1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ponad połowa Niemców nie jeździ koleją ani autobusami

12 września 2017

Są za drogie, brudne i często opóźnione – to główne powody, które zniechęcają Niemców do korzystania ze środków komunikacji publicznej.

https://p.dw.com/p/2jgOT
Nach Schießerei in München
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/D. Karmann

Jak wynika z przedstawionego w sobotę (09.09.2017) sondażu Instytutu Badań Marketingowych YouGov, ponad połowa (55 proc.) dorosłych Niemców nie korzysta ze środków komunikacji publicznej. Zniechęcają ich drogie bilety (26 proc.), częste opóźnienia (20 proc.) oraz niemiłe zapachy (18 proc.). Dla 16 procent Niemców powodem do rezygnacji z komunikacji kolejowej i autobusowej jest także niewłaściwe zachowanie niektórych pasażerów.

Tylko 18 procent, to jest co piąty mieszkaniec RFN, jeździ często, bo przynajmniej cztery razy w tygodniu, autobusem czy koleją.

Różne nawyki

Jednocześnie, jak wskazuje Weert Canzler z Centrum Badań Społecznych w Berlinie, zajmujący się analizą różnych form mobilności, zachodzą spore różnice w korzystaniu ze środków komunikacji publicznej przez mieszkańców miast i wsi. Okazuje się, że 40 procent ludności miejskiej nie korzysta w ogóle z komunikacji publicznej, na terenach podmiejskich korzysta z niej 60 procent, a na wsi aż 73 procent mieszkańców.

Rowery górą

Według rzeczniczki Instytutu YouGov, rezygnacja ze środków komunikacji publicznej nie oznacza wcale, że osoby te używają wyłącznie samochodów, ponieważ chodzą także pieszo lub jeżdżą rowerami. Ale dla 70 proc. osób dojeżdżających do pracy głównym środkiem lokomocji pozostaje nadal własny samochód. 

 „W dużych aglomeracjach korzysta się nadal ze środków komunikacji publicznej przy rosnącej stale liczbie rowerzystów – wyjaśnia Weert Canzler. Jednak samochód pozostaje wciąż na pierwszym miejscu. Trudno sobie bowiem wyobrazić życie bez auta w obszarach wiejskich, zwłaszcza wtedy, gdy „z rozkładu jazdy skreślony został ostatni autobus szkolny” - uważa ekspert.

dpa / Alexandra Jarecka