1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Poprawność polityczna i hejt. Dylematy niemieckich mediów

Andrzej Stach26 grudnia 2015

Aktualne wyniki badań ankietowych w RFN na temat wiarygodności niemieckich mediów w kontekście problemu uchodźców pokazują, że duża część społeczeństwa traci zaufanie do rzetelności ich przekazu.

https://p.dw.com/p/1HSZ8
Dresden - Pegida-Anhänger versammeln sich zum Jahrestag
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Kappeler

Na uwagę zasługuje, zdaniem ekspertów, również wskaźnik subiektywnego odczucia wolności. Według Instytutu Badania Opinii Publicznej w Allensbach obecnie tylko 63% społeczeństwa uważa, że może bez żadnych obaw wyrażać publicznie swoją opinię na temat polityki. To najniższy wynik od lat 90-tych.

"Czy kryzys w związku z uciekinierami to także kryzys mediów?", pytał niedawno dziennik "Die Welt". Zdaniem gazety, "informacje wydają się wielu niewiarygodne, ponieważ nie pojawiają się w nich zasadnicze zastrzeżenia przeciwko otwarciu granic przez Merkel. Powoduje to utratę wiarygodności". Jak wynika z badań, z niezadowoleniem nie tylko części społeczeństwa o poglądach radykalnej spotyka się także hasło głoszone przez niektórych polityków, w tym również Angelę Merkel, jak też części przedstawicieli Kościołów, publicystów i działaczy społecznych, że „islam należy do krajobrazu kulturowego Niemiec”. Tymczasem, według wyników wspomnianych badań, zdanie to popiera obecnie jedynie 22 % ankietowanych, natomiast aż dwie trzecie nie zgadza się z tym poglądem. Już na tych przykładach widać rozziew między wykładnią polityki rządu a odczuciami panującymi także wśród osób nienależących do ruchów i organizacji radykalnych.

Z rosnącą krytyką pod adresem "łże-prasy" (Lügenpresse) lub ogólnie "kłamliwych mediów" (Lügenmedien), przedstawiciele prasy, radia i telewizji konfrontowani są zwłaszcza od chwili pojawienia się demonstracji antycudzoziemskich organizowanych najczęściej w niektórych regionach Niemiec wschodnich. Ich inicjatorzy wywodzą się przeważnie z Alternatywy dla Niemiec (AfD) czy Pegidy (PEGIDA, Patriotische Europäer gegen Islamisierung des Abendlandes - Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Świata Zachodniego). Po chwilowym kryzysie tych ugrupowań i ruchów wywołanym sporami wewnętrznymi, ich protesty przybrały ponownie na sile po decyzji kanclerz Merkel o otwarciu granic dla uchodźców. Polaryzacja niemieckiej opinii publicznej w kwestii uchodźców nie przekłada się jednak prorcjonalnie na liczbę uczestników tych demonstracji i waha się w granicach od kilku do kilkunastu tysięcy osób. Protesty są jednak medialnie zauważalne także z powodu radykalnych wypowiedzi ich organizatorów i części uczestników. Obwoźne szubienice "zarezerwowane" dla kanclerz Merkel i wicekanclerza Sigmara Gabriela za "zdradę Niemiec", to tylko jeden z drastycznych przykładów.

Deutschland Pegida Kundgebung in Dresden
Symboliczna szubienica dla kanclerz Merkel i wicekanclerza Gabriela na demonstracji Pegidy (12.10.2015)Zdjęcie: picture-alliance/AP Photo/M. Schreiber

Agresja i hejt

Niezadowolenie, a niekiedy także fizyczną agresję uczestników demonstracji antyislamskich, coraz częściej zaczęli odczuwać dziennikarze relacjonujący ich przebieg. Obok obrzucania ich wyzwiskami i uniemożliwiania im pracy, niektórzy z demonstrantów posunęli się do przemocy fizycznej z pobiciem włącznie. Ogromna fala agresji werbalnej rozlała się w interncie. Na licznych stronach gazet i mediów audiowizualnych, a także na popularnych portalach społecznościowych, pod adresem dziennikarzy i publicystów zaczęły masowo pojawiać się niewybredne inwektywy oraz groźby użycia wobec nich przemocy fizycznej łącznie ze śmiercią. Przykładem jest dziennikarka telewizji publicznej Anja Reschke, która po krytycznym komentarzu na temat nienawiści wobec uchodźców przeżyła istny zalew tego rodzaju postów. Celem ataków na forach internetowych są również osoby nawołujące do tolerancji i pokojowego współżycia z muzułmanami. Nie zawsze kończy się to na słowach. Niedawno publicysta stołecznego dziennika "Der Tagesspiegel", popierający liberalną politykę wobec uchodźców, został rozpoznany i pobity na ulicy, kiedy wracał do swego domu w Berlinie. Nie jest to przykład odosobniony.

