1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Rocznica zamachu w Halle. Pozostała trauma

Lisa Hänel
9 października 2020

Rok temu zamachowiec próbował wtargnąć do synagogi w Halle. W tym czasie w bożnicy przebywało ponad 50 osób. Wciąż cierpią z powodu tego, co przeżyli.

https://p.dw.com/p/3jeFQ
Drzwi synagogi w Halle po strzałach zamachowca 9 października 2019 roku
Drzwi synagogi w Halle po strzałach zamachowca 9 października 2019 rokuZdjęcie: Getty Images/J. Schlueter

Jest 9 października 2019 roku. Gmina żydowska w Halle obchodzi w synagodze największe święto żydowskie Jom Kipur. Krótko przed południem modlący się słyszą strzały. Zamachowiec kilka razy celuje z zewnątrz w drewniane drzwi bożnicy. Te jednak opierają się atakowi, ratując zgromadzonych przed katastrofą. Zabójca rani później śmiertelnie dwie osoby w pobliżu synagogi.

Niewiele brakowało, a ofiarą zamachowcy padłaby Mollie Sharfman. Amerykanka wyszła z synagogi na krótko przed tym, zanim pojawił się napastnik i zaczął strzelać do drewnianych drzwi. − On wiedział, że między modlitwami jest przerwa i będzie strzelał do każdego, kto wyjdzie zza drzwi – mówi Sharfman. Ale zamachowiec przybył za późno i to prawdopodobnie uratowało Amerykance życie. Kiedy padają strzały Mollie Sharfman siedzi właśnie na ławce w parku. Instynktownie pozostaje na miejscu. Do dziś z trudem może pojąć, że niewiele brakowało, a straciłaby życie. – Moje życie jest teraz podzielone na czas przed i czas po zamachu – mówi.

Za spokojem przyszedł strach

Po zamachu na synagogę w Halle Mollie Sharfman cierpi  na zespół stresu pourazowego
Po zamachu na synagogę w Halle Mollie Sharfman cierpi na zespół stresu pourazowegoZdjęcie: Lisa Hänel/DW

Po zamachu na synagogę w Halle Niemcy pogrążyły się w szoku. Ze wszystkich stron do społeczności żydowskiej napływały wyrazy solidarności. Na ulice miast wyszły tysiące demonstrantów. Minister spraw wewnętrznych Niemiec Horst Seehofer udał się do Halle, a władze zadbały o lepszą ochronę gmin żydowskich w Niemczech. W dniu zamachu gmina w Halle posiadała jedynie sporadyczną ochronę policyjną.

Po kilku tygodniach konsternacja opinii publicznej ustąpiła i zajęto się innymi sprawami. I właśnie to był ten punkt w życiu Mollie Sharfman, kiedy jej życie zaczęło się komplikować. – Zaczęłam nieco tracić kontrolę nad codziennym życiem, miałam poczucie beznadziei i strachu – wspomina. Kilka miesięcy po ataku, zdiagnozowano u niej zespół stresu pourazowego. Rozpoczęła, więc terapię i powoli jej stan ulega poprawie.

Największe wsparcie Mollie znajduje jednak w tym, co podczas zamachu znalazło się dosłownie pod ostrzałem − w żydowskiej tożsamości. Od dzieciństwa mocno angażowała się w życie społeczności żydowskiej. Od półtora roku działa w żydowskiej organizacji edukacyjnej w Berlinie i jest wolontariuszką w żydowskiej organizacji studenckiej „Morasha Germany”. − Dla wielu ludzi trudno było to pogodzić − mówi Sharfman. Sama uważa siebie za osobę, która również podejmuje się ról przywódczych, i na której ludzie mogą polegać. Ale od czasu zamachu także i ona musi walczyć sama z sobą.

Punkt zwrotny – proces

Prawie dziesięć miesięcy po zamachu w Halle ruszył proces zamachowca. Mollie Sharfman jest pierwszym świadkiem, który zeznaje w sądzie. Jest to również moment, w którym zaczyna do niej dochodzić, że jest osobą, która ocalała. Kiedy wkrótce po zamachu po raz pierwszy usłyszała dziennikarza, który nazwał ją ocalałą, wydawało się to dla niej absurdalne. Ocalał ktoś inny − jej dziadek. Sharfman jest wnuczką ocalałego z Holokaustu, który stracił całą swoją rodzinę. Po wojnie wyemigrował do USA. Mollie Sharfman jest jego pierwszą wnuczką i zarazem kontynuatorką linii rodzinnej, której prawie nie było.

W związku z rocznicą zamachu synagoga w Halle otrzyma nowe drzwi wejściowe
Nowe drzwi wejściowe dla synagogi w HalleZdjęcie: picture-alliance/dpa/H. Schmidt

− Całe moje życie, on był tym ocalałym − wspomina Sharfman. − A ja byłam dumna, że jestem jego wnuczką. Przeżył straszne rzeczy, a jednak potrafił dać nam uczucie miłości. Kochał judaizm i przekazał nam wszystko o naszej religii – dodaje. Dlatego wspomniała o dziadku także podczas zeznań w sądzie. Gdy o nim mówiła, zamachowiec zareagował śmiechem. Jak przyznała, bardzo ją to dotknęło, ale jednocześnie uczyniło silniejszą. − Mogłam skonfrontować się z osobą, która czuła tak wiele nienawiści i chciała nas skrzywdzić. I mogłam jej powiedzieć, że zadzierała z niewłaściwymi ludźmi – opowiada Amerykanka.

W poszukiwaniu sensu

Cztery tygodnie później, pod koniec września, Mollie Sharfman spotyka się w berlińskim mieszkaniu z grupą przyjaciół i ćwiczy żydowskie pieśni modlitewne. Za kilka dni odbędzie się w Halle − po raz pierwszy od zamachu − Jom Kipur. Grupa wraz z członkami gminy żydowskiej przygotowuje się do uroczystości. W mieszkaniu panuje radosna atmosfera, na stole leżą owoce granatu, w powietrzu unoszą się dźwięki gitary. Co jakiś czas jednak na twarzy Mollie Sharfman zasnuwa lekka melancholia. 

Piosenki, które śpiewają tego dnia, są tymi, które Sharfman zaintonowała z członkami gminy w Halle krótko po zamachu. − Słowa piosenek odzwierciedlają wiele z tego, przez co przeszłam − mówi. − I świadczą o tym, że Bóg nawet w najcięższych chwilach jest zawsze obecny.  Kiedy rok temu, po szoku wywołanym zamachem, zaczęli śpiewać, jedna z kobiet powiedziała, że: „Z powodu tych pieśni naród żydowski nigdy nie wyginie”. Takie spokojne, osobiste refleksje snuje Mollie Sharfman rok po zamachu. Prawie nigdy nie wypowiada się o jego politycznych czy społecznych skutkach. Ale nadal zaprząta ją niepojęty fakt, że z powodu kilku minut ocalone zostało jej życie. Jednocześnie, jak podkreśla, musi radzić sobie z codziennością: robić pranie, chodzić do pracy. Niezmiennie próbuje zaprowadzić ład i znaleźć sens w tym, co się wydarzyło. Trauma, która rok temu dotknęła całą społeczność żydowską, pozostała.   

Trauma po ataku neonazisty. Nie nosi już kipy