1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Spór o Turów. Efekt wielu zaniechań

2 października 2021

Bez porozumienia zakończył się w Pradze maraton polsko-czeskich rozmów o Turowie. A przy tym podobno uzgodniono już wszystko, z wyjątkiem okresu obowiązywania umowy.

https://p.dw.com/p/41AXH
Polen Bogatynia | Kohleabbau in Turow
Zdjęcie: Slaevk Ruta/ZUMA Wire/imago images

– Nie wiem, jak to będzie. Wierzę, że do tego porozumienia w końcu jednak dojdzie – mówi DW Martin Půta, hetman (marszałek) województwa libereckiego, graniczącego z obszarem kopalni węgla brunatnego Turów. – Właściwie jest uzgodnione prawie wszystko, z wyjątkiem terminu obowiązywania umowy. W tej kwestii nie byli w stanie porozumieć się ani negocjatorzy, ani premierzy – wyjaśnia.

Szefowie rządów obu państw nie uczestniczyli w praskich rozmowach, na czele obu delegacji stali ministrowie środowiska. Ale gdy negocjacje stawały w miejscu, w ruch szły telefony. W końcu, według portalu dziennika ekonomicznego „Hospodárszké noviny”, akceptacji porozumienia odmówił czeski premier Andrej Babisz. „Obawiał się mianowicie negatywnej reakcji obrońców środowiska naturalnego i mediów na tydzień przed wyborami [parlamentarnymi]” – napisał główny analityk gazety Martin Ehl.

Umowa na dwa lata?

– Chcieliśmy, żeby ta umowa obowiązywała tak długo, jak długo w Turowie będzie wydobywany węgiel – mówi hetman Půta. Jego zdaniem jedynie takie rozwiązanie jest logiczne, ponieważ umowa ma zapobiec negatywnym wpływom wydobycia w Turowie na obszarze Czech.

– Byliśmy gotowi pójść na jakiś rozsądny kompromis, ale polska strona wystąpiła z wnioskiem, żeby ta umowa mogła zostać wypowiedziana już po dwóch latach. A to było dla nas nie do przyjęcia – podkreśla samorządowiec z Liberca.

„Polska przyszła w ostatniej chwili z postulatem, żeby czesko-polskie porozumienie obowiązywało jedynie dwa lata. Ale wydobycie w kopalni Turów ma trwać 22 lata! Musimy logicznie starać się o więcej niż dwa lata” – napisał w piątek na Twitterze szef czeskiej dyplomacji Jakub Kulhánek.

„To, że Polska chce wypowiedzieć porozumienie o kopalni Turów po dwóch latach, nie jest żadną niespodzianką. Ona go nawet nie chce dotrzymać. A gdyby nie było decyzji TSUE, nawet by o nim nie rozmawiała” – skomentował wpis ministra czeski Greenpeace.

Czas na ofensywę?

Według źródeł „Hospodárszkich novin”, na które powołuje się Martin Ehl, polska strona uznała, że uczyniła Czechom najlepszą możliwą ofertę. Jeśli nie zostanie przyjęta, Warszawa wybierze jego zdaniem płacenie pół miliona euro dziennie Komisji Europejskiej. Taką karę nałożyła na Polskę 20 września wiceprezes Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) Rosario Silva de Lapuerta.

„Teraz polska strona uważa rozmowy za zakończone i rozważa kolejne kroki wobec Pragi, które w dość zasadniczy sposób mogą pogorszyć stosunki polsko-czeskie” – twierdzi analityk dziennika, nie przytaczając jednak żadnych konkretnych przykładów.

Jak dotąd były to jedynie pogłoski, że w Polsce trwają poszukiwania haków na Czechów. Podobno przedmiotem kolejnego sporu mogłaby się stać dobrze znana polskim ekspertom pokopalniana Herzmanicka Hałda w Ostrawie, w której od 20 lat trwa podziemny pożar. W mediach społecznościowych pojawiały się też głosy, że należałoby zająć się jakością wód w rzekach spływających z Czech (czyli w Odrze i Nysie Łużyckiej). Teraz jednak „ofensywy przed TSUE” domaga się poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski, były wiceminister aktywów państwowych.