Znamienny dla masowych ataków przeciwko "kłamliwym mediom" jest fakt, że dotyczą one zarówno rozgłośni publicznych jak też prywatnych stacji nadawczych oraz wydawnictw gazet i czasopism. Wykraczają one przy tym poza dotychczasowe zarzuty ze strony grup skrajnie prawicowych czy lewicowych przeciwko mediom, twierdzi Ulrich Clauss z gazety "Die Welt". Jego zdaniem ich nowa niepokojąca jakość wynika z fundamentalnego przekonania, że w przypadku problemu uchodźców chodzi o celową dezinformację ze strony "medialnego mainstreamu". Wprawdzie oskarżenia o celowe okłamywanie społeczeństwa można uznać za teorię spiskową, ale odbiegająca od polityki rządu krytyczna opinia pokaźnej części społeczeństwa w tej kwestii jest faktem. Wedle wspomnianych badań tylko niecała jedna trzecia ankietowanych uważa odnośne informacje za "wyważone", natomiast prawie połowa odczuwa je jako jednostronne na korzyść polityki rządowej. Natomiast w grupie osób "mocno zatroskanych o dalszy rozwój sytuacji" aż 55% uważa te informacje za jednostronne w sensie tabuizowania kwestii azylu. Ponadto 43% dorosłej części społeczeństwa jest zdania, że "w Niemczech nie wolno swobodnie wyrażać swych poglądów na temat sytuacji z uchodźcami i należy być ostrożnym, kiedy się o tym mówi".

Broniąca się demokracja

"Wehrhafte Demokratie", czyli "broniąca się demokracja", była jednym z fundamentalnych celów przy tworzeniu Republiki Federalnej Niemiec. Oznacza to również przeciwdziałanie i zwalczanie nienawiści na tle etnicznym, religijnym czy obyczajowym oraz ochronę zagrożonych przez nią mniejszości. Nie tylko na tle niedawnej historii Niemiec jest to bardziej niż zrozumiałe i wynika także z Karty praw podstawowych UE oraz innych norm międzynarodowych. Rząd niemiecki realizuje to zadanie. We wrześniu 2015 minister sprawiedliwości Heiko Maass zażądał od osób odpowiedzialnych za Facebooka i inne popularne portale społecznościowe natychmiastowego usuwania wpisów siejących wrogość i nienawiść na tle etnicznym czy wyznaniowym. Zapowiedział też działania prawne przeciwko ich autorom. W Niemczech posypały się też wyroki sądowe. W październiku za głoszenie na Facebooku wrogości wobec obcych i podżeganie do nienawiści, na pięć miesięcy więzienia w zawieszeniu sąd w Berlinie skazał 29-letnią mieszkankę stolicy Niemiec. Na bezwzględną karę dwóch lat i trzech miesięcy pozbawienia wolności za długotrwałe podżeganie do nienawiści na tle rasowym także na Facebooku, skazany został w Kissingen 31-letni mężczyzna. Natomiast karę w wysokości 4.800 euro za rasistowskie i obraźliwe komentarze musi zapłacić 34-letni berlińczyk. Z podobnych powodów kilka innych osób w Niemczech zostało w ostatnim okresie zwolnionych z pracy przez pracodawców. Wprawdzie regułą w takich przypadkach jest najpierw upomnienie i ostrzeżenie., ale w sytuacji nie rokującej nadziei na poprawę pracodawca może podjąć też taką decyzję. Wtedy zwolnionym pozostaje tylko droga sądowa.

Screenshot DW-Nachrichten Jaafar Abdul Karim
Reporter DW Jaafar Abdul Karimzostał pobity w czasie demonstracji Pegidy
Deutschland Pegida Kundgebungen zum Pediga-Jahrestag in Dresden
Zwolennicy Pegidy demonstrują przeciwko polityce Merkel i "łże-mediom"Zdjęcie: Getty Images/S. Gallup

Środki zaradcze

Jednym ze środków zaradczych, świadczących jednak równocześnie o dużej bezradności redakcji internetowych wydań gazet wobec masowej skali zjawiska hejtu, jest czasowe zawieszenie rubryki komentarzy pod publikowanymi tam tekstami. Do kroku tego posuwa się raz po raz m.in. opiniotwórczy tygodnik "Der Spiegel" w wersji internetowej. Zwracając się do czytelników, tygodnik informuje w takich wypadkach: "W odróżnieniu do wielu innych artykułów na stronie SPIEGEL ONLINE pod niniejszym tekstem nie ma forum. Niestety na temat uchodźców nadsyłanych jest tyle nieodpowiednich, obraźliwych i wchodzącaych w zakres kompetencji sądów komentarzy, że uniemożliwia to rzetelne prowadzenie naszego forum (...). Prosimy o zrozumienie".

