"Trzy lata temu rząd szyickiego premiera Nuriego al-Malikiego nie mógł się doczekać wyjścia nielubianych Amerykanów z Iraku. Teraz al-Maliki prosi byłe mocarstwo okupacyjne o pomoc w powstrzymaniu ofensywy sunnickich dżihadystów z ISIL. Sekretarz stanu John Kerry, który niespodziewanie odwiedził Bagdad, jest jednak jak najdalszy od tego, aby spełnić tę prośbę. Al- Malikiemu udało się bowiem nie tylko skłócić dodatkowo ze sobą sunnitów i Kurdów, ale także zrazić do siebie część szyitów. Skutkiem takiej polityki może być teraz nie tylko odłączenie się od Iraku Kurdystanu i powstanie samodzielnego państwa sunnickiego, ale jego rozpad na cztery części: kurdyjską, sunnicką, szyicką i alawicką".

Zdaniem "Frankfurter Rundschau":

"Irakowi byłoby łatwiej bez al-Malikiego. Tak uważa sią także w Waszyngtonie. Ale szyicki szef rządu nie robi niczego, co mogłoby świadczyć o jego woli ustąpienia z urzędu. Kerry z kolei nie ma niczego, co mogłoby go do tego zmusić i dlatego w ogóle tego nie żąda. Szef amerykańskiej dyplomacji znalazł się w Bagdadzie w roli ogrodnika, który musi spytać żabę, czy ona też uważa, że osuszenie stawu, w którym żyje, byłoby właściwym posunięciem. Jego wizyta w Bagdadzie jest przykładem dyplomatycznej mission impossible".

Kropkę nad „i” stawia "Badische Zeitung":

"To próba ratowania tego, co jeszcze da się uratować. Podczas wizyty w Bagdadzie amerykański sekretarz stanu John Kerry zażądał od premiera Nuriego al-Malikiego utworzenia rządu jedności narodowej, w którym znajdą się także przedstawiciele sunnickiej mniejszości, a ona sama zyska więcej praw. Ale reakcja al-Malikiego dowodzi, że nic z tego nie zrozumiał. Odmówił ustąpienia ze stanowiska co, jak można sądzić, byłoby w tej chwili jedynym sposobem uratowania jedności kraju".

oprac.: Andrzej Pawlak