„Mamy mnóstwo argumentów prawnych, bowiem działania TSUE są bezprawne” – powiedział portalowi WNP.PL. W artykule z piątku 1 października „Problem Turowa: już czas na ofensywę Polski” jednak nie pojawiły się ani te argumenty, ani też wyjaśnienia, które działania Trybunału miałyby być zdaniem Kowalskiego bezprawne.

Skąd ten spór?

– Geneza polsko-czeskiego sporu jest wielowymiarowa – twierdzi w rozmowie z DW Sergiusz Najar, który był wiceszefem resortu infrastruktury, a potem wiceministrem spraw zagranicznych w gabinetach Leszka Millera i Marka Belki. Jego zdaniem to przede wszystkim kwestia niedopasowania instytucjonalnego współpracy transgranicznej: – Województwo libereckie zgłaszało swoje problemy od wielu lat na forum komisji międzyrządowej. Ale tam Czechy reprezentuje resort spraw zagranicznych, a Polskę resort spraw wewnętrznych, bo to właśnie MSWiA jest w Polsce odpowiedzialne za jej granice.

W efekcie zdaniem Najara sprawa Turowa nigdy nie dotarła do właściwych instytucji. Czyli do resortów odpowiedzialnych za środowisko, energetykę i nadzór właścicielski nad spółkami energetycznymi, bo te w komisji bądź nie są reprezentowane w ogóle, bądź jedynie na bardzo niskim szczeblu.

Spór o kopalnię w Turowie
Polski minister klimatu i środowiska Michał KurtykaZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Ale problemy komunikacyjne między Pragą a Warszawą to nie jedyny powód całego konfliktu: – Drugi wymiar sporu jest związany z wydaniem koncesji na wydobywanie węgla w Turowie do 2044 roku przez polskiego ministra klimatu i środowiska Michał Kurtykę. Zdaniem bardzo wielu ta decyzja naruszyła zarówno prawo europejskie, jak i polskie. Nie zostały bowiem przeprowadzone niezbędne konsultacje, w tym także ze stroną czeską – uważa Sergiusz Najar.

– Trzeci wymiar to fakt, że miejsce to jest postrzegane zarówno z Warszawy, jak i z Wrocławia jako region peryferyjny – kontynuuje. – Gdzieś bardzo, bardzo daleko jest jakiś problem ekonomiczny, społeczny i ekologiczny. I pomimo tego, że istnieje powołane w 2014 roku przez Dolny Śląsk i sąsiednie cztery czeskie województwa, w tym także libereckie, Europejskie Ugrupowanie Współpracy Terytorialnej Novum, ta sprawa nigdy nie była podejmowana na szczeblu regionalnym, czyli tam, gdzie ona naprawdę jest istotna, bowiem dotyczy kilkudziesięciu tysięcy Polaków, Czechów i Niemców żyjących na styku trzech państw – wyjaśnia.

– A czwarty wymiar dotyka polityki bieżącej, czyli tego, jak rządy w Warszawie i Pradze do tego podchodzą – dodaje Sergiusz Najar, ale tego aspektu sporu nie chce komentować.

Nieodrobiona lekcja?

– Tu nie było woli rozwiązania problemu, a czas płynął. Być może nikt nie chciał się tą sprawą zajmować dlatego, że ona nie jest prosta – mówi o polsko-czeskim sporze były wiceminister. – A tymczasem Polska od ponad roku nie ma swojego ambasadora w Pradze.

Według Sergiusza Najara to, co się dzieje wokół Turowa, jest efektem nałożenia się na siebie bardzo wielu zaniechań, w 90 procentach ze strony polskiej, które będą musiały zostać rozwiązane. Ma to także charakter transformacji cywilizacyjnej. A ponieważ dzieje się to na pograniczu

trzech krajów, nie można wykluczyć, że i ten trzeci, czyli Niemcy, także w końcu włączy się do tego sporu.

– Nam się zdaje, że pogranicze to są jakieś dalekie peryferia. Tymczasem w przestrzeni europejskiej peryferia często stają się ważniejsze od centrum. To jest prawdziwa spójność. Ale tej lekcji najwyraźniej ciągle nie jesteśmy w stanie odrobić – konkluduje Sergiusz Najar, kiedyś wiceminister, dziś bankowiec i doradca, który sam żyje na czesko-polskim pograniczu.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>