1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Sondaż do PE. Centrum trzyma się mocno. Co z Fideszem?

1 marca 2019

Najnowsza prognoza podziału miejsc w europarlamencie potwierdza solidną większość prounijnych partii głównego nurtu. Poradziłyby sobie bez Fideszu, ale główne siły chadecji nadal nie odwracają się od Viktora Orbana.

https://p.dw.com/p/3EK0c
Brüssel Europaparlament Abstimmung zu Venezuela Guiado
Zdjęcie: European Union/EP

Parlament Europejski opublikował w piątek przewidywania podziału mandatów po majowych eurowyborach, które firma Kantar Public opracowała na podstawie średniej z – sporządzanych do 25 lutego - sondaży różnych ośrodków z wszystkich krajów Unii. Badanie nie obejmuje Wlk. Brytanii i opiera się na założeniu, że brexit dokona się przed lipcem, czyli przed początkiem nowej kadencji europarlamentu, który będzie mieć 705 zamiast obecnych 751 europosłów.

Europejska Partia Ludowa, czyli międzynarodówka centroprawicy nazywana unijnymi chadekami (m.in. niemiecka CDU i CSU, a z Polski – PO i PSL), powinna zdobyć 25,7 proc. mandatów w nowym Parlamencie Europejskim, czyli o około 3,3 pkt. procentowe mniej niż ma teraz. Drugiej co do wielkości frakcji centrolewicy (m.in. niemiecka SPD, a z Polski SLD) dzisiejsza prognoza daje 19,1 proc. mandatów, czyli o 5,7 punktów mniej niż obecnie. Kierowany przez byłego belgijskiego premiera Guy Verhofstadta klub liberałów powinien zdobyć 10,6 proc. mandatów. A jeśli zgodnie z wysyłanymi od dawna sygnałami liberałowie weszliby w porozumienie z partią Emmanuela Macrona, to taki alians liczyłby 13,7 proc. europosłów. (o 4,7 punktu więcej, niż teraz mają liberałowie)

Dzisiejsza prognoza w kluczowych punktach prawie wcale nie różni się od poprzednich przewidywań, które opublikowano 18 lutego (na podstawie sondaży przeprowadzanych do 6 lutego). Bardzo nieznacznie, o niecałe pół punktu, spadł wynik centroprawicy, a za to zieloni urośli do 7 proc. mandatów (mniej więcej tyle mają teraz), czyli o 0,8 punktu, niż w poprzednich przewidywaniach.

Obecna Komisja Europejska kierowana przez Jeana-Calude’a Junckera została zatwierdzona w 2014 r. przez koalicję centroprawicy i centrolewicy (łącznie 54 proc. mandatów), do której – choć arytmetycznie to nie było konieczne - dołączyli liberałowie Verhofstadta, co dało razem 62 proc. mandatów. Tej jesieni nowej Komisji Europejskiej nie wystarczy już centroprawica i centrolewica, co jest precedensem w historii europarlamentu. Jednak ewentualna duża koalicja sił głównego nurtu (centroprawica, centrolewica, liberałowie, macroniści) dałaby łącznie 58,5 proc. mandatów, co zapewniłoby nowej Komisji Europejskiej dość stabilne oparcie dla polityki prounijnej. A jeśli do takiej koalicji dołączyliby zieloni, to urosłaby do aż 65,5 proc. mandatów.

Co z Fideszem?

Na trzy miesiące przed wyborami do Parlamentu Europejskiego prognozowany kształt izby jest zatem odległy od publicystycznych czarnych scenariuszy o wielkiej fali skrajnych i populistycznych sił z prawa i lewa. Wprawdzie sondaże dają we Włoszech pierwsze miejsce Lidze wicepremiera Mattea Salviniego (33,3 proc. głosów), ale we Francji wygrywa koalicja macronistów z liberałami, choć w eurowyborach z 2014 r. pierwsze miejsce zajęły listy Marine Le Pen. Szkopuł w tym, że populizm i idee „nieliberalnej demokracji” nadgryzają centrowe międzynarodówki od środka, znacznie bardziej niż przed eurowyborami z 2014 r. Głównym przykładem jest Fidesz węgierskiego premiera Viktora Orbana.

