1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Sprawa Nawalnego: Ograniczone możliwości Zachodu

5 września 2020

Kanclerz Merkel domaga się od Rosji pełnego wyjaśnienia sprawy Nawalnego. Ale UE ma ograniczone możliwości wywierania nacisku na Kreml.

https://p.dw.com/p/3i17F
Aleksiej Nawalny w drodze do berlińskiej kliniki
Aleksiej Nawalny w drodze do berlińskiej klinikiZdjęcie: Getty Images/M. Hitij

Zamachy na rosyjskich opozycjonistów, zarówno w samej Rosji jak i poza jej granicami, nie są niczym nowym. Podobnie jak rosyjska taktyka w takich sprawach. Kierownictwo Kremla stale zaprzecza, że miało z nimi jakikolwiek związek i często podaje w wątpliwość przedstawione przez Zachód fakty, które ten traktuje jako niepodważalne dowody. W przypadku Aleksieja Nawalnego  przebywającego na leczeniu w berlińskiej klinice uniwersyteckiej, jest dokładnie tak samo.

Kanclerz Angela Merkel mówi o "usiłowaniu zamordowania" Nawalnego. Dowody w sprawie użycia przeciwko niemu bojowego środka paralityczno-drgawkowego typu nowiczok rosyjskiej produkcji, są zdaniem rządu w Berlinie "jednoznaczne". Niemiecka kanclerz wyraziła swoje oburzenie i zażądała wyjaśnień od rządu w Moskwie. Unia Europejska zagroziła mu sankcjami, a sojusz NATO zwołał na piątek (04.09.2020) specjalne posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej. Po spotkaniu sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg wezwał Rosję do ujawnienia informacji o programie nowiczok i zezwolenia na "bezstronne" wyjaśnienie sprawy Nawalnego przez gremium międzynarodowe.

Aleksiej Nawalny (zdjęcie archiwalne)
Aleksiej Nawalny (zdjęcie archiwalne)Zdjęcie: Reuters/T. Makeyeva

Tymczasem rząd w Moskwie chce najpierw "sprawdzić" doniesienia z Berlina i skarży się na wysuwane przeciwko niemu zarzuty. Pomiędzy Niemcami i Rosją kursują, utrzymane w ostrym tonie, noty dyplomatyczne, a ich ambasadorowie są wzywani do MSZ-tu w Berlinie i Moskwie. W najbliższych dniach, jak zapowiedział niemiecki minister spraw zagranicznych, z zachodnimi partnerami Republiki Federalnej zostanie przedyskutowana "właściwa odpowiedź" udzielona stronie rosyjskiej.

Trudne pytanie: co jest właściwe, a co możliwe?

W tej sprawie padło już wystarczająco dużo mocnych słów, napisał w artykule gościnnym dla "Zeit online" ekspert ds. Rosji Klaus Segbers. Ten emerytowany profesor studiów wschodnioeuropejskich i stosunków międzynarodowych uważa, że dalsza "gadanina" z Moskwą nie ma większego sensu. "Rozmowa ma sens tylko wtedy, gdy obie strony łączy pewien minimalny standard postępowania; gdy jest on przez nie przestrzegany i gdy ich interesy choćby trochę na siebie zachodzą", napisał Segbers. Jego zdaniem Zachód powinien jasno określić swoją "czerwoną linię", której Rosji naruszyć nie wolno. Tymczasem Rosja, zajmując część Gruzji i Ukrainy, zestrzeliwując malezyjskiego boeinga 777 i dokonując licznych zamachów na opozycjonistów, dowiodła, że nie ma żadnego interesu w podtrzymywaniu dialogu z Zachodem.

Helmut Scholz, ekspert klubu poselskiego Europejskiej Partii Lewicy w PE ds. polityki międzynarodowej, uważa takie podejście za niesłuszne. Jego zdaniem należy nasilić kontakty z Moskwą. Jak powiedział: "Uważam, że dalsze zaognianie stosunków i pójście w nich na konfrontację nikomu i niczemu nie służy, ponieważ najbardziej potrzebujemy współpracy". Co więcej, Scholz twierdzi, że taka współpraca powinna dotyczyć współdziałania unijnych i rosyjskich tajnych służb, przy zachowaniu, jak powiedział, "odpowiedniego wyczucia i odpowiedzialności".  

