1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Prasa niemiecka: wódz zmarł, niech żyje wódz i Merkel na Kosowym Polu

20 grudnia 2011

Wizyta kanclerz Niemiec w Kosowie oraz sytuacja na Półwyspie Koreańskim po śmierci dyktatora, to dominujące tematy komentarzy.

https://p.dw.com/p/13Vlg

Kanclerz Niemiec  w Kosowie. Frankfurter Allgemeiene Zeitung zauważa:

„Dziatwa szkolna machająca chorągiewkami, transparenty z portretami naturalnej wielkości – z takim entuzjazmem, jak teraz Angelę Merkel w Pristinie, Albańczycy witali dotąd jedynie Billa Clintona, George'a Busha juniora i Josipa Broza - Titę. Wskazując konflikt na granicy serbsko-kosowskiej kanclerz (takie przynajmniej powstało wrażenie w Pristinie), w pojedynkę udaremniła w tym roku nominację Serbii na aspiranta UE. Za to spotkało ją entuzjastyczne przyjęcie na Kosowym Polu. Czas wykaże, czy obstawanie przy odmowie przyznania Serbii statusu aspiranta faktycznie leży w interesie Niemiec”.

Dyktator Korei nie żyje, niech żyje dyktator. Der Tagesspiegel:

„Teraz stabilizacja Azji Wschodniej zależy od tego, czy Kim Dzong Un narzuci swą wolę wpływowej soldatesce w Korei Północnej. Jego ojciec postarał się o to, awansując go na czterogwiazdkowego generała. Jeszcze większe znaczenie mieć będzie dla Kim Dzong Una i stabilizacji Korei Północnej poparcie ze strony Chin. O tym wiedział także Kim Dzong Il i dlatego po doznanym wylewie w 2008 roku czterokrotnie peregrynował do Państwa Środka zabiegając o pomoc gospodarczą i regulując sukcesję. Dla Chin Korea Północna pełni ważną funkcję geostrategiczną. Socjalistyczne bratnie państwo uchodzi za strefę buforową między Chinami a Koreą Południową, gdzie stacjonuje 25 tysięcy żołnierzy USA. Dla chińskich wojskowych wizja upadku Korei Północnej i obecność sojuszników Korei Południowej na własnej granicy, to od dawna dramatyczny scenariusz”.

Landeszeitung uprzedza, że sytuacja w Korei Północnej wcale nie jest do śmiechu:

„Potrząsanie szabelką zaraz po śmierci „ukochanego wodza” powinno na Zachodzie otworzyć oczy tym, którzy sądzą, że Korea Północna to zapomniany problem na końcu świata. I to do tego taki, który rozwiąże się siłami natury. Faktycznie natomiast, dla dyktatur zmiana władzy to problem życia i śmierci. Tym bardziej dotyczy to despotii o tak wielkim kulcie jednostki. Na Półwyspie Koreańskim nie da się wykluczyć niemal żadnego scenariusza horroru. Żonglowanie rakietami dyktatorskiej pociechy, Kim Dzong Una, nadają się także do podważenia  obietnicy pomocy ze strony USA wobec sojuszników. Korea Północna i Japonia mogą w tej sytuacji salwować się zbrojeniami”.

A Frankfurter Rundschau zauważa:

„Nowy władca Korei Północnej wchodzi na scenę tak, jak jego ojciec schodził: demonstrując wojskową potęgę. W kilka godzin po informacji o śmierci Kim Dzong Ila jego najmłodszy syn, Kim Dzong Un, wystrzelił na morze rakietę średniego zasięgu. Wymowa jest oczywista: niech nikt nie myśli, że młody Kim jest mniej wojowniczy od swego ojca,  który uczynił z Korei Północnej mocarstwo atomowe, szantażując świat posiadaną bombą”.

Nieco w przyszłość wybiega komentator gazety Stuttgarter Zeitung:

„Polityczna egzystencja Kim Dzong Una i jego sojuszników zależy w znacznym stopniu od gwarancji utrzymania przywilejów filarów reżimu. A będzie to coraz trudniejsze. Im bardziej bowiem Korea Północna wchodzi na kurs konfrontacji w stosunkach międzynarodowych, tym trudniej zdobywać będzie dewizy, niezbędne dla zapewnienia elitom drogich towarów z importu”.

Andrzej Paprzyca

red. odp.: Elżbieta Stasik