1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

SZ o reformie delegowania pracowników: Lepsze to niż nic

25 października 2017

Dziennik „Sueddeutsche Zeitung” przyznaje, że zmiana dyrektywy o pracownikach delegowanych to cios w rynek wewnętrzny UE, ale – zdaniem gazety – reforma jest konieczna.

https://p.dw.com/p/2mS0H
Deutschland Bauarbeiter bei der Arbeit Symbolbild
Zdjęcie: picture-alliance/Sven Simon

„Napływ taniej siły roboczej z krajów Europy Środkowej i Wschodniej to jedna z najważniejszych rzeczy wywołujących w zamożnych państwach gniew na Unię Europejską” – czytamy w komentarzu autorstwa Nikolausa Pipera. Jego zdaniem, dzieje się tak zwłaszcza, kiedy mamy do czynienia ze zjawiskiem delegowania pracowników z Polski, Czech, Węgier czy Rumunii. „Na budowach, w rzeźniach i szpitalach stanowią bezpośrednią konkurencję dla niemieckich czy francuskich pracowników, są jednak wynagradzani według wschodnioeuropejskich stawek” – czytamy. Autor dodaje, że w praktyce otrzymują oni połowę lokalnego wynagrodzenia, dlatego zachodnie związki zawodowe od dawna mówią o dumpingu płacowym.

Gazeta przypomina, że Unia Europejska chciała zapobiec temu zjawisku już w 1996 roku, przygotowując dyrektywę o pracownikach delegowanych. Przewidywała ona, że delegowani na przykład do Niemiec muszą zarabiać przynajmniej tyle, ile wynosi niemiecka płaca minimalna. Teraz unijni ministrowie zdecydowanie zaostrzyli te przepisy, przyznając pracownikom delegowanym prawa do premii i innych dodatków przysługujących pracownikom lokalnym. „Wyższe wynagrodzenia i lepsze traktowanie pracowników ze wschodu brzmi dobrze” – pisze Piper. Zastrzega jednak, że droga do tego celu jest bardzo kręta. Jak czytamy, żelazna zasada swobody poruszania się pracowników w Europie zostaje zastąpiona pryncypiami prawa pracowniczego. W przyszłości ma obowiązywać reguła: ta sama płaca za tą samą pracę w tym samym miejscu. „Jest to naruszeniem zasad rynku wewnętrznego” – czytamy.  

Autor dodaje, że delegowanie pracowników samo w sobie nie jest wyzyskiem, tylko potrzebną i powszechną praktyką. Komentator przyznaje też rację niemieckim pracodawcom, którzy skarżą się, że w przyszłości łatwiej będzie wysłać pracownika do Indii niż do Francji. Zdaniem autora artykułu, mimo tych wszystkich zastrzeżeń decyzja unijnych ministrów jest słuszna. „A przynajmniej lepsza, niż pozostawienie tego, co mieliśmy do tej pory”. Komentator dodaje, że wspólny rynek wewnętrzny przy jednoczesnych bardzo dużych różnicach w zarobkach powoduje komplikacje, których nie dało się przewidzieć, kiedy rynek ten powstawał. „Za polską pensję można dobrze żyć w Gdańsku, ale nie w Monachium. Zmusza to delegowanych pracowników do życia w nędznych warunkach. Istnieje różnica między przewożeniem przez granicę towaru, a ludzkiej siły roboczej” – czytamy.

Gazeta zwraca uwagę, że liczba pracowników delegowanych podwoiła się w latach 2010-2014. Tylko do Niemiec przybyło ponad pół miliona pracowników, głównie z Polski. „Także francuski prezydent Emmanuel Macron zasługuje na zrozumienie. Macron potrzebuje politycznej ochrony z Europy dla swoich planów liberalizacji rynku pracy” - czytamy. Autor dodaje, że Macron chce zwalczać coś, co wielu Francuzów uważa za skrajną niesprawiedliwość, a mianowicie to, że ludzie ze wschodniej Europy pracują na zachodzie za głodowe – z zachodniego punktu widzenia – stawki. „Patrząc na to w ten sposób, reforma dyrektywy jest też środkiem przeciwko populistom – prawicowym i lewicowym” – czytamy w Sueddeutsche Zeitung.

Oprac. Wojciech Szymański