Węgierski plakat atakujący Sorosa i Junckera
Węgierski plakat atakujący Sorosa i JunckeraZdjęcie: picture-alliance/ANE

Orban złamał wiele obietnic dawanych – głównie niepublicznie – kierownictwu Europejskiej Partii Ludowej, czyli m.in. nie zaprzestał kampanii w celu wypchnięcia z Węgier Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (nazywanego w państwowej propagandzie „uniwersytetem Sorosa”). Jednak dopiero niedawny atak na Jeana-Claude’a Junckera, który na Węgrzech został oskarżony m.in. o spiskowanie z Sorosem na rzecz do osłabiania granic krajów Unii i zalania ich imigrantami, sprowokował kontrakcję ze strony części chadeków. Wniosek o wyrzucenie Fideszu z EPL może być postawiony przez prezydium tej międzynarodówki (jej szefem jest Francuz Joseph Daul), na co się nie zanosi, choć już jesienią 2018 r. miał namawiać do tego Juncker wchodzący w skład prezydencji (obok m.in. Donalda Tuska). Pozostaje zatem druga droga – wniosek od co najmniej siedmiu partii członkowskich z co najmniej pięciu krajów.

Benelux przeciw Orbanowi

Wczoraj [28.02] wspólne pismo z wnioskiem o wyrzucenie Fideszu złożyły dwie partie chadeckie z Belgii (frankofońska i flamandzka) oraz jedna z Luksemburga. – Ten, kto ciągle występuje przeciw chadeckim ideom i wartościom, nie ma wśród nas miejsca – ogłosił Wouter Beke, przywódca flamandzkiej partii CD&V. Dziś podobny wniosek wystosowały partie chadeckie z Holandii, Finlandii i Portugalii, a swą gotowość zasygnalizowali Szwedzi. To byłoby wystarczające do wszczęcia oficjalnej debaty o usunięciu Fideszu, która – według naszych nieoficjalnych informacji – mogłaby się odbyć na posiedzeniu Zgromadzenia Politycznego EPL dopiero w drugim tygodniu kwietnia. Wprawdzie kierownictwo EPL oraz Zgromadzenie Polityczne zbiera się również w marcu, ale – choć nieformalne rozmowy o Fideszu są nieuniknione – chce uniknąć wprowadzania tego punktu do porządku obrad poświęconych głównie manifestowi przed majowymi eurowyborami.

Premier Węgier Viktor Orban
Premier Węgier Viktor OrbanZdjęcie: Getty Images/AFP/A. Kisbenedek

Dzisiejsza prognoza daje Fideszowi 13 europosłów (teraz ma 12), czyli zaledwie 1,8 proc. przyszłego europarlamentu, co z czysto arytmetycznego punktu widzenia powinno być pomijalne przy rachubach co do nowej prounijnej większości. Jednak usunięcie Orbana z EPL jest m.in. w Niemczech oceniane mniej przez pryzmat utraty kilkunastu mandatów przez EPL, a bardziej pod kątem skutków wypchnięcia całych Węgier na polityczny margines Unii – także w kontekście wpływów Rosji, ale również więzi gospodarczych Węgrów m.in. z Niemcami. Choć zatem niemieccy chadecy krytykują Orbana za ataki na Junckera, to na razie powstrzymują się od deklaracji co do ostrzejszych kroków. A w Zgromadzeniu Politycznym EPL, które decyduje o zawieszeniu lub wyrzuceniu partii, Niemcy są największą siłą (waga głosu zależy od wyników wyborczych i wielkości kraju). W sprawie Fideszu zupełnie nie wychylają się Polacy z EPL.

Koalicja Europejska ciut nad PiS

Największą delegacją krajową w nowej kadencji będą niemieccy chadeccy – 34 europosłów CDU/CSU w EPL. Natomiast w przypadku Polski dzisiejsza prognoza daje 36,3 proc. głosów dla PiS (20 mandatów) oraz 37,5 proc. dla Koalicji Europejskiej, czyli 21 europosłów, którzy jednak po wyborze powędrowaliby do różnych frakcji (np. PO do EPL, SLD do centrolewicy). Wiosna miałaby dostać 10,6 proc. głosów, czyli 5 mandatów, a Kukiz15 – 7,3 proc. (4 mandaty).