1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Sexmission impossible

Maciej Wiśniewski 12 maja 2012

„Seksmisja” Juliusza Machulskiego po niemiecku, w teatrze, w dodatku lalkowym? Dla berlińskiej grupy „Das Helmi” nie ma rzeczy niemożliwych.

https://p.dw.com/p/14svM
Sexmission als Puppentheater: Szenen aus dem Spektakel „Sexmission“; April 2012, Berlin; Copyright: Maciej Wisniewski
Zdjęcie: Maciej Wisniewski

„Kopernik? Kopernik była kobietą! Einstein? Też była kobietą! A może Merkel też?” Tym razem pani kanclerz, a nie Maria Curie-Skłodowska, jak w oryginale Machulskiego. Ta drobna zmiana w jednej z najpopularniejszych scen „Seksmisji” nie dziwi, biorąc pod uwagę całokształt. Bo „Seksmisja” w wydaniu „Das Helmi” to prawdziwa rewolucja.

Już samo przeniesienie jednej z najlepszych komedii w historii polskiego kina na język teatru lalkowego wydaje się czymś z gatunku science fiction. Ale lalki „helmich” grały już „Leona zawodowca” i „Matrix”, więc czemu nie „Seksmisję”? „Das Helmi” przenoszą też w swój lalkowy świat klasykę w rodzaju „Fausta” czy „Zbójców”, grają spektakle dla dzieci. Tworzą również na zamówienie i właśnie tak powstała ich „Seksmisja”.

„W 2010 r. teatr z Fryburga zaproponował nam przygotowanie spektaklu, którego motywem przewodnim miała być reprodukcja. Od razu pomyślelismy o „Seksmisji” – tłumaczy Emir Tebatebai, jeden z członków pięcioosobowej grupy o międzynarodowym, niemiecko-turecko-angielskim składzie.

Sexmission als Puppentheater: Szenen aus dem Spektakel „Sexmission“; April 2012, Berlin; Copyright: Maciej Wisniewski
Scena z przedstawieniaZdjęcie: Maciej Wisniewski

Lalki w stylu trash

Film Machulskiego po raz pierwszy zobaczyli kilka lat wcześniej na pokazie w „Klubie Polskich Nieudaczników” w Berlinie. Chociaż grupa powstała w 2002 r., przez dłuższy czas nie mogła sobie znaleźć miejsca i występowała w różnych klubach i alternatywnych teatrach Berlina, także u „Nieudaczników”, z którymi członkowie „Das Helmi” przyjaźnią się do dziś.

„Oczywiście wiedzielismy, że ten film cieszy się w Polsce prawdziwym kultem” – mówi Emir Tebatebai. Jednak, jak zaznacza, nikt z grupy sam tej fascynacji nie doświadczył. „Ktoś wychowany w Niemczech, nie jest w stanie przeżyć „Seksmisji” tak jak Polak. Bez określonego zaplecza kulturowego oglądasz ten film inaczej, zwracasz uwagę na inne rzeczy”. Jak mówi Emir – Niemiec o tureckim pochodzeniu – jego urzekły w filmie Machulskiego nie tyle inteligentnie zakamuflowane odniesienia do socjalistycznej rzeczywistości, co scenografia, przypominająca mu berlińskie kluby techno z lat 90-tych.

Dlatego „Seksmisja” w wersji „das Helmi” nie jest precyzyjną adaptacją filmowego pierwowzoru, a raczej wariacją na jego temat. Część scen zostało pominiętych, wiele dodanych, niektóre skecze i dialogi zmienione. Na scenie czwórka aktorów, grających po kilka ról na raz – bywa, że mężczyźni odtwarzają role kobiece i odwrotnie – a do tego grających na żywo na instrumentach i śpiewających specjalnie napisane do spektaklu piosenki.

No i lalki – sklecone z kawałków gąbek, drutów, starych, materacy, tektury, słowem – śmieci. Czasem tak brzydkie, że  w perwersyjny sposób urocze. Lalki, które zadomowiły się już w krajobrazie teatralnym Berlina, bo w 2007 r. w karierze „helmich” nastąpił przełom. Spektakl „Arsen und Spitzenhäubchen“ odniósł wielki sukces, posypały się nagrody i zaproszenia z innych teatrów – od Berlina po Koreę. Od tamtego czasu „Das Helmi” mają też stałą siedzibę – „Ballhaus Ost” w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg.

Czy „Seksmisja” była naprawdę?

W miniony weekend na widowni „Ballhaus Ost” zasiadł komplet widzów. Wśród nich Niemcy i Polacy, ale również Anglicy i Skandynawowie. „Bardzo często po spektaklach ludzie przychodzą do nas i pytają: „Seksmisja”, kultowy film w Polsce? Chyba sami to wymyśliliście? I musimy im tłumaczyć, że to jednak prawda” – śmieje się jedna z aktorek Tina Pfurr.

Sexmission als Puppentheater: Tina Pfurr und Emir Tebatebai – Schauspieler der Gruppe "Das Helmi"; April 2012, Berlin; Copyright: Maciej Wisniewski
Tina Pfurr i Emir TebatebaiZdjęcie: Maciej Wisniewski

Filmu Machulskiego nie widział poza Polakami prawie nikt, ale nie przeszkadza to w dobrej zabawie. Perypetiom Maksa i Alberta w lalkowym wydaniu towarzyszą co chwila salwy śmiechu. „To było czyste wariactwo, ale świetnie się bawiłem” – mówi później Bernd, jeden z widzów. Torsten przyszedł na spektakl po raz drugi. Wcześniej oglądał go sam, tym razem przyprowadził dziewczynę i przyjaciół.

Polscy widzowie też są pod wrażeniem pomysłowości twórców, swoistego uroku lalek i wigoru na scenie, ale z oczywistych względów porównują spektakl z filmowym oryginałem. „Trudno mi było przeskoczyć w lalkowy, a przez to jeszcze bardziej nierealny niemiecki świat postaci science fiction” – uważa Agata. Inna Polka mieszkająca w Berlinie, Monika ocenia, że „mało to przypominało naszą „Seksmisję”, ale bawiło”.

Nie szargamy świętości

 "Bardzo chcielibyśmy zagrać w Polsce” – mówią członkowie „Das Helmi”, którzy oprócz „Seksmisji” mają również na swoim koncie lalkową przeróbkę „Białego” Kieślowskiego. Emir Tebatebai wspomina jedyną jak dotąd wizytę teatru za Odrą – przed laty w Szczecinie grupa dała spektakl dla dzieci. „Polska publiczność była bardzo otwarta, my też tacy jesteśmy, więc powinniśmy przypaść sobie do gustu”.

Sexmission als Puppentheater: Nach der Vorstellung; April 2012, Berlin; Copyright: Maciej Wisniewski
Ukłony na zakończenieZdjęcie: Maciej Wisniewski

 Ale „Seksmisja” to co innego. Jak mówi Emir, zagrać ją w Polsce byłoby prawdziwym wyzwaniem. „Pewnie część ludzi będzie się obawiać, że zszargamy waszą świętość, ale tak się na pewno nie stanie”.         

Maciej Wiśniewski

red. odp. Małgorzata Matzke