A może lepiej nie rozmawiać z Rosją, tylko ją karać?

Szybko pojawiły się propozycje wstrzymania prac przy budowie, prawie gotowego, gazociągu Nord Stream 2. Za takim rozwiązaniem opowiedział się nie tylko prof. Segtbers, ale także przewodniczący komisji polityki zagranicznej w Bundestagu Norbert Roettgen z CDU. Łagodniejsze stanowisko zajął ekspert partii FDP ds. polityki zagranicznej Alexander hrabia Lambsdorff, który w rozmowie z DW powiedział, że nie należy porzucać całkowicie tego projektu, tylko ogłosić na niego "moratorium". W praktyce oznacza to wstrzymanie budowy gazociągu do chwili pełnego wyjaśnienia sprawy Nawalnego.

Rury używane do budowy gazociągu Nord Stream 2
Budowa gazociągu Nord Stream 2Zdjęcie: picture alliance/dpa/S. Sauer

Jeszcze kilka dni temu kanclerz Merkel opowiadała się za dokończeniem budowy gazociągu, nie zważając na głosy sprzeciwu przeciwko tej kontrowersyjnej inwestycji ze strony innych członków UE. W czwartek (03.09.2020) wsparł ją szef CSU i premier Bawarii Markus Soeder, który oświadczył, że "sprawa Nawalnego i gazociąg Nord Stream 2 nie mają ze sobą nic wspólnego".

Sankcje są możliwe tylko w sektorze energetycznym

Zarzucenie budowy gazociągu Nord Stream 2 nie oznacza, że ucierpi na tym wyłącznie Rosja. Przesyłany nim gaz potrzebny jest bowiem także jego odbiorcom w Europie Zachodniej. Poza tym można go przesyłać innymi gazociągami. Naprawdę dotkliwie można ugodzić Rosję tylko poprzez zmniejszenie zakupów rosyjskiego gazu ziemnego przez Niemcy i inne państwa europejskie.

"Musimy mieć stale na uwadze bardzo ograniczone możliwości wywierania przez UE i Niemcy wpływu na Rosję", powiedział w rozmowie z DW Hans Henning Schroeder, ekspert ds. Rosji w Fundacji Nauka i Polityka w Berlinie. Jego zdaniem nie ma w praktyce takich sankcji, które mogłyby naprawdę dotkliwie zaszkodzić Rosji z wyjątkiem całkowitej rezygnacji z dostaw rosyjskiego gazu. To jednak, jak podkreślił, nie wchodzi w grę z uwagi na ogromne koszty takiej decyzji dla Niemiec i innych państw europejskiech, które musiałyby zapewnić sobie innych dostawców tego paliwa.

Pomimo najrozmaitszych napięć pomiędzy UE i Rosją, jak informuje KE, państwa unijne kupują w niej coraz więcej ropy i gazu. Niemcy na przykład, pokrywają połowę swego zapotrzebowania na gaz ziemny jego dostawami z Rosji. Mając to na uwadze Komisja Wschodnia Gospodarki Niemieckiej odradza nałożenie na Rosję dodatkowych sankcji. Jak oświadczył jej przewodniczący Oliver Hermes, taka decyzja "ugodziłaby przede wszystkim ponownie w nie mające nic wspólnego z otruciem Nawalnego firmy i rosyjskie społeczeństwo".

Pozostaje zatem tylko wywieranie nacisków dyplomatycznych

Po nieudanej próbie otrucia byłego rosyjskiego agenta GRU Siergieja Skripala i jego córki w Wielkiej Brytanii w 2018 roku, USA, państwa członkowskie UE i NATO oraz Ukraina, wydaliły na znak protestu 153 rosyjskich dyplomatów. W odpowiedzi Rosja wydaliła w sumie 189 dyplomatów zachodnich, w większości z Wielkiej Brytanii i USA. Jaki efekt miała ta "wymiana" i komu bardziej zaszkodziła - trudno powiedzieć.

