1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Radykalny zwrot w niemieckiej polityce imigracyjnej

12 listopada 2015

Szef niemieckiego MSW Thomas de Maizière przywraca także wobec uchodźców z Syrii zasady Konwencji Dublińskiej. W praktyce będzie to trudne, ale jest konieczne, uważa Christoph Hasselbach {KOMENTARZ}.

https://p.dw.com/p/1H4hw
Flüchtlinge Grenze Passau Österreich Deutschland
Zdjęcie: Getty Images/J. Simon

Cios następuje teraz za ciosem. Już drugi raz w ciągu zaledwie kilku dni minister spraw wewnętrznych popycha sprawy do przodu i sygnalizuje: czasy bezgranicznego przygarniania przez Niemcy uchodźców minęły, także dla Syryjczyków. Znowu stosowane będą zasady Konwencji Dublińskiej, czyli, kto ucieka z Syrii do Europy, musi złożyć wniosek o azyl w pierwszym kraju UE, na którego terenie postawił nogę. Jeżeli mimo to dotrze do Niemiec, niemieckie urzędy mogą odesłać go z powrotem do kraju pierwszego pobytu.

Ze względów humanitarnych i dla oszczędzenia Federalnemu Urzędowi ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) czasochłonnego badania każdego indywidualnego wniosku, kanclerz Angela Merkel zawiesiła w końcu sierpnia stosowanie procedury dublińskiej wobec uchodźców z Syrii. Od tego czasu przybyły do Niemiec setki tysięcy ludzi, wśród nich także tacy, którzy podali się tylko za Syryjczyków w przekonaniu, że praktycznie gwarantuje to uznanie ich wniosków o azyl. Właściwie odpowiedzialne za nich tranzytowe kraje UE – Austria, Chorwacja, Grecja, Słowenia i Węgry - tylko im pomachały na pożegnanie. Właściwie, dlaczego nie? Ludzie ci chcieli dostać się do Niemiec i Niemcy ich przyjęły.

Praktyka ta jednak dobiega teraz kresu. Niemiecki rząd jest pod coraz większą presją, musi przyhamować napływającą falę przybyszów.

Oczekiwana krytyka

Jak można było przewidzieć, na de Maizière'a sypią się teraz gromy: jego decyzja jest nieludzka, niewykonalna, nie została uzgodniona. Wiele z tych krytycznych głosów odnosi się do polityki wewnątrzpartyjnej, wiele jest rozpowszechnioną odruchową reakcją: każde ograniczenie liczby przyjmowanych uchodźców jest niemoralne.

Chyba najcięższy jest przy tym zarzut, że przywrócenie systemu dublińskiego nie pociągnie za sobą praktycznie żadnych konsekwencji. Po pierwsze, z grona krajów UE, do których mogliby zostać odesłani uchodźcy, wyłączona jest Grecja. Akurat państwo, które w tym kryzysie imigracyjnym jest najważniejszym krajem pierwszego pobytu.

Ponadto Niemcy przed deportacją każdego, komu odmówiły azylu, muszą wiedzieć, z jakiego kraju UE przybył. Uchodźcy tego nie powiedzą. Także leżące na ich drodze kraje wolą, żeby tylko przez nie przejechali. Jeżeli zaczęłyby rejestrować każdego przybysza, w efekcie musiałyby też przyjąć każdego, którego odsyłają Niemcy. Szybko zebrałyby się tysiące, co dla małych państw, takich jak Słowenia, byłoby niewyobrażalnym obciążeniem. Jeżeli system dubliński ma znowu funkcjonować, Berlin jest skazany na europejskich partnerów. I to mimo wypowiedzi kanclerz przed Parlamentem Europejskim, iż przestrzeganie zasad tego systemu „w praktyce jest niewykonalne”.

Christoph Hasselbach
Redaktor Deutsche Wele Christoph HasselbachZdjęcie: DW/M.Müller

Uzasadniona jest też krytyka, że i tak już przeciążony urząd BAMF jeszcze bardziej zostanie zarzucony procedurami kontrolnymi. Wnioski do rozpatrzenia będą się tylko piętrzyć i także szukający azylu będą musieli czekać nie wiadomo jak długo na decyzję. Rząd w Berlinie właściwie chciał przyspieszyć procedurę azylową – teraz osiąga przeciwny skutek.

Dżina z powrotem do butelki

Mimo wszystko ten zwrot w polityce imigracyjnej jest słuszny i nie nastąpił ani o dzień za wcześnie. Przede wszystkim chodzi bowiem o przesłanie skierowane do własnego społeczeństwa, do uchodźców i partnerów unijnych. Niemcy nie są w stanie przyjmować nieograniczonej liczby uchodźców. Gest Merkel od początku był błędem. Teraz inni próbują zagnać dżina z powrotem do butelki.

Sondaże pokazują, że w efekcie kryzysu imigracyjnego kanclerz wyraźnie traci zaufanie społeczeństwa a popularność CDU spada na korzyść prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Jeżeli umiarkowane partie nie przyhamują tego trendu i to szybko, kiedyś mogą wziąć nad nimi górę radykalne siły.

Christoph Hasselbach