1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Odgradzanie się, tylko nakręca interes handlarzom ludźmi”

David Ehl
25 kwietnia 2019

Co trzeci uchodźca na świecie żyje w Afryce. Podczas gdy Europa stawia na odgradzanie, sieci przemytników działają coraz profesjonalniej – mówi Jan-Philipp Scholz.

https://p.dw.com/p/3HRqx
Kongo: Migranten wurden aus Angola vertrieben
Zdjęcie: Reuters/Staff

Słysząc o migracji z Afryki, większości Europejczyków w pierwszej kolejności przychodzą na myśl ludzie próbujący pokonać Morze Śródziemne na przepełnionych kutrach czy pontonach. Rzadko myśli się o tym, że zazwyczaj mają oni za sobą inną, bardzo długą i niebezpieczną podróż. Jan-Philipp Scholz, nigeryjski korespondent DW, długo zajmował się skomplikowanymi strukturami przemytu ludzi istniejącymi w Afryce. Teraz opisał je w książce „Handel ludźmi, biznes migracyjny i współczesne niewolnictwo”.

Deutsche Welle: Przez lata zajmował się Pan migracją w Afryce. Jakie można było zaobserwować w tym czasie procesy?

Jan-Philipp Scholz: Zarówno sieci przemytników jak i handlarzy ludźmi wyraźnie się sprofesjonalizowały. Jeszcze kilka lat temu działali głównie przemytnicy z doskoku, którzy tylko dorabiali sobie w ten sposób, często mieli nawet inne zajęcie. Ale teraz coraz wyraźniej widać, że wraz z rosnącymi dochodami, jakie potrafi wygenerować ta branża, rośnie też poziom profesjonalizacji grup przemytniczych.

Czy przemycanie ludzi, które stało się bardziej lukratywne, stało się przez to także bardziej bezwzględne?

Wyzyskiwanie migrantów przybrało na sile w ostatnich latach, głównie w typowo tranzytowych krajach jak Mali, Libia czy Niger. Powstały tam struktury, których założeniem biznesowym jest wykorzystywanie migrantów, czy to poprzez niewolnicze warunki, czy wymuszenia okupów.

W swojej książce wspomina Pan o nigeryjskiej organizacji mafijnej „Czarny Topór". Czym ona jest?

Organizacja „Czarny Topór” była początkowo korporacją studencką działającą na uniwersytetach w Nigerii. Stała się jednak siecią zorganizowanych grup przestępczych zajmujących się także handlem ludźmi. „Czarny Topór” zwiększył w ubiegłych latach swoje wpływy głównie na południu Europy. Organizacja zaczęła nawet współpracować z mafią Cosa Nostra, aby podzielić się niewolniczą prostytucją we Włoszech. Pojawiają się też pierwsze informacje o rosnących wpływach tej organizacji w innych krajach europejskich, od Włoch po Niemcy.

Kluczowe znaczenie dla migracji w basenie Morza Śródziemnego ma Libia. Generał Haftar próbuje właśnie siłą przejąć kontrolę na Trypolisem. Co oznacza to dla Libii, uchodzącej za centrum migracji do Europy?

Po upadku Kadafiego w 2011 roku okazało się, że organizacje przemytnicze zdecydowanie skorzystały na rozpadzie państwowej struktury. Każda strefa wyjęta spod prawa jest od razu wykorzystywana, nie tylko w Libii, ale także w innych krajach tranzytowych. Bardzo trudno jest obecnie o prognozę, jak rozwinie się sytuacja migracyjna w Libii.

Wspominał Pan, że organizacje przestępcze mają swoich ludzi w Europie oraz innych krajach tranzytowych na północy Afryki. Czy władze tych krajów albo społeczność międzynarodowa podejmują jakieś kroki, aby walczyć z nieludzkimi praktykami przemytników?

Trudno tu o ogólną ocenę. Oczywiście Europa stara się intensywnie współpracować z krajami tranzytowymi, tak aby te zwalczały organizacje przemytnicze, ale też – w konsekwencji – aby powstrzymany został ruch migracyjny. Niektóre kraje jak Niger, współpracują z Europą o wiele ściślej. Ale są też kraje takie jak Mali, gdzie zwłaszcza na północy praktycznie nie ma żadnych struktur państwowych.

Kobiety z Nigerii często zmuszane są do prostytucji we Włoszech
Kobiety z Nigerii często zmuszane są do prostytucji we WłoszechZdjęcie: picture-alliance/ROPI

A na ile zdają się europejskie wysiłki zmierzające do tego, aby zatrzymać ruchy migracyjne jeszcze w krajach pochodzenia?

Założenie, że należy poprawić warunki życia tam, na miejscu, jest słuszne. Ale często jest to działanie symboliczne, tylko po to, żeby pokazać, że coś się robi. Potrzebna jest zmiana na innym poziomie. Europa musi zmienić choćby politykę handlową czy subwencjonowanie swojego rolnictwa. Sama pomoc rozwojowa nie wystarczy.

Ruchy migracyjne z Afryki do Europy to – jak Pan pisze – czubek góry lodowej. Jak duże są te ruchy w samej Afryce?

Jan-Philipp Scholz
Jan-Philipp Scholz

Największy dramat uchodźczo-migracyjny rozgrywa się wewnątrz kontynentu, a nie na szlaku z Afryki do Europy. Wiele osób, uciekających głównie przed wojną i głodem, nie ma pieniędzy, aby wykupić sobie przeprawę do Europy. Często są oni tak zwanymi uchodźcami wewnętrznymi albo udaje im się co najwyżej przekroczyć granicę sąsiedniego kraju. Żyją w zaimprowizowanych obozach, nie ma rzetelnych danych o skali tego zjawiska. Ale jeśli spojrzy się choćby na Nigerię, gdzie z powodu terroru organizacji Boko Haram kilka milionów ludzi to uchodźcy wewnętrzni, to widać, że większość uchodźców w Afryce porusza się po tym kontynencie, a nie próbuje dostać się do Europy.

Mimo to dla polityków w Europie głównym tematem są właśnie ci afrykańscy migranci, którzy docierają do Europy. Co Europa powinna zrobić?

Potrzebujemy wspólnej polityki azylowej w Europie, nie ma innego wyjścia. Mamy wspólne granice zewnętrzne, dlatego musimy wspólnie stawiać czoła wyzwaniom. Jest to zresztą zapisane w Traktacie z Lizbony, ale sprawa od lat stoi w miejscu. Równie ważne jest stworzenie legalnych dróg migracji dla osób, które ani nie mogą liczyć na azyl, ani nie należą do grupy pracowników wysoko wykwalifikowanych. Muszą istnieć jakieś możliwości przyjazdu do Europy na kilka lat i podjęcia legalnej pracy także dla migrantów zarobkowych. Polityka odgradzania się, tylko nakręca interes handlarzom ludźmi.