Rosyjscy dyplomaci opuszczają ambasadę w Waszyngtonie
Rosyjscy dyplomaci opuszczają ambasadę w WaszyngtonieZdjęcie: picture-alliance/AP Photo/C. C. Kaster

Sankcje gospodarcze nałożne na Rosję i pojedyncze osoby z Rosji, podjęte przez UE w odpowiedzi na zaanektowanie przez Rosję Krymu i zestrzelenie pasażerskiego samolotu rejsu MH-17 oraz różne zamachy na przeciwników Kremla, do dziś nie zmieniły zasadniczo kursu rosyjskiej polityki. Zdaniem wspomnianego wyżej eksperta ds. Rosji Schroedera miały one tylko "symboliczne znaczenie".

Czy Zachód rzeczywiście jest solidarny w swej polityce wobec Rosji?

Sankcje nałożone na pojedyncze osoby z Rosji ze względu na jej udział w konflikcie z Ukrainą są z zadziwiającą regularnością stale przedłużane. Gdy jednak chodzi o całokształt stosunków z Rosją i jej prezydentem Władimirem Putinem, o jednomyślności mowy już być nie może. Prezydent Francji Emmanuel Macron próbował, na przykład, utrzymywać "specjalne stosunki" z Moskwą, będące od dawna tradycją we francuskiej polityce zagranicznej. Macron spotykał się z Putinem tak często, jak żaden inny ważny polityk zachodni, żeby przedyskutować z nim takie zagadnienia geopolityczne jak wojna domowa w Syrii, sytuacja w Libii oraz inne konflikty, w które włączona jest Rosja.

Populistyczny rząd we Włoszech chwali się na swojej stronie internetowej utrzymywaniem "dobrych i pozytywnych" stosunków z Rosją. To samo można powiedzieć o Austrii. Rząd w Wiedniu uważa się za pośrednika Zachodu w stosunkach z Moskwą, nawet jeśli ostatnio jego własne stosunki z nią zakłócił skandal szpiegowski.

Wschodnioeuropejskie państwa członkowskie UE, które przez dziesięciolecia pozostawały w radzieckiej strefie wpływów, patrzą na Rosję o wiele bardziej krytycznym okiem. Właśnie dlatego Polska, państwa bałtyckie i inne nie zostawiają suchej nitki na projekcie budowy gazociągu Nord Stream 2.

A co na to wszystko mówią Stany Zjednoczone i prezydent Donald Trump?

Prezydent USA Donald Trump nałożył sankcje na firmy uczestniczące w budowie gazociągu Nord Stream 2. Podobnie jak wielu innych polityków amerykańskich jest on zagorzałym przeciwnikiem tego projektu, ponieważ chciałby sprzedawać Niemcom i innym państwom europejskim więcej amerykańskiego gazu skroplonego. Gdyby w reakcji na otrucie Nawalnego UE zrezygnowała z Nord Stream 2, stronie amerykańskiej byłoby to bardzo na rękę.

Donald Trump i Władimir Putin w Helsinkach (2018)
Donald Trump i Władimir Putin w Helsinkach (2018)Zdjęcie: picture alliance/UPI Photo/newscom/D. Silpa

Członkowie administracji waszyngtońskiej z oburzeniem zareagowali na sprawę Nawalnego i domagają się od Rosji jej pełnego wyjaśnienia. Nie wiadomo na razie jednak, czy za mocnymi słowami z ich strony pójdą kolejne sankcje gospodarcze. Prezydent Trump nie wypowiedział się jeszcze na ten temat. Szczyci się za to "doskonałymi" stosunkami z szefem Kremla Władimirem Putinem. Mieszanie się przez Rosję w jego kampanię wyborczą w roku 2016, które, jak donoszą amerykańskie media, może powtórzyć się także w tym roku, nauczyło go zachowania należytej ostrożności przed zajmowaniem zbyt radykalnego stanowiska wobec Rosji i jej polityki. Czy teraz Trump będzie podtrzymywał swój plan ponownego przyjęcia Rosji do grupy G7 i uczynienia z niej grupy G8, pozostaje jednak wątpliwe.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>