Do całkiem innego rodzaju sposobu piętnowania osób podżegnujących do nienawiści rasowej, ksenofobii i wrogości wobec innych grup wyznaniowych sięgnęła największa w Niemczech gazeta bulwarowa BILD. Wprowadzony okresowo na łamy wydań drukowanych "pręgierz" (Pranger) zamieszcza w całości tego rodzaju hejty publikowane na Facebooku, ale robi to ze zdjęciami i informacjami na temat autorów. W drugiej połowie października br. w jednym z wydań gazety znalazły się 42 komentarze, które zajęły całą trzecią i czwartą stronę gazety. "My stawiamy hejterów pod pręgierz. Teraz kolej na pana, panie prokuratorze", oświadczył pod "pręgierzem" BILD. Wydawca ma przy tym świadomość balansowania na granicy legalności ze względu na nieprzestrzeganie ochrony danych osobowych. Mocne zastrzeżenia budzi także "ferowanie takich wyroków" leżące w kompetencji wymiaru sprawiedliwości.

Zmiana tonu

Rosnące w szybkim tempie praktyczne trudności w zakresie rejestracji i kontroli przy przyjmowaniu kolejnych fal uchodźców i azylantów, a następnie ich zakwaterowania, zapewnienia świadczeń socjalnych i medycznych, wpływają na stopniową zmianę tonu wypowiedzi coraz liczniejszych przedstawicieli rządu. Do rewizji pierwotnych wyobrażeń, odnośnie koniecznych środków bezpieczeństwa, zmuszają dodatkowo zamachy terrorystyczne ze strony radykalnych islamistów w Paryżu i istniejące zagrożenie dalszymi zamachami - także w Niemczech. Również w tekstach i wypowiedziach dziennikarzy i publicystów głoszone początkowo niezachwiane przekonanie o podołaniu sobie z tym problemem ustępuje powoli poszerzonej refleksji na temat rzeczywistych możliwości gmin i miast niemieckich. Pojawia się w nich też krytyka pod adresem własnej branży medialnej za przesadne niekiedy obawy przed poruszaniem tematów negatywnych w konteście uchodźców i azylantów. Krytycznie oceniane są też działania podejmowane niekiedy na wyrost przeciwko poszczególnym "siewcom nienawiści".

Na początku listopada 2015 publicysta bliskiego niemieckiej socjaldemokracji tygodnika "Der Spiegel" Jan Fleischhauer skrytykował w swoim felietonie wycofanie z sieci dystrubucji w Niemczech wszystkich książek uznawanego za islamofobicznego skandalistę niemiecko-tureckiego autora Akifa Pirinçci´ego. Powodem były jego wypowiedzi podczas jednej z niedawnych demonstracji przeciwko napływowi cudzoziemców. Zgadzając się z opinią na temat niedopuszczalności niektórych sformułowań publicznych pisarza, Fleischhauer stwierdził krytycznie: "Wydaje się, że nikomu nie przeszkadza, gdy dystrybutorzy wydają nagle wyroki polityczne. (...) Do ścigania wszelkiego rodzaju niegodziwości powołane są sądy, a nie księgarnia na rogu. Tymczasem sprawa ma się tak: żadna z tych książek dotkniętych zakazem dystrybucji nie znalazła się na indeksie lub została z innego powodu zabroniona".

Jak widać nawet w obecnej sytuacji, pełnej obaw przed poważnymi wyzwaniami i zagrożeniami, świadomość konieczności obrony wolności słowa jako jednej z nadrzędnej wartości demokracji, jest w Niemczech stale obecna. Towarzyszy temu jednak stale niemniej ważny dylemat, jak adekwatnie opisywać i pokazywać najpoważniejsze trudności i zagrożenia związane z masowym napływem uchodźców i azylantów bez groźby podsycania nastrojów ksenofobii, nietolerancji i tendencji neofaszystowskich.

Andrzej Stach